• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"SOR to jest piekło, które sami sobie zgotowaliśmy"

Piotr Kallalas
15 sierpnia 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 

"Soczewka skupiająca wszystkie problemy polskiego systemu medycyny", "wąskie gardło opieki medycznej", "piekło, które sami sobie zgotowaliśmy", "suma wszystkich strachów polskiej służby zdrowia" - tak opisują SOR specjaliści, lekarze, pielęgniarki, ratownicy. Tymczasem z roku na rok przybywa pacjentów. - Gdy padną SOR-y, to padnie wszystko - puentuje ordynator gdyńskiego oddziału.  



Czy system SOR powinien zostać zreformowany?

Polski pacjent relacjonuje czas spędzony w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zawsze tak samo: niczym pobyt w Tartarze - parafrazując Wikipedię - pobyt w najbardziej mrocznej krainie systemu opieki medycznej, w której dusze są skazane na cierpienie. Pełne zrozumienie tego zjawiska jest jednak niemożliwe, ponieważ w tym miejscu krzyżują się drogi zarówno chorych na skraju życia i śmierci, staruszków niekiedy wypychanych przez swoich opiekunów, jak i pacjentów z okruchem w oku czy... złamanym tipsem. I wreszcie medyków, którzy - mówiąc wprost - nie mają czasu pójść do toalety i bywa, że jedyne o czym marzą, to zmiana trybu pracy.

- W szpitalnych oddziałach ratunkowych jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy całego systemu ochrony zdrowia - zaczynając od kondycji społeczeństwa, poprzez rozwiązania systemowe i uwarunkowania prawne, kończąc na zagadnieniach związanych z pracą lekarzy i pielęgniarek. Bezpośrednią konsekwencją tych zjawisk jest to, że oddziały ratunkowe są przeciążone do takiego stopnia, że przyjmowanie pacjentów w stanie nagłego zagrożenia życia i zdrowia jest zaburzone. Jaki jest tego powód? Pracujemy również na rzecz pacjentów, którzy w takim zagrożeniu się nie znajdują, a mimo wszystko do nas się zgłaszają - mówi prof. Mariusz Siemiński, ordynator Klinicznego Oddziału Ratunkowego UCK w Gdańsku.
Wydaje się jednak, że próba zapoznania się z brutalnymi uwarunkowaniami systemowymi może zrodzić empatię i tym samym nieco ostudzić atmosferę. 

Pijani pacjenci na SOR. Pijani pacjenci na SOR. "Połowa przejawia zachowania agresywne"

Kto powinien trafić na SOR?



- Na SOR powinni trafiać wyłącznie pacjenci z zagrożeniem życia, a więc chory z zawałem, udarem, z wypadku lub nagłego zasłabnięcia - mówi Grzegorz Kurowski, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Szpitalu św. Wincentego a Paulo.
Tyle teorii. Wszyscy nasi rozmówcy szacują podobnie - takich pacjentów jest 15-25 proc. Rozumując na chłodno, większość chorych nie powinna znaleźć się na oddziale ratunkowym, a więc w miejscu, gdzie teoretycznie chyba nikt nie chciałby się znaleźć - przynajmniej jako pacjent.

Kto w rzeczywistości trafia na SOR?



Jak wygląda rzeczywistość na SOR-ze? Jacy pacjenci się tam pojawiają? Z jakimi przypadkami na SOR-ze mają do czynienia medycy?

Podczas czekania na korytarzu przy rejestracji widać tłok osób w podeszłym wieku, niektórzy śpią, inni błędnie patrzą przed siebie. Wszyscy są zmęczeni zaistniałymi okolicznościami i czekaniem.

- W weekendy mamy tu dodatkowo wytrzeźwiałkę - mówi jeden z gdańskich ratowników.
Oprócz seniorów z różnymi przypadłościami, chociaż większość łączą zmiany o charakterze demencji, lekarze sprawdzają wszelkie drobne urazy i "peozetowe" choroby.

- Mamy np. uraz kolana sprzed dwóch tygodni, obrzęk stawu łokciowego sprzed tygodnia. Stare urazy, stare choroby, a to wszystko nie do nas. Do tego pacjenci z kaszlem, gorączką i biegunkami. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, nie jesteśmy oddziałem diagnostyczno-leczniczym - zaznacza twardo dr Grzegorz Kurowski.
Chore dziecko - kiedy zacząć szukać lekarza? Chore dziecko - kiedy zacząć szukać lekarza? "Lepiej, żeby rodzic przyszedł raz za dużo"

Pacjent szuka przyspieszonej diagnostyki, bo nie może jej uzyskać w normalnym trybie i czasie



Ktoś powie "to okrutne, to są też osoby często ciężko chore". Niestety to właśnie system, opisywany w dalszej części artykułu, błędnie doprowadza przewlekle schorowanego pacjenta, który zawsze na starcie jest na słabszej pozycji, do małej poczekalni oddziału ratunkowego, a więc do miejsca, gdzie nie zostanie wyleczony. Chorego, który od wielu miesięcy nie może uzyskać wyników diagnostyki. To kłopoty z dostaniem się do lekarza albo związane z wydłużonym czasem oczekiwania na opis finalnie oddziałują na kondycję SOR-ów.

