• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Polski medyk na ukraińskim froncie. "Jeżeli znajdziemy się w niewoli, czeka nas tylko śmierć"

Piotr Kallalas
4 maja 2024, godz. 09:00 
Opinie (126)
Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda

Czy można przywyknąć do pracy pod ostrzałem? Czy da się wrócić z wojny do normalnego życia? Jak wygląda obecna sytuacja na froncie i co grozi Polsce? Co mówią rosyjscy jeńcy? O tym wszystkim porozmawialiśmy z Damianem Dudą z ratowniczej grupy "W międzyczasie", który już niedługo wraca na Ukrainę, by dalej ratować żołnierzy walczących na pierwszej linii frontu.



Czy obawiasz się, że wojna na Ukrainie rozszerzy się na obszar krajów bałtyckich i Polski?

Damian Duda, polski medyk pola walki, który pracuje na Ukrainie na pierwszej linii frontu, wygłosił gościnny wykład na Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Wykorzystaliśmy tę okazję, aby spotkać się i porozmawiać o pracy ratownika medycznego na wojnie.

Mówi się, że dobry ratownik medyczny ma twardą skórę. Nie ma miejsca na rozczulanie nad pacjentem, kiedy trzeba z zimną krwią ratować ludzkie życie. Czy ratownik frontowy jest w stanie się tak odciąć od emocji? Czy da się przyzwyczaić do tak ekstremalnego trybu pracy?

Damian Duda: Tak, w tym zawodzie również pojawia się rutyna, można się przyzwyczaić do takich warunków, ale to też zagrożenie. Kiedy w pewnym momencie przestajesz się bać, to nie wróży nic dobrego, bo strach jest tu systemem wczesnego ostrzegania. Kiedy my się tego strachu wyzbywamy, to dla nas informacja, że powinniśmy zwolnić.

Lęk bywa też wrogiem?

Zdarza się, że ktoś po okresie przygotowań zaczyna odczuwać lęk, który paraliżuje możliwość działania, co już nie jest dobre. Pomimo całego procesu rekrutacji, przeprowadzonych rozmów z psychologami i przygotowywaniu, określeniu, co nas czeka na polu walki, zdarzają się osoby, które w tej "godzinie 0" i w "strefie 0" dotykają swoich granic. Okazuje się, że ta granica jest osiągana zdecydowanie wcześniej, niż wymaga tego sytuacja, niż wymaga tego praca bezpośrednio na linii frontu, która w moim mniemaniu jest najbardziej ekstremalną odmianą medycyny.

Ktoś, kto doświadczył prawdziwej wojny, ktoś, kto zobaczył, jak ta wojna wygląda, nie wraca z niej nigdy. Psychicznie nie da się od tego odciąć.
Zawodowi żołnierze też są podatni na taki paraliż?

Takie sytuacje dotyczą wszystkich. Pole walki bardzo mocno weryfikuje nasze umiejętności, a zdolności psychiczne są również weryfikowane przez działania przeciwnika. Osoby bardzo dobrze wyszkolone, posiadające bardzo dobry sprzęt, po prostu czują się maleńkimi - nic nie znaczą przy ogniu artylerii, który tam jest standardem. Nie jest to nic dziwnego, dlatego że nie na darmo mówi się, że artyleria jest bogiem wojny, niezależnie od przygotowania czy zdolności funkcjonowania, czy nawet schronienia. Jeżeli ogień artylerii jest celny, szanse i przeżywalność żołnierza spadają do zera.

Dlatego wracając do pytania, zdarza się, że tacy żołnierze czy medycy są wycofywani ze strefy walk, dlatego że już nie są zagrożeniem tylko i wyłącznie sami dla siebie, ale są też zagrożeniem dla kolegów, którzy na nich liczą.

Pracował pan podczas kilku konfliktów wojennych na Bliskim Wschodzie, od 10 lat na Ukrainie, obserwował dziesiątki działań wojennych. W ostatnich wywiadach podkreśla pan jednak, że jest świadkiem niewyobrażalnej brutalizacji wojny. Co to oznacza?

