• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kryzys małżeński - czy to się da przeżyć?

28 lutego 2006 (artykuł sprzed 18 lat) 
Zgodne małżeństwo to nie kwestia przypadku czy szczęścia. Udane związki powstają, gdy małżonkowie kochają się i wspierają. Umiejętność budowania długotrwałych, dobrych relacji z partnerem posiada każdy z nas. Nie każdy tylko potrafi wyrazić swoje uczucia, zdefiniować pragnienia czy określić swoją rolę w codziennym życiu.

Niedopowiedzenia, chowane pretensje czy urazy mogą prowadzić do zaburzenia wzajemnych relacji, a w ostateczności nawet do rozstania.

O kryzysie w związku oraz o tym, jak sobie z nim radzić mówi Joanna Krysiak, psychoterapeutka z Gabinetu Terapeutycznego - porady dla rodzin, par, indywidualne.

Kiedy zaczyna się kryzys?
- Każde małżeństwo przechodzi w trakcie swojego trwania pewne etapy. Pomiędzy tymi etapami pojawiają sie kryzysy - mówi Joanna Krysiak, psychoterapeutka. - Każde przejście do kolejnego etapu ich związku jest dla małżonków wyzwaniem. Jednak nie można traktować kryzysu jako coś złego. Takie załamanie pojawia się, aby związek ewaluował, żeby był coraz lepszy, głębszy, satysfakcjonujący i aby rozwijał rodzinę. Można zaryzykować twierdzenie, że bez kryzysów ludzie by się nie rozwijali.


Etapy w związku
1. Narzeczeństwo/ Młode małżeństwo
- Wspólne mieszkanie, nie ważne przed czy po ślubie - mówi Joanna Krysiak. - to czas na poznanie partnera, ale także na poznanie swoich rodzin. To etap starcia dwóch rodzin, ich wartości, przyzwyczajeń, tradycji. Młodzi muszą odnaleźć się i uszanować rodzinę swojego małżonka, zaakceptować panujące w niej zasady. Odmienność zasad, wartości i ról może i powinna wywołać pierwszy kryzys. Małżonkowie aby z sukcesem przejść do kolejnego etapu powinni wypracować system wartości, który będzie panował w zakładanej przez nich rodzinie. W tym celu każdy z nich musi odrzucić 50% tego co wyniósł z rodziny pochodzenia. To nie łatwe. Czasem walczą aż do końca.

2. Pierwsze dziecko
Kiedy małżonkowie podzielili się już rolami w związku, ustalili panujące w nim zasady to pojawienie się dziecka wywraca wszystko do góry nogami. Trzeba na nowo podzielić role w małżeństwie, zaakceptować zmianę trybu życia, zrezygnować z części dotychczasowej wolności. - Związek musi na nowo ustalić hierarchię ważności i priorytety - mówi terapeutka. - Dzieje się tak aby związek przeszedł do kolejnego etapu silniejszy i umocniony w walce z przeciwnościami.
- Na pocieszenie jednak dodam, że drugie dziecko nie powoduje już takiej rewolucji - mówi ze śmiechem Joanna Krysiak.

3. Kolejne etapy wyznacza rozwój pierwszego dziecka: pójście do przedszkola, do szkoły, dojrzewanie.
- Dziecko od początku reaguje na to co dzieje się z rodzicami. Kocha ich, jest w stanie poświęcić dla ich szczęścia bardzo wiele. Na tym etapie kryzys w związku ujawnia się poprzez dziecko - mówi terapeutka. - Problemy dziecka z oddalaniem się od rodziny, zdobywaniem świata, lęk przed rozstaniem z rodzicami, a potem rozpoczęciem samodzielnego życia mogą być tak naprawdę przejawem lęku rodziców.
Bardzo trudny jest okres dojrzewania kiedy znowu trzeba wszystko na nowo poukładać - wyjaśnia Joanna Krysiak. - Nastolatek potrzebuje wyznaczenia granic swojej wolności i niezależności, co powoduje, że rodzice muszą na nowo rozdzielić role w rodzinie.