- Główny problem, z jakimi borykają się oddziały ratunkowe, wynika nie z tego, że pacjenci zgłaszają się z błahostkami, ale po prostu nie mają lub nie wiedzą, gdzie iść. Przychodzą najczęściej nie wtedy, kiedy można skorzystać z profilaktyki, ale wtedy, kiedy już coś się dzieje, coś boli. SOR jest wtedy jedynym miejscem, gdzie zostaną przyjęci od razu. Wiadomo, poczekają te 4 godziny, ale do przychodni umówiliby się za kilka dni - mówi Łukasz Wrycz-Rekowski, ratownik medyczny z Gdyni.

Każdy z nas miał paproch w oku, to żadna frajda



Ponadto w polskim systemie wejście do szpitala zawsze odbywa się przez SOR. Upadły punkty ambulatoryjne np. o charakterze chirurgicznym czy okulistycznym, które zaspokajały potrzeby medyczne pacjentów z niegroźnymi urazami, m.in. z drobnymi skaleczeniami czy ranami. Teraz wszystko jest kierowane na oddział ratunkowy i wymaga kontaktu z lekarzem, jego decyzji o przyjęciu i pieczątki na wypisie.

- Kliniczny oddział ratunkowy w centrum urazowym jest miejscem, w którym jesteśmy przygotowani np. do przyjęcia pacjenta z mnogimi obrażeniami z wypadku samochodowego. Ale jesteśmy również miejscem, do którego zgłasza się człowiek, któremu wpadł właśnie paproch do oka. Każdy z nas miał paproch w oku, to żadna frajda i to trzeba zaopatrzyć, ale być może nie w miejscu, gdzie jest sala resuscytacyjna, respiratory i infrastruktura do udzielania pomocy człowiekowi na granicy życia i śmierci. Doraźna pomoc ambulatoryjna wyparowała i jest to jedna z przyczyn obecnej sytuacji na SOR - zaznacza prof. Siemiński.

"My tu mamy dom starców "



Odwiedzamy kolejny trójmiejski SOR. W kolejce przed rejestracją podobna sytuacja, na oko 90 proc. pacjentów to osoby powyżej 80 roku życia. Jest lato, temperatury od paru dni przekraczają 30 stopni. Widać, że część chorych to właśnie ofiary upałów. Inni błądzą wzrokiem, znowu sprawiają wrażenie zagubionych, nie do końca zdających sobie sprawę z tego, gdzie są.

- My tu mamy dom starców i nie ma co zrobić z tymi ludźmi. Niestety rodziny ich nie chcą, opiekunowie ich nie chcą. Przed świętami ich podrzucają. Pacjent nie ma zawału, wylewu, po prostu kruchość, demencja, zajmuje miejsce i czas, a gdzie ja mam położyć młodego z wypadku? Nie mamy dla niego miejsca - mówi lekarz.
Na oddziale wyczuwa się napięcie pomieszane z bezradnością, bo nic nie wskazuje na to, że coś się zmieni. Każdy dzień rodzi podobną frustrację u personelu medycznego.

- Wypisuję potem pacjenta w wieku starszym, a rodzina nas jeszcze oskarża. Opisuje nas w gazetach i co my mamy zrobić? Jesteśmy tu od ratowania życia, a zajmujemy się staruszkami z demencją. Niestety takie jest życie i jego koniec, ale obecność w szpitalu dla takich osób jest jeszcze większym cierpieniem - słyszymy od lekarza prowadzącego zmianę.
Brak miejsc opieki dla osób starszych, braki lekarzy geriatrów znowu pośrednio i bezpośrednio uderzają w funkcjonalność oddziałów ratunkowych. Z drugiej strony rodziny nie chcą posyłać swoich rodziców czy dziadków do placówek organizujących opiekę, jednak nie mają problemu, aby wysłać ich na oddział ratunkowy.