Mamy tutaj eskalację konfliktu w obszarze wszelkich, możliwych środków bojowych, i to niezależnie od tego, co mówią konwencje. Mówię między innymi o nieprzestrzeganiu przepisów międzynarodowego prawa humanitarnego w trakcie konfliktów zbrojnych w kwestii oszczędzania personelu medycznego. Dochodzi do sytuacji, w której po stronie rosyjskiej mamy do czynienia ze zbrodniami wojennymi. Wreszcie masowo używa się broni wszelkiej, jaka tylko jest dostępna.

Wojna na Ukrainie to także wojna PR-owa Wojna na Ukrainie to także wojna PR-owa
  • "Czasami jest tak, że kiedy ten rosyjski żołnierz jednak nie wychodzi, to dla pewności pytają się, czy na pewno nie chcesz żyć, czy jesteś pewien, że chcesz umrzeć. Jeżeli nie ma odzewu ze strony żołnierza rosyjskiego, to wtedy już lecą granaty. To już albo on, albo my".
  • Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda
Broń masowego rażenia?

Rosjanie mają jeszcze jakieś opory, ale nie wiadomo, jak długo to potrwa. Eskalacja tego konfliktu, liczba zaangażowanych żołnierzy, liczba użycia środków bojowych, przejście tej wojny też do sfery informacyjnej, ekonomicznej pokazuje, że mamy do czynienia z konfliktem totalnym, który się rozkręca. Nie wiadomo, jak bardzo ta karuzela jeszcze się zdąży nakręcić. Rosjanie coraz bardziej idą do przodu, sprawdzając różne rzeczy - używają broni kasetowej, używają broni termobarycznej. 5 dni temu moi ludzie zostali prawie spaleni żywcem, bo miejsce, w którym jesteśmy, zostało zaatakowane bronią termobaryczną. Na naszym odcinku też zaczynają być stosowane gazy bojowe.

Jeżeli znajdziemy się w niewoli, czeka nas tylko śmierć, czekają nas pokazowe wyroki.
Rozumiem, że nie ma mowy o ochronie dla medyka przy np. transporcie rannych czy zwłok?

Jesteśmy celem. Rakieta nie wybiera, czy to jest medyk, czy nie - spada tam, gdzie jest wysyłana. Bardzo często Rosjanie "pokrywają" ogniem artylerii cały obszar funkcjonowania wojsk ukraińskich, także obszar pracy ratowników. Rosjanie zresztą z rozmysłem walą w punkty medyczne na zapleczu, po transportach ewakuacyjnych, więc tutaj ciężko jest mówić o jakiejkolwiek formie ochrony prawa międzynarodowego.

Na tej wojnie konwencje nie obowiązują?

Międzynarodowe prawo humanitarne konfliktów zbrojnych, przynajmniej po stronie rosyjskiej, jest fikcją.

Co się stanie, jeśli, jako medycy, traficie do niewoli?

Jeżeli znajdziemy się w niewoli, czeka nas tylko śmierć, czekają nas pokazowe wyroki. Propaganda rosyjska bardzo często podaje informacje, że wywozimy rannych żołnierzy, aby sprzedawać organy, że jesteśmy handlarzami organów. Moim zdaniem to jest nic innego jak przygotowywanie aktu oskarżenia - czekają, aż zostaniemy doprowadzeni przed rosyjski trybunał. Odpowiadając wprost na pytanie - czekają nas tortury i pokazowy wyrok śmierci.

Jest pan historykiem i historykiem sztuki, pracownikiem akademickim. Patrząc na to, w jakim miejscu obecnie się pan znajduje, czy drugi raz podjąłby pan decyzję o zaangażowaniu w pracę na froncie?

Myślę, że tak, pomimo że my bardzo mocno płacimy za to, co robimy - płacimy własnym zdrowiem, psychiką, naszymi rodzinami. Mimo wszystko ogrom tej pracy przynosi efekty i pokazuje nam, że to jest dobrze obrana ścieżka. Nawet jeżeli nasze życie nie jest takie, jakie sobie wymarzyliśmy, to dzięki nam do domów wracają mężowie i ojcowie. Dzięki nam ci ludzie mają szansę na nowe życie. Wywozimy ich z tego piekła.

Czy miał pan okazję po jakimś czasie spotykać się z żołnierzami, których pan uratował?

