• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

12 godzin z życia szpitalnego oddziału ratunkowego

Elżbieta Michalak-Witkowska
16 sierpnia 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Zobacz jak pracuje SOR w szpitalu im. Św. Wojciecha na Zaspie.



Z jednej strony narzekania na kolejki, z drugiej zgłoszenia z bólem brzucha, dwudniową gorączką, a nawet wrastającym paznokciem. Odwiedziliśmy z kamerą jeden z trójmiejskich oddziałów ratunkowych, by pokazać wam, jak funkcjonuje od środka.



Czy trafiłeś/łaś kiedyś na SOR?

Otrzymanie pozwolenia na wejście z kamerą do któregoś z trójmiejskich SORów nie było łatwe. Próbowaliśmy w kilku szpitalach, ostatecznie udało nam się porozumieć z dyrekcją Szpitala Specjalistycznego Św. Wojciecha na Zaspie. Dostaliśmy zgodę na dwunastogodzinne przyglądanie się pracy lekarzy i pokazanie tego, jak wygląda dzień na oddziale.

SOR w Szpitalu Specjalistycznym Św. Wojciecha na Zaspie jest jednym z czterech działających w Trójmieście. Dziennie przyjmuje średnio 200 pacjentów. Na jednej zmianie przebywa tu siedmiu lekarzy - jeden specjalista i jeden rezydent medycyny ratunkowej, dwóch lekarzy specjalistów chorób wewnętrznych, specjalista chirurgii ogólnej, pediatra i ortopeda. Oprócz tego na każdej zmianie zespół lekarski wspiera siedem pielęgniarek, dwie położne oraz trzech ratowników medycznych.

Na oddział wchodzimy o godz. 12:00, kiedy dyżur pełni ordynator SORu, dr Romuald Tomczak.

Jak to działa?

Na początek trochę biurokracji. Każdy przychodzący do SORu pacjent w pierwszej kolejności trafia do biura obsługi pacjenta. Tam pielęgniarka, po krótkim wywiadzie, zakłada mu kartę pobytu w SORze, a następnie, po zebraniu informacji o dolegliwościach pacjenta, decyduje, na jaki obszar trafi.

Do obszaru resuscytacyjno-zabiegowego lub na salę obserwacyjną intensywnego nadzoru, trafiają pacjenci z bezpośrednim zagrożeniem życia. Do obszaru zabiegowego chirurgiczno-ortopedycznego trafiają wszyscy, którzy mogą poczekać na pomoc lekarską, w zależności od nadanego priorytetu, od 45 min. do czterech godzin. Do strefy diagnostycznej, czyli na obszar internistyczno-neurologiczny, kieruje się pacjentów, w stosunku do których pomoc lekarska może zostać odroczona również od 45 min. nawet do czterech godzin.

Pacjentów w stanie ciężkim lub bardzo ciężkim na oddział przywozi karetka pogotowia, która zawsze obsługiwana jest jako pierwsza. Ratownicy medyczni po krótkiej konsultacji z pielęgniarką koordynującą przenoszą pacjenta od razu na czerwoną strefę, prosto w ręce lekarzy.

W razie potrzeby każdemu pacjentowi zlecane są dodatkowe specjalistyczne badania: laboratoryjne, radiologiczne, konsultacje neurologa, urologa czy chirurga. Po wykonaniu badań, odebraniu i odczytaniu wyników, lekarze decydują, czy pacjent wymaga hospitalizacji, czy dalszej obserwacji.

Pierwsze trzy godziny na SORze

Między godziną 12:00 a 15:00 na SORze niewiele się dzieje. Tłumów, których się spodziewaliśmy, nie ma. Kilku pacjentów czeka przed gabinetem internisty, ortopedy i chirurga.

Troje z nich przyszło z ostrym bólem pod wcześniej założonym opatrunkiem gipsowym, kilkoro ze złamaniami i zwichnięciami. Słyszymy głośne narzekania starszej pani na ból w plecach i narzekania innej pacjentki na kołatanie serca.