- Opieka nad pacjentem geriatrycznym to kolejny obszar, w którym ponosimy systemową klęskę. Osób w wieku podeszłym, niesamodzielnych przybywa i będzie przybywało - na to nie ma siły. W Polsce brakuje wszystkich specjalistów, w tym geriatrów, a w środowisku medycznym brakuje wiedzy na temat rzeczywistych potrzeba pacjenta w wieku podeszłym. Dla osoby w wieku podeszłym przyjęcie na oddział szpitalny np. z powodu biegunki czy zapalenia oskrzeli nierzadko jest powodem, który skraca życie, a nie je wydłuża. W szpitalach dużo łatwiej zarazić się lekooporną bakterią. Niezależnie od tego, jak dobrą mamy opiekę, to leżenie na oddziale w zaawansowanym wieku, np. z zespołem kruchości, pogarsza rokowania. Ta wiedza trudno przebija się do środowiska medycznego i pacjentów - wskazuje prof. Mariusz Siemiński.
Dlaczego pacjenci kłamią w rozmowie z lekarzem czy pielęgniarką? Dlaczego pacjenci kłamią w rozmowie z lekarzem czy pielęgniarką?

Sale z "pikającą" aparaturą, ciągłe zamieszanie i obce twarze - wszystko to sprawia, że schorowani seniorzy bardzo przeżywają pobyty w takich miejscach, a efekt jest odwrotny. Pojawiają się lęki i psychozy, starsi pacjenci stają się agresywni, choć głównie dla siebie samych. Często zdarza się, że wyrywają kroplówki i muszą zostać przywiązani, co potem spotyka się z oburzeniem ze strony rodziny.

- W Polsce jest problem z opieką geriatryczną, nie ma miejsc w domach spokojnej starości. Nie jesteśmy też DPS-em czy ZOL-em, a 90 proc. na naszym oddziale to osoby starsze. Prawda jest taka, że my na SOR nie wyleczymy starości, natomiast musimy szukać miejsc dla ludzi młodych - mówi dr Grzegorz Kurowski.
Niestety często powiela się pewien schemat, który trudno jest usprawiedliwić. Osoby starsze o wiele częściej trafiają na SOR w okresie przedświątecznym i urlopowym, ponieważ rodziny mają już plany nieuwzględniające seniorów.

Czy lekarze rodzinni nadmiernie wysyłają na SOR?



Mało osób zdaje sobie sprawę z pewnej napiętej relacji, jaka istnieje między lekarzami medycyny ratunkowej a przychodniami medycyny rodzinnej. Wszystko sprowadza się do tego, że ci pierwsi zarzucają tym drugim kierowanie pacjentów na SOR bez faktycznych wskazań.

- W naszym kraju system zdrowia opiera się na SOR-ach, które są obecnie przeciążone. Gdy padną SOR-y, to padnie wszystko. Tymczasem lekarze rodzinni permanentnie wysyłają do nas pacjentów bez badań i wręcz instruują ich, co powiedzieć, abyśmy nie wypuścili takiego chorego. Jeśli pacjent, mówi, że kłuje go w klatce, to musimy go zatrzymać i przeprowadzić badania - powiedział dr Grzegorz Kurowski.
To kolejny element układanki pokazujący, jak większość sektorów medycyny ostatecznie jest połączona ze Szpitalnym Odziałem Ratunkowym. Jeżeli założymy znowu - a tak sugerują lekarze rodzinni - że 3/4 pacjentów POZ jest tam niepotrzebnie (większość infekcji wirusowych wymaga bowiem ciepłej herbaty i kocyka), to mamy do czynienia z poważnym obciążeniem systemu. Z drugiej strony zdarza się, że lekarz nie chce czekać na wyniki badań, kiedy czas oczekiwania jest znacznie wydłużony, i kieruje pacjenta na SOR. Niewydolny system sam stworzył taką furtkę, która nie tylko nastawia wrogo na siebie medyków i pacjentów, ale i lekarzy na lekarzy.

- Na każdym dyżurze mamy kilka przypadków skierowań od lekarzy rodzinnych, których pacjenci w żadnym wypadku nie potrzebują takiej opieki. Interpretujemy to na trzy sposoby. Czasami jest to brak wiedzy i doświadczenia lekarza. Po drugie jest to poczucie niemocy lekarza rodzinnego, gdzie system nie pozwala im w rozsądnie szybkim czasie zdiagnozować pacjenta. Lekarz POZ wie, że albo to się nie uda, albo zajmie tyle czasu, że będzie to ryzykowne dla pacjenta. Trzecia sytuacja to taka, że subiektywnie mamy wrażenie, iż wszystko byłoby do zrobienia w POZ, ale lekarz z nieznanych nam powodów nie chciał się tym zająć - mówi prof. Mariusz Siemiński.
Na gdańskim KOR-ze pracują asystenci lekarzy. Na gdańskim KOR-ze pracują asystenci lekarzy. "Pobyt pacjenta skrócił się o godzinę"

"Dwudziestokilkuletnia dziewczyna ze złamanym tipsem"



Artykuł w żadnej mierze nie jest skierowany przeciwko pacjentom, z jednym małym "ale". Zarówno jednostki w Gdańsku, jak i Gdyni są świetnie wyposażone, umieszczone w nowoczesnych przestrzeniach. Innymi słowy - gotowe na przyjęcia skomplikowanych historii chorobowych, ale także reagowania w pilnych przypadkach. Niestety zdarza się, że chory z premedytacją idzie na SOR z problemem, który można obiektywnie ocenić za błahy.