Czasami jest tak, że nawet nie znam imion tych żołnierzy i nie wiem, co się z nimi potem dzieje. Czasami są to nasi koledzy. Jedną z takich bardziej emocjonalnych historii była ewakuacja żołnierza z podwójną amputacją. Żołnierz miał nogi, ale te nogi tak naprawdę trzymały się wyłącznie na mięśniach. Wywieźliśmy go ze strefy samochodem, który w trakcie ewakuacji stracił koło, więc można powiedzieć, że przywieźliśmy go na trzech kołach. Na szczęście udało się, przeżył. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że ten żołnierz został zaprotezowany, ma dwie protezy i pobiegł w Maratonie Bostońskim.

Teraz ten żołnierz jest dalej w służbie, natomiast jego zadaniem jest odwiedzanie w szpitalach rannych żołnierzy i pokazywanie im, że po amputacji jest też normalne życie. Spotkaliśmy się po dwóch latach i tak, to było bardzo emocjonalne spotkanie.

Obecnie pana życie przeplata się okresami na froncie i przyjazdami do Polski. Czy po takich obrazach, po takich doświadczeniach, których nikt z nas tutaj nie jest sobie w stanie wyobrazić, można wrócić do kraju i normalnie spędzić czas w domu?

Ktoś, kto doświadczył prawdziwej wojny, zobaczył, jak ta wojna wygląda, nie wraca z niej nigdy. Psychicznie nie da się od tego odciąć. Bardzo często zdarza się, że po przyjeździe do kraju dwa tygodnie jesteśmy tutaj naprawdę tylko i wyłącznie fizycznie, dlatego że myślami jesteśmy na froncie. Dzięki bliskim, a także codziennym obowiązkom nasza uwaga powoli jest ściągana, ale nigdy nie jest tak, że całkowicie wracamy.

Nasze myśli kierują się na wschód, gdzie zostawiliśmy naszych przyjaciół, gdzie zostawiliśmy naszych kolegów, gdzie ten konflikt cały czas funkcjonuje. Tutaj bardzo istotna jest higiena psychiki, by mieć kontakt ze specjalistą, przepracowywać te rzeczy, które się zobaczyło, i mieć kogoś, kto będzie pilnował, żeby ta wojna nie wciągnęła cię jak bagno. Trzeba mieć coś, na czym będzie ci zależało, co cię zawsze będzie ściągało: nie tylko fizycznie, ale także i psychicznie.

Ratownik frontowy często staje w obliczu podjęcia najtrudniejszej decyzji - o życiu i śmierci żołnierza?

Niestety czasami tak się zdarza. Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, nie jesteśmy też w stanie ewakuować wszystkich. Staramy się to robić też w przypadku ofiar, jeżeli sytuacja na to pozwoli, to po pewnym czasie wracamy również po zwłoki. Nie wszystkie oddziały tak robią, bo sytuacja i możliwości nie zawsze na to pozwalają. Natomiast czasami jest tak, jak pan to opisał. Medyk jest obarczony brzemieniem decyzji: kto jedzie, a kto nie. Można to porównać trochę do decyzji podejmowanych przez oficera na Titanicu, który decydował, kto ma wsiąść do szalup ratunkowych, a kto nie. To jest obciążenie, z którym się spotykamy i z którym dalej będziemy musieli żyć.

Kiedy widzi pan rosyjskiego jeńca, co pana najbardziej uderza?

Generalnie zawsze uderza skala propagandy, jakiej są poddani. Część z nich jest przerażona, bo wydaje im się, że my za chwilę faktycznie potniemy ich na kawałki i zawieziemy na zachód. Część z nich jest butna, agresywna, wyzywają nas od nazistów i faszystów. Stykam się z nieodpartym wrażeniem, że ci ludzie mają wyprane mózgi.

Internet jest pełen relacji opisujących sytuacje, kiedy rosyjski żołnierz ma się poddać, a i tak próbuje zdetonować granat, który chowa w kieszeni.

To też niebezpieczna sytuacja. Kiedy podczas szturmu żołnierz rosyjski jest w ziemiance czy w budynku i prowadzi ogień, dostaje od żołnierzy ukraińskich informację - "wyjdź, to przeżyjesz", "nie wyjdziesz za chwilę, będziemy musieli użyć granatów". Czasami jest tak, że kiedy ten rosyjski żołnierz jednak nie wychodzi, to dla pewności pytają się, czy na pewno nie chcesz żyć, czy jesteś pewien, że chcesz umrzeć. Jeżeli nie ma odzewu ze strony żołnierza rosyjskiego, to wtedy już lecą granaty. To wtedy już albo on, albo my.