4. Samodzielne życie
Następny kryzys może nastąpić w momencie, gdy dziecko zaczyna szykować się do samodzielnego życia. Małżonkowie, boją się, o swoje dziecko, ale też o to co stanie się z nimi. Przez lata wychowywania dzieci być może oddalili się od siebie i trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z tym, co jest lub czego już miedzy nimi nie ma.

5. Ostatnie etapy : puste gniazdo (po odejściu wszystkich dzieci z domu), starsze małżeństwo i śmierć. Tu ponownie tworzy się nowy podział ról i wartości. Często rodzice stają się dziadkami. Przechodzą na emeryturę. Ale nie tylko to. Puste gniazdo mogłoby być dla małżonków szansą na ponowne zakochanie, drugą młodość. Na rozwijanie siebie i spełnianie marzeń.

Przyczyny
Fundamenty silnego związku, gotowego do walki z kryzysami, należy rozpocząć od początku budowania związku. Jeżeli małżonkowie zaakceptują wartości, które wnosi partner, nie będą starali się na siłę go zmieniać i dostosowywać do swoich wyobrażeń, kryzys nie powinien być tak ciężki do przejścia. Gorzej, jeżeli jeden z małżonków chce narzucić swoje wartości i pomysł na życie drugiej osobie. Wówczas, nawet gdy mu się to uda, to "zwycięstwo" jest pozorne. Okazuje się, że na barkach "zwycięzcy" spoczywa odpowiedzialność za związek. Ta osoba, która przeforsowała wprowadzenie swoich wartości czy zasad jako priorytetowych, musi teraz pilnować ich przestrzegania i strzec swego "zwycięstwa"
Najczęstszym zachowaniem "przegranego" współmałżonka jest wycofanie się. Jednoczenie zaczynają się zarzuty ze strony "zwycięskiego" partnera że druga osoba jest nieodpowiedzialna, że jej nie zależy, że nie stara się, nie walczy o związek.
I paradoksalnie, to "zwycięzcy" częściej przychodzą do terapeuty.
- Częstszym inicjatorem wizyty u terapeuty są kobiety - mówi Joanna Krysiak. - To my, kobiety częściej przejmujemy rolę "bycia bardziej w porządku". Wydaje nam się, że wartości wyniesione przez nas z rodziny są lepsze. Mamy wizję jaki powinien być mąż, małżeństwo, rodzina, wychowanie dzieci. To, czego brak w tym obrazie to wizja kobiety- jej tożsamości, potrzeb, pragnień, siły.
W konsekwencji kobieta bierze na siebie odpowiedzialność za związek i ponosi tego konsekwencje. Najłatwiej to wyobrazić sobie w ten sposób: jeżeli kobieta bierze na siebie 90% odpowiedzialności za dom i rodzinę, to mężczyźnie pozostaje 10%. Trudno wtedy mężczyźnie zadowolić kobietę, bo nie ma jak się wykazać. I niestety, to kobiety przegrywają: częściej są zestresowane, rozgoryczone, zawiedzione czy opuszczane. Cały czas dają coś z siebie i nie dają okazji, aby pozwolić partnerowi dać coś od siebie.
Należy jednak pamiętać, że sytuacja kryzysowa nie jest winą tylko jednego z małżonków. - Odpowiedzialność za nierównowagę w związku zawsze spada na dwie strony - mówi terapeutka. Nigdy też nie jest za późno, póki związek trwa, na przejście zaległych kryzysów i stworzenie satysfakcjonującego i szczęśliwego małżeństwa.