Wchodzimy z ordynatorem do gabinetu chirurgicznego, gdzie właśnie przywieziono pacjenta z bólami w okolicach żeber. Opowiada lekarzom o tym, co mu się przytrafiło. Mężczyzna dzień wcześniej wpadł w źle zabezpieczony dół i porządnie się poobijał. Podejrzenie: pęknięcie śledziony. Lekarze od razu wykonują tomografię komputerową jamy brzusznej, która potwierdza obecność krwiaka śledziony. Jest on nieduży, dlatego pacjent nie wymaga ostrej interwencji na bloku operacyjnym.

Ruszamy w dalszą drogę. Trafiamy na obszar resuscytacyjno-zabiegowy, gdzie wykonuje się zabiegi ratujące życie. Tutaj wstęp mają jedynie lekarze oraz ratownicy medyczni.

Otwierają się przed nami wielkie, rozsuwane drzwi, zza których wyłania się duże, jasne pomieszczenie wyposażone w cztery stanowiska resuscytacyjne, monitory, rejestratory, defibrylatory. Wszystko nowe. Kto by pomyślał, że szpitale wyposażone są w tak dobry i nowy sprzęt.

Na jednym z łóżek leży starsza kobieta, która kilka godzin wcześniej spadła ze schodów i złamała kręgosłup na odcinku szyjnym. Wciąż jest pod opieką lekarzy.

O 15:00 ordynator kończy swój dyżur. Teraz przejmuje nas dr Agnieszka Szawiel, lekarz dyżurny w strefie resuscytacyjno-zabiegowej, która koordynuje pracę całego oddziału ratunkowego.

Pacjenci: czemu czekamy?

Do godziny 16:00 na SORze panuje względny spokój, choć wydłużają się kolejki ludzi czekających do chirurga i do oddziału internistycznego. Coraz częściej słychać szmery niezadowolonych pacjentów.

Naszą uwagę przyciąga osiemdziesięcioośmioletnia pani Maria, która żali się na swoją sytuację.

- Wie pani ile już czekam? - pyta kobieta. - Cztery godziny, bo jeden lekarz jest na sali operacyjnej, a tylko drugi przyjmuje. Nie wiem, kogo mam winić, bo sama widzę, że lekarze są zapracowani, ale nie może być tak, że kolejka w ogóle nie postępuje - przekonuje pacjentka, która zgłosiła się do lekarza z opuchniętą, wcześniej zwichniętą nogą.

Obok niej siedzi pan Bogdan, który przewrócił się na rowerze i złamał rękę. Na założenie gipsu nie musiał czekać zbyt długo, jednak konieczność powrotu do gabinetu i odbycia dodatkowej konsultacji z chirurgiem sprawia, że na korytarzu, razem z żoną i dwoma córeczkami, spędza kolejne cztery godziny.

- Lekarz powiedział, ze to skomplikowane złamanie, dlatego siedzę na ławce pod gabinetem i czekam na swoją kolej.

Skąd kolejki?

Błahe sprawy, z jakimi na SOR przychodzą ludzie, wydłużają czas oczekiwania na pomoc lekarską. O to, dlaczego pacjenci wybierają wizytę na SORze w sytuacjach tego niewymagających, pytamy Romualda Tomczaka, ordynatora SOR.

- To złożony problem, ale myślę, że chodzi o wydolność podstawowej opieki zdrowotnej i kwestię przyjmowania pacjentów w poradniach specjalistycznych - mówi Tomczak. - Pacjenci często muszą czekać długie tygodnie na poradę specjalistyczną czy kilka dni na wizytę u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i dlatego przychodzą do nas z błahymi sprawami, takimi jak kilkugodzinna gorączka, bóle gardła, kręgosłupa, bóle podbrzusza czy osłabienie. Często domagają się też zmiany opatrunku, bo nie zostali przyjęci przez poradnię chirurgiczną. Staramy się odsyłać takich pacjentów do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej lub poradni specjalistycznych, ale nie wszyscy chcą nas słuchać, dlatego pacjenci z mało poważnymi przypadkami stanowią ok. 20-25 proc. wszystkich przyjęć - dodaje.

Tę opinię potwierdza Łucja Ochocińska, lekarz pracująca w strefie internistycznej SOR.