- Jeżeli o godz. 2 w nocy zgłasza się do nas dwudziestokilkuletnia dziewczyna ze złamanym tipsem i prosi o naprawę tego tipsa lub młodzieniec, który przypiekł się na słońcu - to jest to dla mnie niepojęte - wskazuje ordynator SOR w Gdańsku.
Ponadto część pacjentów po prostu lubi być porządnie przebadana i nie ufa decyzjom lekarzy prowadzących. Zdarza się, że to zjawisko udziela się również samym medykom.

- Jest to również pewien fenomen w naszym społeczeństwie - zarówno wśród pacjentów, jak i części lekarzy istnieje coś takiego jak fetyszyzacja lecznictwa szpitalnego. "Marzeniem" wielu osób jest chęć, aby mnie przyjęli i porządnie przebadali. Potrzeba "zamieszkania" w szpitalu przez pacjentów jest duża, ale również częsta jest chęć wydelegowania chorego do szpitala przez lekarzy i trzeba to jasno powiedzieć - mówi dr Siemiński.
Kolejny typ chorego to taki, który lubi być zbadany, ale nie do końca stosuje się do zaleceń, nie wspominając już o profilaktyce. Takie zachowania sprawiają, że siłą rzeczy rośnie ryzyko "skończenia na SOR-ze" w dłuższej perspektywie.

- Na pewno należy podkreślić występowanie niskiej kultury zdrowotnej naszego społeczeństwa. Nie mamy nawyku badań profilaktycznych, których celem jest to, abyśmy po prostu nie zachorowali. Natomiast pacjenci, którzy już zachorowali, podchodzą lekko do zaleceń lekarskich, nie przyjmują leków i nie realizują wskazówek np. w przypadku modyfikacji trybu życia. Puenta jest taka, że mamy społeczeństwo zdrowotnie zaniedbane, z wysoką liczbą przewlekłych czy ostrych problemów zdrowotnych - dodaje dr Mariusz Siemiński.
Za co nie powinieneś płacić w szpitalu? Za co nie powinieneś płacić w szpitalu? "Dodatkowe opłaty zwyczajnie nieetyczne"

Skarżą się głównie pacjenci najmniej chorzy



Można zaryzykować stwierdzenie, i to właściwie bez większej analizy, że oddziały ratunkowe zbierają zdecydowanie najwięcej negatywnych komentarzy ze strony pacjentów. Takie sygnały są wysyłane na skrzynki pocztowe szpitali, do mediów, ale również są licznie zamieszczane na forach. Jak się okazuje, zwykle są to chorzy z mniej poważnymi schorzeniami, co nasuwa wniosek, że kuleje również informowanie i edukowanie pacjentów.

- Regularnie docierają do nas formalne skargi i postanowiłem kiedyś je przeanalizować. Na SOR obowiązuje pięciostopniowy podział pacjentów ze względu na ciężkość objawów. Wszystkie skargi, które do mnie spłynęły, pochodziły od pacjentów, którzy dostali jeden z dwóch najniższych priorytetów. Są to skargi na to, że za długo czekali albo że powinniśmy wprowadzić szerszy pakiet badań. Być może za mało mówimy, do czego służy oddział ratunkowy i kogo powinniśmy przyjmować. Mamy proste zadania - stwierdzić, czy człowiek jest w zagrożeniu życia, a jeśli tak, to je zażegnać. A jeśli nie, to sprawdzić, czy wymaga w najbliższym czasie hospitalizacji. Wszystkie badania służą tylko i wyłącznie temu. Osoby po skręceniu kostki, które żądają rezonansu, trochę mylą pojęcia - stwierdził prof. Siemiński.
Ratownicy podkreślają, że idąc na SOR, warto do tego się odpowiednio przygotować.

- Inną kwestią jest to, że pacjent nie dostaje właściwych informacji i nie wie, co się będzie działo podczas pobytu. Bywa tak, że trzeba wykonać badania w różnych odstępach czasu, co w efekcie zajmie 6 godzin, ale pacjent nie został poinformowany i się irytuje, nie wiedząc, na co czeka Przed wizytą pacjent powinien wziąć kilka niezbędnych rzeczy, takich jak telefon, ładowarka, ale również butelka z wodą i książka. Wszystko to pozwoli lepiej odbyć tę wizytę. Dodatkowo wizyty chorych nie rozkładają się równomiernie. Największy tłok jest w godz. od 13-14 do północy. Rano nie ma tylu ludzi i diagnostyka idzie dużo szybciej - mówi Łukasz Wrycz-Rekowski.