Walka
Do kryzysu dochodzi, gdy jedna ze stron nie wyraziła jasno, jak widzi związek i swoją w nim rolę. Często wystarczy rozmowa, aby okazało się, że tak naprawdę małżonkowie mają wiele wspólnych wartości, tylko nie potrafili ich w jasny sposób sformułować.
- Najważniejsze jest, aby zmierzyć się z kryzysem - radzi Joanna Krysiak - wzajemne oskarżanie się, czy udawanie, że kryzysu nie ma to krok w tył. Małżonkowie zamiast pogłębiać związek oddalają się od siebie lub zaczynają ze sobą walczyć.
Niejednokrotnie kryzys odbija się na dzieciach. I często dzięki nim rodzina trafia do terapeuty. - Nie rzadko są to zaburzenia somatyczne, lub problemy z zachowaniem - mówi terapeutka. - Dzieci z miłości do swoich rodziców i ze strachu o nich chorują, aby dorośli skupili na nich swoją uwagę i zapomnieli o kłopotach, lub się do siebie zbliżyli w słusznej sprawie.
Również dorośli miewają różne objawy somatyczne: przewlekłe bóle głowy, kłopoty ze snem czy nawet z sercem. Niejednokrotnie opieka nad chorą osoba zbliża małżonków do siebie, ale nie rozwiązuje problemów, które wywołały chorobę.
- Ludzie przychodzą do terapeuty, kiedy jedno z małżonków, czasem oboje, widzi jakiś problem - opowiada Joanna Krysiak. - Często dzieje się to w momencie, kiedy partner chce odejść a druga osoba koniecznie chce go zatrzymać. Najczęściej do takich skrajnych sytuacji dochodzi w związkach, gdzie zostały przeforsowane wartości jednego z małżonków. Druga osoba nie mogąc "przebić się" w małżeństwie oddala się. Niejednokrotnie dochodzi do zdrady.
- Dlatego gośćmi terapeutów są właśnie "zwycięzcy" - wyjaśnia terapeutka. - To oni okazują się największymi przegranymi.

Terapia
- Terapia nie spowoduje, że partner stanie się taki, jakim chcielibyśmy, żeby się stał - mówi Joanna Krysiak. - Terapeuta tylko pomaga dojrzeć pewne rzeczy, a małżeństwo musi samo znaleźć najlepsze dla nich rozwiązania. Jeżeli kobieta chce namówić mężczyznę na pójście do terapeuty, a mężczyzna wierzy, że nie chodzi o dopasowanie go do jakiegoś szablonu czy wyobrażenia, tylko o poprawę stosunków między nimi, to pójdzie. Jeżeli mężczyzna nie widzi już potrzeby naprawy związku to nie przyjdzie.
- Najlepszą rada jakiej mogę udzielić partnerom? - zastanawia się Joanna Krysiak. - Nie róbmy wszystkiego na 100%, pozwólmy sobie na niedoskonałość. I najważniejsze - szczególnie dla kobiet - nie dawajmy z siebie wszystkiego, zostawmy coś dla siebie. To taka inwestycja we własne szczęcie. I nie oczekujmy, że partner spełni nasze marzenia.

Zapobieganie
Nie należy dawać więcej niż druga osoba jest w stanie przyjąć i oddać. Jeżeli daje sie za dużo, to druga osoba , nie mogąc się odwzajemnić zaczyna się oddalać. Czuje się gorsza.
- Nasze role w małżeństwie zależą od nas. Nigdy nie jest tak, że kryzys powoduje tylko jedna osoba, a druga jest bez winy. Pamiętajmy, że za związek odpowiedzialne są dwie osoby .

Rozmawiała: Magdalena Oleszko - Włostowska

Kilka porad dla dobrego związku:
1. Kłóćcie się, nie obrażając siebie nawzajem. Nie tłumcie negatywnych emocji. Nie wyzywajcie się.
2. Nie badzie uparci. Nauczcie się wyciągać rękę na zgodę.
3. Obdarowujcie sie. Bez okazji. Byle nie za często - to ma być przyjemność, nie obowiązek.
4.Przestrzegajcie rytuałów. To może być czynność, której wspólne wykonywanie sprawia Wam radość. Lubicie spędzać wspólnie czas przy stole? Jedzcie razem kolację.
5. Rozwijajcie zainteresowania, nie rezygnujcie z hobby. Znajdźcie czas tylko dla siebie.