- Jeśli chodzi o pacjentów internistycznych, najwięcej z nich zgłasza się z niewydolnością serca, napadami arytmii i infekcjami. Połowa pacjentów ma skierowania od lekarzy rejonowych, inni przychodzą do nas z przekonania, że tu najszybciej uzyskają pomoc - mówi dr Ochocińska i od razu biegnie dalej.

Gdzie w takim razie szukać pomocy, jeśli nie na SORze? W sytuacjach błahych, np. czysto infekcyjnych, jak stan podgorączkowy, osłabienie, pomocy trzeba szukać w przychodniach i poradniach lekarskich, u lekarzy rodzinnych, w poradniach specjalistycznych, a w nocy i święta pomoc uzyskać można w punktach tzw. nocnej i świątecznej obsługi chorych. Na SORze każdy pacjent ma nadany priorytet, więc ci z nieostrymi stanami zagrożenia zdrowia mogą oczekiwać na przyjęcie nawet do 6 godzin. Warto?

Pacjenci: lekarzy powinno być więcej

Wychodząc z gabinetu dr Ochocińskiej widzimy tłumy pacjentów na sali obserwacyjnej w strefie internistyczno-neurologicznej. Wszystkie łóżka na sali są pozajmowane, głównie przez starszych pacjentów potrzebujących dalszej obserwacji lub wymagających hospitalizacji i czekających na wolne miejsce. Patrząc na to, co dzieje się w gabinecie i na zewnątrz, rozumiemy nieustanne pytania pacjentów: dlaczego jest tak mało lekarzy?

Bo zbyt mała liczba lekarzy i zła organizacja pracy to drugi, równie częsty zarzut pacjentów w stosunku do oddziałów opieki ratunkowej. Czy nie można zwiększyć obsady tych oddziałów?

- Nie mamy funduszy, by zatrudnić większą liczbę lekarzy - mówi Krystyna Grzenia, dyrektor Szpitala na Zaspie. - Łączny koszt funkcjonowania SORu wyniósł w pierwszym półroczu 2013 r. ponad 8 mln. 727 tys. zł, co w przeliczeniu na jednego pacjenta dało 294 zł. Tymczasem kwota, którą przyznaje NFZ na leczenie jednego pacjenta, pozwala pokryć jedynie połowę poniesionych przez oddział wydatków.

Jak przekonuje pani dyrektor, zestawienie standardowych czynności wykonywanych na rzecz jednego pacjenta daje uzasadnienie dla kosztów. Chodzi m.in. o wstępny wywiad, założenie dokumentacji, a co za tym idzie utrzymanie stanowiska obsługi pacjenta. Dalej, potrzebny jest pogłębiony wywiad lekarski, badania diagnostyczne, konsultacje dodatkowe specjalisty, ocena wyników badań, opracowanie dokumentacji końcowej.

Cisza przed burzą

Po godzinie 17 do biura obsługi pacjenta zgłasza się nawet do 20 pacjentów na godzinę. Pielęgniarka i dwie rejestratorki medyczne mają pełne ręce pracy. Większość pacjentów przychodzi w błahych sprawach, ale jest to też gorący czas dla obszaru czerwonego.

Tuż po 17 słyszymy sygnał karetki pogotowia, która przywozi pacjenta znalezionego przez przechodniów na ulicy. Mężczyzna w średnim wieku, kompletnie odurzony alkoholem, z zakrwawioną twarzą. Krew poplamiła mu też koszulkę i spodnie. Wydaje się, że to coś poważniejszego niż obrażenia i zranienia głowy. Pacjent od razu trafia na obszar resuscytacyjno-zabiegowy. Lekarze zaczynają od oczyszczenia ran z krwi. Doprowadzają twarz mężczyzny do porządku, a następnie zaczynają przygotowywać się do szycia i wykonania diagnostyki radiologicznej mózgowia. Akcja ratunkowa przebiega sprawnie, choć lekarze i pielęgniarki muszą okiełznać niesfornego pacjenta, który cały czas utrudnia im pracę i próbuje wstać z łóżka.