"To nie powinno tak wyglądać w XXI w."



Nasi rozmówcy oprócz podobnych diagnoz mają podobne wnioski dotyczące wyjścia z tego kryzysu. Powtarza się koncepcja rozwoju ambulatoryjnych punktów, które mogłyby przyjąć mniej pilne przypadki, takie jak skręcenia czy drobne skaleczenia. Być może należałoby również zmienić finansowanie POZ, aby w większej mierze zatrzymywać pacjenta na tym poziomie opieki. Ponadto specjaliści podkreślają, że na Zachodzie od lat idzie się w kierunku zwiększania kompetencji np. personelu pielęgniarskiego czy stworzenia stanowisk koordynatorów.

- Nie widać jaskółek zwiastujących poprawę, nie ma pomysłów, które byłyby omawiane "na górze" - słyszymy.
Tymczasem z roku na rok trójmiejskie oddziały ratunkowe przyjmują o kilka, a nawet o kilkanaście proc. więcej pacjentów.

- To nie powinno tak wyglądać w XXI w. Sami sobie to piekło zgotowaliśmy. Była reforma POZ, a reforma SOR nigdy nie nastąpiła. Niestety zarówno pacjent, jak i lekarz jest w tym miejscu poniżany - stwierdza dobitnie specjalista, który chce pozostać anonimowy.

Opinie (501) ponad 10 zablokowanych

  • Sąsiad zawsze swoją mamę podrzuca do szpitala jak jedzie na urlop (4)

    Babcia ma z 90 lat, słaby stan zdrowia i wymaga ciągłej opieki.
    No ale rodzina chce raz do roku wybrać się na urlop, to babcie wysyła się do szpitala.

    • 43 29

    • (1)

      BO opiekunowie osób wymagających całodobowej opieki również potrzebują urlopów tzw. wytchnieniowych. Nie tłumaczę takiego oddawania do szpitala, ale tak jak jest mowa w artykule, starszych, chorych osób jest coraz więcej, a u nas systemu opieki dla nich nie ma. Nie ma miejsc w domach opieki lub są bardzo drogie. Poza tym u nas pokutuje przekonanie, że jak się odda babcię/dziadka do domu opieki to jest się złym dzieckiem, co jest bzdurą kompletną. Trzeba mieć często wiedzę, zdrowie i pieniądze by zajmować się chorym członkiem rodziny. A najczęściej opiekunowie w końcu sami rozsypują się psychicznie i zdrowotnie, że o relacjach rodzinnych nie wspomnę...

      • 7 0

      • Ciekawe czy ta dzisiejsza babcia podrzucala swoje dzieci pod sierociniec, gdy chciala odpoczac na wakacjach? Jesli tak robila to czy tez spotkaloby sie to z tak powszechna aprobata?

        • 0 1

    • A może ty byś pomógł sąsiadowi i zajął się babcią.

      • 4 4

    • To pseudo rodzina, chyba zastępcza

      Nie potrafią , tzn.nie chcą, bo żałują pieniędzy, by zorganizować babci opiekę.

      • 4 2

  • Z artykułu wynika, że wielu problemów z SOR można uniknąć. (8)

    Ale niestety jesteśmy społeczeństwem wyjątkowo głupim i nieempatycznym. Zarówno pacjenci, jak i lekarze kontaktu, którzy ich zaniedbują, stosując spychologię.
    Na Stegnie na plaży, z powodu gesto rozstawionych parawanów karetka nie dotarła do 45-letniego mężczyzny, który zmarł na miejscu. Gdyby nie głupcy z parawanami, może by przeżył.
    Jak się teraz czujesz, bezmyślne polactwo na wakacjach?
    Na SOR jeszcze trzeba na czas dojechać.

    • 89 19

    • Chyba ty.

      • 0 1

    • (1)

      Co to znaczy - na Stegnie?

      • 0 1

      • na plaży w Stegnie

        • 0 0

    • (3)

      nie czytałem większej głu......poty, porównanie plaża i sor. Rozumiem ze jak złamię rękę to muszę na czas dojechać na sor - czyli co 15.10 do Yumy?!

      • 5 16

      • większej głupoty to nie można przeczytać niż twoj wpis

        • 4 0

      • (1)

        człowiek dostał zawału lub udaru na plaży. Gdyby nie takie wieśniactwo, ktore nie przepuscilo ratowników, to by żył. Co z tego że karetka przyjechała, jak ratownicy nie mogli sie dostać do umierającego człowieka.
        Zdrowia życzę.

        • 20 5

        • jakim trzeba być thebeelem, żeby tego nie rozumieć...

          • 4 1

    • hehe dwa parawanowe janusze lub grażyny dały minus

      • 7 4

  • Byłam na tych dyżurach niedzielno świątecznych...