Opinie (240) ponad 10 zablokowanych

  • diane

    Ja jestem od 3lat zona,kuchara, pomywara,opiekunka,sprzataczka zero przyjemnosci typu zabawa ,jakis wyjazd na zakupy,zero jakiejkolwiek przyjemnosci zyciowej nawet seks mam jak dobrze idzie raz na dwa miesiace i co mam powiedziec co????jakas terapeutka jest jeszcze wstanie cos zmienic jak kobieta w tym kraju jest w ogole NIE DOCENIANA i musi wszystko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    • 1 0

  • kryzys po 12 latach małżęństwa i 17 znajomości (1)

    Dopadł nas Kryzys chyba ? Mam 36 lat mąż 44 - różnica 8 lat .
    mamy syna 11 lat - od jakiegoś roku zaczęłam się zastanawiac czy to ze mną jest coś nie tak - nie potrafie nazwac rzeczy po imieniu czy to kryzys czy po prostu moje wydzimisie . Odkąd pamiętam w naszym życiu byli ważni tylko znajomi mojego męża a moi byli odstawiani na drugi plan szłam na kompromis ( chyba niepotrzebnie teraz tak myślę ) - ja nie mogę mieć koleżanek gdzies z nimi wyjść raz na miesiąc - musze być przykładna matka zoną która siedzi w domu i czeka na meża jak z pracy wróci ( sama też pracuje )- nie pamiętam kiedy mąz mi powiedział ze ładnie wyglądam , albo kupił mi kwiatka - nie pamiętam . Jest mi bardzo przykro ponieważ ja mu o tym wszystkim mówie co mnie boli - ze jestem traktowana jak przedmiot / rzecz , która cały czas jest podporządkowana mężowi .Męczy mnie takie traktowanie mojej osoby - Nie okazuje mi uczuć - dogryza mi twierdząć że to żarty . Dla mnie to nie są żarty i o tym mu mówie . Najgorsze w tym wszystkim jest to że cały czas twierdzi że ja mam jakieś przyziemne problemy i nie chce mnie słuchac .Mam już po prostu dośc wzbudza wemnie poczucie winy . Ja lubie ludzi a ludzie mnie i nie lubie być sama chociaż w związku - bardzo dużo z nim rozmowiam ale wszelkie rozmowy kończa sie bez żadnej reakcji z jego strony .Zaczynam sie zastanawiac czy ze mną jest coś nie halo .

    • 0 0

    • Do Luckera

      Ja mam taką samą sytuację tylko odwrotną . Mąż ma wywalone, ja się staram ale chyba już niedługo. Nic na siłę,chociaż boli to ignorancja i brak szacunku też boli.

      • 0 0

  • a ja jestem w kropce

    Jestem w związku z mężczyzną po przejściach, sama też mam za sobą nieudane małżeństwo :-( Wiem co nasuwa się Wam na pierwszym planie....Nie usprawiedliwiam się ani partnera ale to nasi eks małżonkowie ponoszą zdecydowanie większą odpowiedzialność za rozpad naszych rodzin.Jedyne co dobre przydarzyło nam się w przeszłości to córka(17lat) partnera i moi dwaj synowie 7 i 13lat. Jesteśmy ze sobą od czterech lat. I właśnie w tym roku dopadł nas kryzys. Punktem zapalnym jest stosunek partnera do "przeszłości" mimo że ma zasądzone 700zł alimentów na jedno dziecko płaci
    1750zł. Wszystko znosiłam do tych wakacji kiedy to na cały lipiec przyjechała do nas partnera córka. Po tej wizycie wylądowałam u psychologa....Wstrząsający jest jej stosunek do ojca całkowity brak szacunku!!! Nie mogę już na to patrzeć serce mi pęka bo razem ciężko pracujemy po to żeby zapewnić jej godne warunki życia a ta smarkula jak jej matka nastawiona jest tylko na wyciąganie ręki po pieniądze...smutne...