Nie zdążamy ochłonąć, kiedy słyszymy telefon. Odbiera dr Agnieszka Szawiel. Okazuje się, że za kwadrans lotniczym pogotowiem ratunkowym przywieziona zostanie pacjentka z zawałem serca.

Po chorą wyjeżdża na lądowisko karetka z pielęgniarką i ratownikiem medycznym, którzy transportują pacjentkę na salę zabiegową. Lekarze opanowanym tonem wypytują o dolegliwości, wiek pacjentki, przyjmowanie leki, historię choroby, także w rodzinie. W międzyczasie wzywany jest kardiolog, który decyduje o wykonaniu w pracowni kardiologii inwazyjnej zabiegu koronarografii (umożliwiającego obejrzenie naczyń wieńcowych i znalezienie zatkanego naczynia, które powoduje zawał mięśnia sercowego) i koronaroplastyki (umożliwiającego odetkanie naczynia i leczenie zawału mięśnia sercowego). Dzięki temu udaje się momentalnie przerwać przyczyny zawału. Pacjentka, w stanie stabilnym, zostaje w szpitalu na obserwacji.

Wychodzimy na korytarz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Okazuje się, że jest już po godz. 19. Zmniejszyła się kolejka pacjentów ze strefy zielonej i żółtej, więc siadamy na korytarzu i odpoczywamy.

O 20:00 dyżur kończy dr Agnieszka, a zastępuje ją lekarz dyżurny, Rafał Cudnik. Kolejne godziny mijają już spokojnie, choć co jakiś czas podjeżdża karetka z nowymi pacjentami. O 23:00 na SOR przywieziono starszego pana, który stracił przytomność. Według jego żony, zemdlał w domu i po przebudzeniu był kompletnie zdezorientowany. Na SOR trafia też starsza kobieta z podejrzeniem afazji, która na skutek uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego przestała nie tylko mówić, ale też rozumieć mowę. A po chwili ratownicy medyczni przywożą kobietę z arytmią, czyli zaburzeniami rytmu serca, która poddana zostaje kardiowersji, czyli stymulacji serca prądem.

Po 23:00 lekarze mogą odetchnąć. Na strefę czerwoną nie trafiają już żadni pacjenci, również strefa zielona i żółta zdecydowanie się rozluźniły.

Nasz dwunastogodzinny dyżur na SORze dobiega końca. Oto kilka wniosków. Po pierwsze pacjenci nie szanują zasady mówiącej o tym, że na SOR trafiać powinni ludzie z zagrożeniem życia, w stanie ciężkim lub bardzo ciężkim. Po drugie nie wszyscy są świadomi tego, że o przyjęciu pacjenta w ostateczności decyduje lekarz, dlatego z mało poważnymi dolegliwościami na korytarzu spędzić możemy nawet do ośmiu godzin. Po trzecie, gdyby udało się poprawić funkcjonowanie ambulatoryjnej i specjalistycznej opieki zdrowotnej, nie byłoby sytuacji wymuszania wizyt na szpitalnym oddziale ratunkowym, a chory nie byłby narażony na zaostrzenie choroby.

Szukasz szpitali działających w Trójmieście? Znajdziesz je w naszym katalogu.

Miejsca

Opinie (177) 7 zablokowanych

  • Uważaj, bo jak się tam dostaniesz ... (10)

    ... to możesz już nie wyjść.

    • 68 46

    • Naprawdę?ja mam tam babcię ja właśnie jadę,

      • 0 0

    • pijaki (1)

      Sporą częśc kolejki napełniają dowożeni pijacy. Proponuje sie zastanowić zanim ktos im da 2 złote na piwko, bo potem dorzucimy do nich jeszcze 300 zł w szpitalu

      • 19 0

      • właśnie dlatego mam prywatną opiekę medyczną

        zaszczanych po kokardkę pijaczków tam nie ma, a mnie tam gdzie pijaczków.
        Nie jestem też z rozciętym paluchem odsyłany przez przychodnię na SOR. Szycie i ew. zastrzyk przeciwtężcowy na miejscu.