    1. w budynku pod stromą górkę, jakbym miała kłopoty z sercem to bym nie doszła
    2. koleś w recepcji arogancko się ze mną wykłócał jak to niby weszłam nie otwierając drzwi (?) a przecież sam mnie wpuszczał
    3. w rzeczonej recepcji lekarze na cieście i kawce
    4. ...a zbadanie mnie może poczekać.
    5. dostaję niedziałający antybiotyk na penicylinie.

    Wnosek: najlepiej nie chorować.

    • 1 0

  • Dać im kamień to też zepsują.

    Najgorsza jest świadomość, że to co działało znacznie lepiej / pogotowie na al. Zwycięstwa z gabinetami zabiegowymi / a nawet przychodnie z obsługa nocną zostało sp...ne a płacimy za to coraz więcej. Nikt nie ponosi za marnotrawstwo odpowiedzialności. Podstawowa opieka też rozwalona. Wolałbym nie słyszeć, że to dlatego że jest bezpłatna. Teraz nawet wprowadzenie jakiejś odpłatności nie spowoduje, że rejestratorka będzie się uśmiechać. Wszyscy wszystkim robią łachę.

    • 1 0

  • (3)

    sa budynki duze niewykorzystane w czasie dni wolnych na dzielnicach,mysle np.o nowym porcie,ktory moglby przyjmowac pacjentow,to pomoglo by odciazyc sor-y

    • 13 1

    • lepiej jeszcze - są takie budynki w każdej większej dzielnicy... nazywają się POZy (1)

      Warunki są, sprzęt jest, personel pomocniczy jest i się specjalnie nie przemęcza, pokoje często puste w ciągu dnia stoją... nic tylko zakontraktować każdemu 2-3 etaty lekarskie na nagłe zgłoszenia.

      • 10 1

      • Skąd brać tych lekarzy? Tych na 2-3 etaty na nagłe zgłoszenia?

        • 0 0

    • Budynek ludzi nie uleczy. Brak kadry jest problemem.

      • 6 1

  • To nie wina pacjentów tylko organizacji służby zdrowia. (1)

    Kiedyś były pogotowia i komu to przeszkadzało.Co miesiąc mam kontrole w UCK.Na moje pytanie czy mogę wcześniej przyjść jakby się coś działo czy zadzwonić usłyszałem nie,tylko SOR.W Centrum Onkologi nie było z tym problemu.Lekarz powinien być domowy jak na zachodzie a nie rodzinny który o 16.00 wyłącza tel. i go nie ma.W Niemczech lekarz domowy odbierze tel o każdej porze.

    • 42 2

    • Tam jest więcej lekarzy, a też nie pracują 24/7. Mają dyżury, którymi się wymieniają.

      • 0 0

  • A jak jest w Anglii albo w Szwecji ? (11)

    Pielęgniarka wykwalifikowana załatwiawiększość pacjentów.Do lekarza dostają się pacjenci ciężko chorzy po kwalifikacji kompetentnej obsługi pielęgniarskiej.Ambulatorium,recepty ,skierowanie ,umówienie do specjalisty to należy do pracy pielęgniarki.
    Lekarz jest odciążony .Lekarze np.opłacani z budżetu praujący w szpitalu nie mogą prowadzić prywatnej działalności.
    Myślę ze trzeba zaczerpnąć z doświadczeń innych ,usiąść i w końcu poukładać tę służbę z korzyścią dla wszystkich.

    • 28 1

    • (4)

      Pracowałem w UK w SOR (A&E) i pogotowiu. Szczerze mówiąc, Anglicy zazdroszczą Polakom jeśli chodzi o dostępność do opieki zdrowotnej. Czas oczekiwania na sor to minimum 8h, robione tylko podstawowe badania i pa, do domu. Przepisują tylko paracetamol. Do lek. rodzinnego czas oczekiwania nieokreślony bo nie ma zapisów z wyprzedzeniem, jak się uda to spoko, jak nie to następnego dnia czekasz w kolejce. Przepisują... paracetamol. Dentysta... na NHS jest tylko przegląd i wyrwanie, leczenie prywatnie.
      Badania typu tk, usg, mri to minimum 8 tygodni oczekiwania.
      Dlatego Anglicy przyjeżdżają się leczyć do Polski.

      • 5 2

      • To zupełnie jak w Polsce, u nas tylko dostęp do specjalistów może być szybszy, choć nie zawsze.

        W Polsce czas oczekiwania na SOR jest bardzo podobny, do rodzinnego też nie zawsze można się dostać. Dentysta też płatny, na NFZ tylko dzieci i kobiety w ciąży. Oczekiwanie 8 tygodni na TK to nie jest zły timing, u nas bywa znacznie gorzej na NFZ. Czas oczekiwania to jedno, a potem czas oczekiwania na opis to drugie.
        Do Polski przyjeżdżają tylko Polacy na leczenie, bo w UK jest trudniej dostać się do specjalisty. Chyba, że ktoś ma wykupione dodatkowe ubezpieczenie.