    • 0 0

  • kryzys w malzenstwie po piedziesiatce (2)

    nie wirem co sie stalo zawsze wydawalo mi sie ze z mezem dobrze sie dogadujemy.niestety coraz bardziej sie od siebie oddalamy,warczymy na siebie,nie umiemy rozmawiac,wiecznie o cos mamy do siebie pretensje.jestesmy malzenstwem ponad trzydziesci lat,nagle okazuje sie ze wlasciwie nic nas nie lonczy dzieci wyszly z domu maz nadal pracuje ,a ja siedze wq domu
    i nagle dla niego jestem nikim .na niczym sie nie znam ,sama czuje sie jakbym nic soba nie przadstawiala.boje sie ze jak tak dalej bedzie dopadnie mnie deprsja,popelnie samobójstwo czuje sie nikim

    • 4 0

    • Do kobietki samotna w małżeństwie

      Kochana ja też jestem sama w domu I to jest okropne. Jak mogłam tak zrezygnować z siebie. Nawet pasje które miałam gdzieś wygasły I zostałam z nieugotpwanym obiadem, góra prania, kurzami na meblach. Kurcze dlaczego ja to sama robię, co to hotel, restauracja, pralnia. Prace powinny być podzielone to wtedy jest równowaga. Jeśli sama wszystko robisz to po prostu dajesz się wykorzystywać. Ale jak to pogodzić z bezrobociem, kłopotami finansowymi? Jedno wiem na pewno muszę coś zmienić bo zwarjuję. Samotna w małżeństwie napisałam coś co Cię boil. Wyrzuć to z siebie. Walczyć o siebie to dopiero odwaga!!!

      • 0 0

    • samotnosc we dwoje

      o widze ze znalazlam bratnia dusze,mam zupelnie to samo.Jestem po 50-siatce mam za soba 31 lat malzenstwa,dwoje doroslych dzieci,ja nie pracujaca i po tylu latach bycia" sluzaca" doczekalam sie samych pretensji ze: nie zarabiam na siebie,ze to i tamto a dziennie cieple obiady,kolacje,wyprasowane ubrania,posprzatane,ogolnie zadbane mieszkanie i ja przestalo sie liczyc? jestem zalamana ale uzalezniona finansowo i tkwie w zwiazku ktorego dawno juz nie ma.Spedzamy czas w dwoch innych pokojach,nie spimy tez razem od kilku lat,on ma problemy ze wzwodem a i ja ta strona zycia nigdy nie bylam tak naprawde zainteresowana tylko bylo tak z obowiazku i udawane a wiec mnie nie drazni,tylko czuje pustke w sobie i nic przed soba,jeszcze nie moge to nazwac depresja bo taka juz pare lat temu przezylam i wiem co znaczy ,ale czy teraz ta sytuacja mnie do niej nie doprowadzi nie wiem?

      • 0 0

  • Ramzes umarł a kryzys żyje (1)

    Życie jest piękne ! przestańcie tutaj siać defetyzm !. Niech każdy z was napisze cos fajnego, co ostatnio przeżył ! - ot prostą rzecz, doświadczenie przyjemność -a nie tylko jak mu jest źle. Ja np. jestem zadowolony , bo ugotowałem rosół - nie dość, że mi wyszedł, to jest smaczny !. Wiecie jak to fajnie !. Jak nie będzie smakować mojej kochanej partnerce - to .... więcej będzie dla mnie :o) hihihihi a i tak ją kocham. Zawsze można ugotować drugi. Pozdrawiam ! - piszcie co Was miłego w życiu spotyka - i pamiętajcie o tym !.