        • 0 0

    • piątek godz.20:00 70-letnia staruszka na wózku, której wypadł dysk: (1)

      ,,dobra dobra my wiemy,że jest piątek i tylko nam ją podrzucić chcecie''

      • 0 2

      • Przesada! Ja mam 70 lat i wcale nie uważam się za staruszkę!!!!!

        • 1 0

    • do mojego lekarza rodzinnego nie mogę się dostać z powodu staruszek, które (1)

      nie mają z kim pogadać

      • 44 4

      • To zrób dobry uczynek i Ty pogadaj z nimi!

        • 1 0

    • ygd

      No wpadasz z blachostka a odbieraja cie nogami do przodu

      • 6 4

    • (1)

      skoro obawiasz się, że wejdziesz i już nie wyjdziesz to nie korzystaj z usług ratownictwa medycznego. Krytykować każdy potrafi, to nie jest praca chałupnicza

      • 30 8

      • Staram omijać szerokim łukiem naszą służbę zdrowia!

        • 22 7

  • Wrażliwy

    Mam być szczery to nie służba zdrowia jest chora tylko nasze społeczeństwo.

    • 3 0

  • Szkoda, że Soru nocą nie opisaliście. (6)

    • 92 1

    • Byłem no i ?

      • 0 0

    • (3)

      Jak w nocy przychodzą te zatwardzenia z dnia - "w dzień mi nie przeszło, to w nocy jadę do szpitala".

      "Całe dwa dni mnie bolało, to teraz już do szpitala muszę."

      Powiem, że w nocy odsetek pacjentów z pierdołami jest kilka procent wyższy (a przynajmniej był kilka lat temu) od tych z dnia.

      Bylem kiedyś wolontariuszem w IP (nie było wtedy SORów takich jak teraz) i to był chyba najbardziej srogi czas w moim życiu - i co powiesz kolesiowi, ktory przyjeżdzą w środku nocy do szpitala z wibratorem w d...e, z tekstem, że już nie może dłużej wytrzymać? ;)

      Pozdrawiam ekipę z Mięsnego w Gdyni!

      • 17 1

      • Ilu takich z wibratorem przyjeżdża w roku? (2)

        Opisujesz skrajne przypadki. Ja widziałem jak dziecko zwijające się z bólu czekało już 7 godzinę na poczekalni i nikt nic nie robił. Chyba dostał przeciwbólowe a było podejrzenie zapalenia wyrostka. Ja sam z takim wyrostkiem byłem odsyłany 2 razy do domu (fakt, że było to 30 lat temu), ale za trzecim razem to odrazu z taksówki poszedłem na salę operacyjną i fuksem mi się udało. To był ostatni gwizdek przed rozlaniem - tego lekarzom nigdy nie zapomnę, twierdzili że mnie po prostu boli brzuch.

        • 9 2

        • (1)

          Powiedziałem ciekawostkę - a nie, że non stop się to dzieje - ochłoń. A skoro już jesteśmy przy bólach brzucha - to jakies 7/10 bóli brzucha zaczyna się w ciągu dnia, albo jeszcze dnia poprzedniego. Ludziom się nie chce do przychodni (czasem nawet nie wiedzą gdzie mają lekarza) - i dlatego leca do szpitala.

          To co mówisz absolutnie nie powinno się zdarzyć - więc skoro zarzuciłeś mi niby skrajności, to sam w nie tez nie popadaj. Skrajności można wymieniać na pęczki - kiedyś pogotowie wysłało na piechotę (!!!) gościa z zawałem do szpitala - przypadki można mnożyć.

          Ale chyba zgodzimy się, że gdyby ludzie bardziej myśleli zamiast iść po prostu z każdą pierdołą do szpitala, to by to wszystko lepiej działało.

          • 9 2

          • Dokładnie...

            Potwierdzenie stanowi pacjentka z filmu, której butelka spadła na palec... i boli...

            • 7 0

    • Grzenia wie co robi ...

      ... wpuszczając kamerę tylko na 12 godzin w czasie dnia ;)

      • 28 2

  • ???

    przepraszam, ale czy wszyscy lekarze na tym oddziale maja tytuł doktora?