        • 0 0

      • no, Anglia to rzeczywiście słaby przykład do naśladowania (1)

        raczej polecałbym Holandię czy Szwajcarię.

        • 3 0

        • Szczególnie

          Jak sobie poradzili na początku pandemii. W tych dwóch krajach ludzie umierali w domach, bez opieki, bez leków i porady, bo przeciążony system po prostu padł. Raj eutanazji Już covida lepiej było mieć u nas lub w Niemczech.

          • 0 2

      • Również w Skandynawii

        Nie jest wcale bajkowo. Dobre w tych systemach jest to, że większą autonomię mają pielęgniarki i pielęgniarze mogący diagnozować i przepisywać recepty na zwyczajne choroby typu grypka czy chore gardełko. Inna sprawa, że nasze społeczeństwo jest bardzo hipochondryczne. Media wciąż straszą od rana nowotworami, udarami i nagłym zejściem.

        • 8 0

    • pielęgniarka jest od stawiania diagnoz?? (1)

      pewnie dlatego w Anglii wszystko leczy się paracetamolem

      • 6 2

      • Nie wszystko tam się leczy paracetamolem. Warto wykupić dodatkowe ubezpieczenie w UK, wtedy wszystko działa szybciej.

        A pielęgniarki w UK są dość dobrze wyspecjalizowane, wykonują wiele czynności, które w Polsce należą do lekarza.

        • 0 0

    • Tom

      Przy takiej organizacji tylko czekać aż zostaną same salowe

      • 3 0

    • Nie nie (1)

      Polacy zawsze wiedza wszystko najlepiej. Dlatego jesteśmy wiodącym narodem świata. Wszyscy Polaków szanują za mądrość, solidność i wielkie sukcesy.

      • 7 1

      • Niektórzy mogą ironi nie zrozumieć.

        • 2 0

    • Dziwię się,że państwo płaci co miesiąc miliony na ich zus a oni kasę trzepią w prywatnej przychodni.

      Ostatnio nawet Czechosłowacja to zmieniła jak jest w cywilizowanych krajach.

      • 4 1

  • Jestem młodym lekarzem i nie chce pracować na sorze (8)

    Nie chcę, bo wymaga się tam ode mnie specjalistycznej wiedzy z każdej dziedziny, od neurochirurgii po dermatologie i nefrologie. Jednoczestnej obsługi wszystkich pacjentów, umiejętności negocjowania z pacjentem, umijętności czytania w myślach obajwów pacjenta, braku możliwości konsultacji z innymi lekarzami, braku dostatenczej ilości możliwych badań, tłumów pacjentów którzy przyszli na sor mimo że powinni zgłosić się do pozu, pretensji ze strony przełożonych, że przyjąłem kogoś do szpitala bo nie ma wolnych miejsc itd. Braku wpsarcia merytorycznego innych lekarzy i całych tłumów ludzi którzy tylko przyszli tam ponarzekać na coś co doskwiera im od kilku lat, ale nie chcą czekać w kolejce do poradni.
    Wolę pracę w prywatnej przychodni gdzie mam 30 minut na człowieka ze swojej specjalizacji, sprzęt, możliwość pełnej diagnozy a nie prokuratora na głowie, że ktoś mi ucieknie z SORu, umrze na schodach a potem wiadra pomyj i sterty obelg w internecie. Tyle co się stresu najadłem w tej pracy, frustracji, niemocy, nasłuchałem wyzwisk(przhynajmniej 2 razy do nocy), kłótni z pijanymi pacjentami wtym 3 bójek na SORZE między pacjentami. Ja podziękuje.

    • 56 11

    • To zwróć kasę za studia (1)

      • 3 8

      • Dlaczego? Przecież pracuje, zarabia na siebie.

        A przygotowanie do studiów medycznych to spory wysiłek finansowy dla rodziny.

        • 0 0

    • Niestety taka jest prawda.Trzeba być lekarzem z powołania.Przysięga zobowiązuje.W czasie wojny to dopiero ciężka praca lekarza.Niech Pan sobie porówna.

      • 2 7

    • skoro boisz się pracować

      bo wymaga się od Ciebie za dużo umiejętności i wiedzy to powinieneś pracować w tartaku, a nie w gabinecie. Potem takich mamy specjalistów. Klapaczy recept, każdemu tych samych

      • 7 12

    • Witaj w Polszy

      dziękuj PiS-owi. Ja lekarzem nie jestem, tylko prawnikiem wiec niestety pracy za granica w zawodzie nie znajdę. W rodzinie mam kilku lekarzy oraz studentów medycyny. Ci pierwsi od lat już są na zachodzie, ci drudzy się tam wybierają najszybciej jak to możliwe.