    • 2 0

    • Grunt żeby do teściów nie schodzić na rosołek ;)

      • 0 0

  • A co jeśli to meszczyzna się stara i nie ma efektów?? (4)

    Witam serdecznie. Mój związek też przechodzi kryzys małżeński. Nie wiem tylko jak dotrzeć do swojej żony, ponieważ odkąd zmieniła pracę my zaczęliśmy się od siebie oddalać. Zacząłem się bardziej starać, zaczynając od sprzątania w domu aż po gotowanie. Już tak się staram od dłuższego czasu, ale widzę że to nie daje żadnych efektów. Nawet nasze życie towarzyskie i intymne legło w gruzach. Leżąc koło niej w nocy boję się jej dotknąć bo i tak wiem że wiąże się to z niechęcią współżycia i odsuwa się ode mnie. Daję z siebie naprawdę dużo. Nie spotykam się ze znajomymi, nie przychodzę pijany do domu, zawsze po pracy sprzątam mieszkanie( to już jest nawyk ) żeby była zadowolona i zawszę daję z siebie 100% jak nie 200% . Proszę pomóżcie bo już nie wiem co mam robić. Dużo rozmawialiśmy na te tematy ale ona wciąż potrzebuje czasu,czuje się osaczana wiecznymi rozmowami które to ja inicjuje,wie czego oczekuje od niej ale nie chce mi tego dać, a ja chciałbym po prostu czuć że mnie kocha. Cały czas czekam i robi się to już irytujące. Nie chcę jej ciągle powtarzać tego samego po czym i tak nie widać efektów. Proszę o pomoc.

    • 0 0

    • Nie jesteś sam

      Witam, U mnie jest bardzo podobnie, z tym że ja chyba trochę przesadziłem kilka razy. Znamy sie 5 lat, po ślubie jesteśmy rok, od samego początku mieszkaliśmy razem, ja studiowałem zona troche pracowała i jakoś dawaliśmy sobie rade, było ciężko przechodziliśmy różne trudne etapy, brak pieniędzy klłótnie i przez to, problemy ze studiami. W końcu się udało mam dobrze płatną pracę na nic nam nie braknie swoje mieszkanie wakacje 2 razy w roku nowe auto ostatnio, wszystko było super, co prawda mam system pracy 6/6 tygodni. Po ślubie wydaje mi się że trochę pzesadzaiłem kilka razy się powyzywaliśmy po ubliżałem żonie, bo jak wracałem nie byłi nawet sprzątnięte, pusta lodówka, praca do której chodziła polegała na tym że dokładałem do tego, poszły slowa ze praca do kitu, po co ona tam siedzi skoro jej za to nie płacą tylko ja płacę na paliwo żebym mogła jeździć. I zaczęło się psuć. Od zawsze to ona tak bardzo była za mną tak bardzo mnie kochała osaczała mnie tym to było aż nad to żebym mógl to przyjmować a tym bardziej dać coś z siebie, starałem się ale nei tak jak ona by chciała. Teraz jest totalnie na odwrót z tym że gorzej. Nagle mi mówi że ona jest taka bo ja wszystko zepsułem tym co powiedziałem, że mnie nie kocha tak jak bym chciał, brak uczucia z jej strony, czuje się odtrącony niechciany, a ze względu na mój charakter pracy na na prawdę bardzo potrzebuję wsparcia, a jeśli się tego domagam zwrócę uwagę że nie zachowuje się jak moja żona to nie wie co ma powiedzieć, i że to że ja naciskam pogarsza sprawę. Na prawdę bardzo ją kocham wiem że pary mają problemy, ale nie widzę żeby ona chciała to naprawić i tak trwamy, dobrze jest ja wyjeżdżam pieniądze jej zostawiam i tak jest jej chyba dobrze. Nie wiem co mam robić jesteśmy rok po ślubie i mamy się rozejść?