    • 1 3

  • mojemu bratu, który pierwszy raz w życiu poszedł do lekarza właśnie w SOR na Zaspie

    gdy mieliśmy obawy że naderwał ścięgno i nie mógł chodzić, po bardzo długim staniu w kolejce - lekarz stwierdził że "skoro pana boli to trzeba wziąć tabletkę przeciwbólową". Mi dwa lata temu kazali czekać z kleszczem w nodze i rumieniem na nodze chyba 3 godziny,kleszcza usunęli ręcznie wyciskając z niego do mojej nogi całą ślinę, nie dostałam antybiotyku, po wyjściu nie mogłam postawić nogi z bólu- do dziś nie mogę wyleczyć boreliozy bo lekarzy w 3mieście od boreliozy nie ma- muszę jeździć do Krakowa

    • 0 2

  • Mohera zakaz wizyt u lekarzy... (9)

    Ja czasami rozumiem lekarzy...bo ile można przyjmować mohery którym wszystko jest!!!! A na rynek i do tramwaju to biegają jak nie jeden maratończyk.

    • 140 32

    • zakaz....

      gosiak-zapamiętaj buraku że też będziesz moherem,głombie

      • 0 0

    • słuchaj za to lemingom powinni odebrac prawa wyborcze!!! (1)

      to Lemingi powinno ponosić wszystkie koszty niegospodarności rządu I POlityków.

      • 4 7

      • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • Jak cierpi leming to bardzo poważnie - na głowę. (4)

      SOR mu nie pomoże, bo leming choruje nieuleczalnie.

      • 7 11

      • (3)

        nie bede moherem jak już to będę osobą starsza której ma prawo być to i to, a nie starą wredną babą która chodzi kilka razy dziennie do lekarza bo jak twierdzi...wszystko jej sie należy...na wizytę na 12 to już o 7 rano wcista d*p.s.k.o do gabinetu...

        • 21 8

        • jak już bedziesz osobą starszą to w dalszym ciągu twoj wspaniały rząd będzie miał osoby starsze głęboko w d*pie (1)

          • 4 3

          • ma tak samo stare osoby w d*p...jak i młode!!!

            • 1 5

        • Jak to nie będziesz?

          Już teraz jesteś wredną narzekającą babą a co dopiero jak będziesz stara...

          • 13 10

    • Kiedys tez bedziesz moherem

      • 11 19

  • Bemark-cudny

    Przeozy medyczne przez tą firmę to horror pseułdo sanitariusze brudni nie ogoleni ubrani w dresy adidasa a pan andrzej spodnie bojówki i sandały zarost tygodniowy.Auto -kareta stan techniczny tragedia puka-stuka wyje bród wewnątrz wyposażenie nosze kocem przykryte gdzie sanepid

    • 2 1

  • pełen szacunek (5)

    Dla pracownikow sor. W szczególności lekarzy, ale trudno wyróżniać kogokolwiek. Mialem okazje byc kilka razy na sor - każdorazowo z podziwem i wdzięcznością obserwowalem prace tych ludzi. Panie i panowie - respect!

    • 147 24

    • ... (2)

      Ja osobiście na SORze nie szukałem pomocy, ale trafiła tam 2 razy bliska mi osoba. Karetka zabrała ją z ulicy. Nie będę się rozpisywać, bo wychodzę do pracy. Jedno chcę napisać - praca ówczesnych (maj-lipiec 2013) lekarzy dyżurnych wołała oo pomstę do nieba. Personel pomocniczy - też kiepsko. Ja rozumiem, że jest ich mało, że zapracowani, ale nic nie tłumaczy np. nieobecności lekarza na oddziale ratunkowym i poszukiwanie go przez kilka godzin - a takiej właśnie sytuacji świadkiem byłem.
      W zeszłym miesiącu ja trafiłem na KOR - również nie z powodu kataru czy innych drobnych dolegliwości. I czekałem na jakąkolwiek pomoc 10 godzin.
      Przykre to wszystko.