      • 7 4

    • Wcale się nie dziwię (1)

      ale to nie wina pacjentów, tylko tak paskudnie zaprojektowanego systemu. Jak ktoś miał niefortunną okazję korzystać z nagłej pomocy lekarskiej w Austrii, Niemczech czy Holandii, to wie, że MOŻNA to dobrze zorganizować, i że Polska jest jeszcze daleko, daleko pod tym względem za cywilizowanym światem.

      • 9 0

      • W Niemczech wzieli mnie od razu.

        • 0 0

    • To gdzie ty pracowałeś w Bangladeszu.Specjalizacje też prywatnie robiłeś?

      Nikt od pediatry np. nie będzie wymagał żeby rękę składał po złamaniu,schodzi z oddziału ortopeda.Mama czy tata ciebie tam wcisnęli młody lekarzu i teraz nie musisz emigrować i tylko sobie ponarzekać.

      • 7 9

  • skierowanie (1)

    Proste rozwiązanie, stosowane przed 30 laty, do Izby Przyjęć trafiali wyłącznie pacjenci że skierowaniem lekarskim, ostre stany przywoziło pogotowie. Też zdarzały się kwiaty, np noga złamana w biodrze jako rwa kulszowa, ale odsetek ludzi z błahymi problemami był doprawdy znikomy. Nikt nie czekał godzinami, szybka decyzja, leczenie bądź przyjęcie na oddział, komu to przeszkadzało?

    • 20 1

    • Niby tak, ale powinna też być możliwość przyjęcia poturbowanych w nocy.

      • 1 0

  • Dobrze to już było. (5)

    Młodsi nawet o tym się nie dowiedzą, bo urodzili się już w tym bu...bałaganie. Żałuję tylko że historia się nie odwraca. Gdy byłem młody mieliśmy zakładową przychodnię lekarską ze specjalistami gdzie leczono w godzinach pracy, mieliśmy branżowy szpital, branżowe sanatorium, coroczne obowiązkowe prześwietlenia. W mieście było pogotowie ratunkowe, gdzie też były gabinety zabiegowe przez 24 godziny. Zresztą ta pomoc działała jeszcze niedawno. Reasumując gdy byłem młody z tego nie korzystałem. Teraz gdy potrzebuję od czasu do czasu wszystko rozwalone, organizacyjnie i fizycznie - nawet gruzów juz nie ma. Tylko składki zdrowotne coraz wyższe - wszystko jak w nawóz. Stać by mnie było na prywatnego lekarza za te zmarnowane przez system pieniądze. Ale na stare czołgi kasa się znajduje.

    • 18 4

    • To chyba mowa o stoczni czy pkp.

      Zatrudnieni w innych miejscach pracy tak nie mieli. Nie było zakładowej przychodni gdzie leczono w godzinach pracy, branżowego szpitala czy sanatorium. Ciężko takie obiekty utrzymać, sanatoria powinny istnieć tylko w ramach usług płatnych. .Pacjent dostaje zabiegi na NFZ, a za hotel i wieczorki towarzyskie płaci z własnej kieszeni, zwłaszcza w sytuacji, w której trzeba być w dobrej formie żeby się tam zakwalifikować.

      • 0 0

    • Nie korzystałeś ale wiesz jak było, ciekawe. (1)

      A może tylko ci się to przyśniło i było gorzej niż teraz, dopiero teraz potrzebowałeś pomocy i nie masz porównania z tamtym czasem. Ale byle szczuc....wiem wiem

      • 1 7

      • Ach jak ci się teraz podoba. Pewnie jesteś sprzątaczką w przychodni, gdzie pacjenci rejestrowani na wizyty za kilka dni więc spokojnie możesz pić kawę z fusami.

        • 3 1

    • Jakie stare czołgi skoro najnowocześniejsze na świecie? (1)

      Czemu ciągle kłamiecie....bierzecie przykład ze swojego wodza donalda....a to zły wzór do naśladowania. Można tutaj dodać, że od 2015 r wzrosło wsparcie dla służby zdrowia z 2% PKB do prawie 6 % ...opozycja mówiła że to niemożliwe.

      • 1 6

      • W d mam te najnowocześniejsze czołgi

        najpierw się robi służbę zdrowia, edukacje, system emerytalny a dopiero później możesz myśleć o produkcji (nie kupnie) dobrych czołgów.

        • 5 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Slow Space by PUMA

20 zł
warsztaty, spotkanie, konsultacje, joga

Młodzieżowa Grupa Wsparcia

100 zł
warsztaty

Szkoła Szczepień

spotkanie

Najczęściej czytane