      • 0 0

    • hm ach uch omg ,real? oj tak kur...... a jednak...

      powiem wprost żony nie widziłem z dzieciakami od 2 miesięcy jadę teraz po nich ,ój tam ... z wyra nie wstanie/..obiecuję wam ..

      • 0 0

    • Zalik

      Myślę że posprzatanie i gotowanie to nie jest starania nareszcie Pan robi co do tej pory robiła pracująca też jak Pan żona.Jeśli któryś z Panów na wątpliwości to gotowanie i sprzątanie kiedy oboje pracujemy nie jest li i jedynie obowiązkiem żony.Tak było jak kobiety nie pracowały i były w domu.Proszę urodzić jedno dziecko i wykarmic przez rok ...Będę komentarze Bóg nas nie wybrał Tak jest dlatego musicie trud porodu docenić jako coś czego nie jesteście w stanie udźwignąć i w to miejsce robić więcej niż kobiety i nie skarżyć się jak zniewiesciali faceci.

      • 0 0

    • oli

      taki maz to skarb
      ja pracuje i jeszcze ogarniam dom, obiad oraz dzieci :(

      • 0 0

  • Super rada!

    "Kłóćcie się, nie obrażając siebie nawzajem" - tak, tak, jasne :/ Takie rady to można sobie wsadzić...

    • 1 1

  • Do Misia!!!

    Hej Misio wpadnij do mnie aby ugotować jakikolwiek rosół bo u nas przez te rosoły sa ciagłe sprzeczki. Mój maż nie nawidzi niedzielnego rosołu a ja lubię zwłaszcza w zimie. Dajesz wiarę, jeśli upierdliwy partner lub partnerka chce się czepiac to nawet rosół przeszkadza. Ludzie sa pokręceni, dopasować się w zwiazku to jest sztuka. Pa pa Pozdrawiam wszystkie nieszcześliwe dusze, niespełnione w miłości, niespełnione zawodowo, ludzie budujcie w sobie pozytywna energię to zawsze pomaga. Pamiętajcie (o czym ja również zapominam) po burzy zawsze wychodzi słońce. Słuchajcie muzyki która lubicie, nie poddawajcie się, ja też probuję się pozbierać.

    • 0 0

  • moze mami synek

    a co zrobic gdy w kryzys jest wlaczenie sie tesciow ktorzy traktuja meza jak darmowego robotnika. on lata na kazde zawolanie a gdy mi cos obieca nie zwraca na to uwagi bo jak mu powiedza ze ma cos zrobic to przekresla wszystkie plany zwiazane za mna i dzieckiem.

    • 0 3

  • KRYZYS - wspaniała sprawa !!!