      • 15 9

      • a ja widzę tu szansę dla prywatnych przychodni typu lux.... swi.... niech nocą przyjmują również (1)

        • 10 3

        • żebyś się nie przejechał na prywatnym pseudoprofesjonaliźmie

          • 0 1

    • szacuunek

      Szacunek należy się każdemu. Nie tylko pracownikom SOR-u ale i pacjentom. Ja osobiście stawiłam się na oddziale po nieudolnym leczeniu lekarzy w przychodni zostałam przyjęta w 20-40 min tylko dla tego, mój stan zagrażał życiu a zdziwienie lekarzy że stoję na własnych nogach i jeszcze przyjechałam sama bezcenne. Nie mogę narzekać na lekarzy jednak jak widziałam resztę oczekującą po ok 4-6 godzin to porażka. Następna wizyta z kimś bliskim coś strzeliło w kolanie przychodnia cóż powinni ją zamknąć bo odesłali na SOR nie rozumiem czemu bo wystarczyło zrobić prześwietlenie by wiedzieć czy jest to pilna sprawa. Fakt, że byliście z kamerami i obserwowaliście to tylko lachowywali się pracownicy lepiej i tyle. Bo czas oczekiwania przy okienku o zapis proszę jak nie ma kolejek jedna pani rozmawia 30 min przez telefon o rota wirusie z kimś znajomym a ty stoisz i czekasz bo drugi pan chyba nowy ledwie radzi sobie z formalnościami i wydłuża to czas do maximum. Do tego zagubiony dowód pacjentki i wmawianie jej że to ona zgubiła ponieważ jest "stara" po hmmm 40 min okazało się że znalazł się na dyżurce :) zero przeprosin dla pacjentki

      • 5 3

    • Ha ha ha

      Ty na pewno jesteś lekarzem!!!

      • 1 0

  • szpital wojewódzki..

    Ze szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku mam najgorsze wspomnienia jakie mieć można.. Byłam w 8 tygodniu ciąży, gdy nagle będąc w pracy zobaczyłam,że delikatnie plamie.Wsiadłam do auta i pędziłam do szpitala, kiedy doszłam do poczekalni traciłam już dużo krwi, powiedziałam Pani co się dzieje, kazali czekać, umierałam z bólu, strasznie krwawiłam, siedziałam tak 4 h, po tym czasie przyjął mnie ginekolog, kiedy zaczął mnie badać było już po wszystkim-poroniłam. Zapytał :"to mówi Pani,ze była Pani w ciąży? - No to już Pani nie jest". Świat mi sie zawalił.. Później wręczył mi karteczki do zapoznania, co chcę zrobić z resztkami mojego płodu i okrzyczał mnie,że piłam wodę w poczekalni, bo teraz będzie musiał czekać do północy,aby wykonać mi zabieg :( Przed samym zabiegiem natomiast powiedział :"ohh cóż to za dyżury mam ostatnio, już 3 noc z rzędu czyszczę resztki płodów"... Nikt nie wyobrazi sobie co czułam i czuję do dziś. nigdy nie pojawie się już w tamtym szpitalu. Ból pozostanie na zawsze...

    • 5 3

  • jeden taki w kartetce (2)

    wożący między szpitalem wojewódzkim a kolejowym nie pytany przez nikogo coś tam mamrotał że nienawidzi kobiet.Dziwne że taki człowiek może w pogotowiu przewozic ludzi.

    • 2 4

    • to nie jest pogotowie to przewozy sanitarne,czyli prywatne firmy. Ludzie tam pracujący nie mają nic wspólnego z ratownictwem, nie maja naet podstawowego przeszkolenia.

      • 0 0

    • mamrotanie ,,,,,

      nie jest zabronione!!! przewożnik szpital woj - kolejowy nie ma nic wspólnego z pogotowiem zwanym obecnie zespołem ratownictwa medycznego polecam ustawę o PAŃSTWOWYM RATOWNICTWIE MEDYCZNYM

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Konferencja "SM i co z tego?"

konferencja

Zlot motoCYClovy 2024 & II Deadlift Truck Edition

konsultacje, zlot

Prowadzenie cukrzycy u kobiet z cukrzycą ciążową lub cukrzycą typu I

badania

Najczęściej czytane