Natomiast cieszę się, że do tej pory nie spotkałem się z łamaniem prawa humanitarnego przez Ukraińców. Moje doświadczenia są takie, że jeńcom zawsze pomagano, a nie "ich rozwalano". Wiem, że po jednej i po drugiej stronie jest dużo zła. Sytuacja na polu walki potrafi pchnąć do różnych czynów, nawet ludzi walczących o dobre rzeczy.

  • Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda
  • Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda
  • Wykład z Damianem Dudą w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Damian Duda
Czy był pan zmuszony walczyć podczas tego konfliktu?

Naszym głównym zadaniem jest ratowanie poszkodowanych i przeprowadzenie ewakuacji do względnie bezpiecznej strefy. Natomiast jeżeli będzie taka potrzeba bądź jeżeli pojawi się potrzeba walki o własne życie, czy o życie naszych kolegów, jesteśmy do tego przygotowani.

Na koniec chciałbym zapytać w jakim jesteśmy obecnie punkcie historii, czy jest pan optymistą, czy pesymistą, jeśli chodzi o nasz region?

Ja bym raczej szedł w stronę chłodnego realizmu. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi, cała ta układanka: Bliski Wschód, kwestia rozlokowania środka ciężkości geopolityki, w tym także tego, co się dzieje w Azji, wszystko to pokazuje, że tworzy się przestrzeń i warunki do konfliktu pełnoskalowego w formie globalnej. Obawiam się, że jesteśmy w przededniu takiego konfliktu globalnego, a to, co wydarzyło się na Ukrainie, będzie tylko preludium do czegoś większego.

Czy powinniśmy odesłać Czy powinniśmy odesłać "naszych" Ukraińców?
Mówi się, że Rosjanie obecnie szybko się uczą.

Moim zdaniem ten konflikt zadziałał na nich jak szczepionka. Po tej klęsce teraz zdecydowanie rozwijają się w wielu sektorach, np. medycynie pola walki i zabezpieczenia medycznego. Tworzą punkty stabilizacyjne, tworzą oddziały do ewakuacji, a także organizują oddziały do walki dronowej, zapewniają sobie dostęp do zakupu sprzętu zachodniego.

Wszystko zależy od sytuacji na Ukrainie?

W mojej ocenie na przełomie maja i czerwca Rosjanie podejmą się potężnej ofensywy. Wydaje mi się, że nawet jeżeli ta pomoc się pojawi, to problemem są zasoby ludzkie. Jednostka, w której my pracujemy, miała zjechać z walk na odpoczynek w marcu. Minął kwiecień, za chwilę maj, a już się mówi, że może w ogóle nie zjadą.

Jesteśmy w sytuacji, kiedy na pierwszej linii żołnierze są trzymani 16 dni i dłużej. Siedzisz w środowisku, w którym nie wiesz, czy przeżyjesz najbliższe 16 minut. Teraz pozostaje przede wszystkim umocnienie linii obrony, co z kolei pozwoli pozyskać czas i surowce. Natomiast w Polsce musimy przestać stosować mechanizm wyparcia i powinno do nas dotrzeć, że ta wojna może do nas dotrzeć. Nie chodzi o straszenie, ale o rozpoczęcie procesu przygotowywania.

Ratownicy z gdańskiego KOR-u od dłuższego czasu wspierają medyków na froncie, organizując zbiórki pieniędzy. Dzięki wsparciu na wojnę trafiło już 12 karetek terenowych. Obecnie trwa zbiórka na 13 pojazd. Fundacja W międzyczasie, w której działa Damian Duda, funkcjonuje wyłącznie z darowizn. To praca wolontariacka. Medyczny samochód "przeżywa" na froncie od kilkunastu do kilkudziesięciu dni. Jeśli to się uda, po dwóch miesiącach zjeżdża na generalny remont.


Opinie wybrane

Wszystkie opinie (126)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Konferencja "SM i co z tego?"

konferencja

Slow Space by PUMA

20 zł
warsztaty, spotkanie, konsultacje, joga

Jak ochronić swoje krocze przed nacięciem?

warsztaty, konsultacje

Najczęściej czytane