    Problem tkwi w każdym z nas i jest znacznie głębszy niż to się wydaje. Jestem kobietą dlatego będę pisać o kobietach. Jestem żoną i tą silniejszą tą przegraną. Rozczarowania, samotność i odrzucenie. To mnie spotkało po 15 latach małżeństwa. Terapia była sposobem na znalezienie odpowiedzi na pytanie dlaczego? Kiedy czytam te wszystkie wpisy uświadamiam sobie, że nie jestem odosobniona w swoich przeżyciach? Długo myślałam, że to co spotkało mnie jest tylko moje, że to ja wszystko spieprzyłam, że to przeze mnie mąż ucieka i nie kocha. I jest to dość istotny czynnik w mojej terapii ponieważ do tej pory stawiałam się na czele piramidy nieszczęść a teraz dochodzę pomału do wniosku, że niczym szczególnym nie różnię się od innych. Co mi to daje? Zwalnia mnie z ogromnej odpowiedzialności, jaką zarzuciłam sobie na plecy, zbyt słabe by je dłużej dźwigać. Szukanie winnych, to jest to, co staje się kluczem w uzyskaniu spokoju. Ano bo on coś tam zrobił, lub czegoś nie zrobił. Ano bo ona coś tam chce albo czegoś tam wcale nie docenia. Dziękuję za ten artykuł i za wszystkie wpisy ponieważ moje myślenie o mężu, że czegoś tam nie zrobił musi ulec zmianie ponieważ to, jaki jest konkretnie nie ma, jak się okazuje najmniejszego znaczenia. Znaczenie ma fakt, jakie potrzeby moje oczywiście umiałby zaspokoić, abym czuła się szczęśliwa u jego boku. I tu pewnie jest sedno sprawy. W swojej pracy terapeutycznej musiałam sięgnąć bardzo, bardzo głęboko. Nie doszłam do życia łonowego, ale wszystko przede mną  A tak na poważnie problem jest wielowarstwowy i wielowątkowy. Gdybym miała uprościć to myślę że moje niezaspokojone potrzeby miłości rodzicielskiej najbardziej wpłynęły na to, że w relacji z mężem kompletnie się pogubiłam. Bardzo niska samoocena, brak poczucia wartości sprawiły że wchodząc w związek, uzależniłam się od niego. Sposób w jaki mąż mnie traktował i oceniał wyznaczało to, jak ja się widziałam. Było dobrze - było mi dobrze. Było źle - robiłam wszystko żeby było dobrze, rezygnując ze swoich pragnień i zachcianek, doprowadzając do wyniszczenia by następnie oskarżyć jego o to wszystko. Jego gniew i obrażanie były metodą na moje poskromienie. A ja z kolei w ogóle nie umiałam sobie z tym poradzić. To była kara i manipulacja z jego strony. Metoda wychowawcza na poskromienie złośnicy. Metoda, która chwilowo działała, wzbudzała we mnie poczucie winy. Na dłuższą metę sprawiła jednak, że obwiniłam go za to i do dziś noszę w sobie stłumioną za to złość. Myślę sobie, że gdybym nie ulegała tej manipulacji, gdybym nie czuła się winną bardzo szybko ta metoda wychowawcza nie miałaby zastosowania i wyszłaby z użycia bo jak twierdzę manipulacja działa wtedy, kiedy po prostu działa. Dałam się zmanipulować tak jak każdy inny człowiek.
    A teraz z innej strony: tak jak każdy inny człowiek sama równie skutecznie manipulowałam. Kłamałam, nie działałam jawnie, kombinowałam, racjonalizowałam, płakałam, straszyłamco tam jeszcze To były moje metody na to, żeby nie czuć się odrzuconą. Naczelną potrzebą było dostarczanie sobie informacji, że jestem czegoś warta, że jestem fajna, że można mnie kochać. Definicją miłości była dla mnie całkowita akceptacja, oddanie i zdolność do poświęcenia. Postawiłam mężowi wysoką poprzeczkę oczekiwania małej, niekochanej i odrzuconej dziewczynki, która tak naprawdę nie dorosła do dojrzałej miłości. Zatrzymała się w wieku kilku lat czekając wciąż na miłość i akceptację swojego ojca.
    Moja mądrość kryzys jak słusznie zauważyła Pani psycholog to etap w rozwoju człowieka. Bez tego nie bylibyśmy w stanie się rozwijać, stawać się lepszymi. Konsekwencje kryzysów i błędów musimy godnie brać na bary. I tu jest pytanie czy to umiemy? Przerzucanie się odpowiedzialnością i winą jest dla ludzi małych kalibrów. Godniej jest przyznać się do błędów (ludzkich, jak najbardziej do przyjęcia) i w efekcie na zgliszczach tego co już spieprzyliśmy można uratować to co najważniejsze honor i spokój sumienia.

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rola osoby towarzyszącej w porodzie warsztaty dla mamy i taty

warsztaty, konsultacje

Distinguished Gentleman's Ride (1 opinia)

(1 opinia)
w plenerze, zlot, imprezy i akcje charytatywne

Z psychodietetyczką przy herbacie: Q&A z Aleksandrą Spychalską

spotkanie, spotkanie

Najczęściej czytane