• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Chorują na COVID-19 w domu: "To trzeba przeczekać"

Ewa Palińska
5 listopada 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
Osłabienie, bóle mięśni, wysoka temperatura, zaburzenia a nawet utrata węchu i smaku - to jedne z wielu dolegliwości, z jakimi zmagają się osoby chorujące na COVID-19 w domu. Ulgę przynosi jedynie leczenie objawowe - leku na tę chorobę jeszcze nie wynaleziono. Osłabienie, bóle mięśni, wysoka temperatura, zaburzenia a nawet utrata węchu i smaku - to jedne z wielu dolegliwości, z jakimi zmagają się osoby chorujące na COVID-19 w domu. Ulgę przynosi jedynie leczenie objawowe - leku na tę chorobę jeszcze nie wynaleziono.

COVID-19 leczy się nie tylko w szpitalu. Zdecydowana większość osób przechodzi zakażenie bezobjawowo bądź leczy się w miejscu, w którym odbywa izolację. Najczęściej w domu. Z jakimi dolegliwościami zmagają się te osoby i co pomaga im się z nimi uporać?



Informujemy, że poniższy materiał prezentuje informacje przekazane nam przez osoby, które przeszły leczenie domowe COVID-19. Prosimy pamietać, że każdy przypadek choroby jest inny i zalecamy indywidualne konsultacje z lekarzem rodzinnym.


Zaopatrzyłe(a)ś się w leki, które mogą pomóc łagodniej przejść COVID-19?

Przepełnione szpitale, braki łóżek respiratorowych, topniejące zasoby kadrowe w ochronie zdrowia - te tematy przewijają się najczęściej, jeśli omawia się sytuację chorujących na COVID-19. Pamiętajmy jednak, że informacje te dotyczą leczenia przypadków ciężkich, a zdecydowana większość zakażonych przebywa nie w szpitalu, a w izolacji domowej - obecnie w województwie pomorskim hospitalizowanych jest ok. 500 osób na blisko 15 tys. zakażonych. Jak choruje się w domu i co przynosi ulgę, kiedy objawy choroby przybierają na sile? Zapytaliśmy o to tych, którzy obecnie zmagają się z COVID-19.

Magda z Gdyni



Zaczęło się jak klasyczne przeziębienie: katar, ból gardła, podwyższona temperatura: 37-38 stopni. Bolały mnie plecy jak nigdy wcześniej, ale zbiegło się to w czasie z przejściem na pracę zdalną, więc myślałam, że to efekt źle dobranego krzesła. Ból gardła i katar bardzo szybko przeszły, ale została gorączka, co mnie zdziwiło, bo zwykle jest ona u mnie następstwem objawów widocznych gołym okiem. Potem doszły bóle głowy, mięśni, ogólne osłabienie i zmęczenie. Leczyłam się sama tym, co miałam w domowej apteczce - syrop prawoślazowy, tabletki na gardło, leki przeciwgorączkowe i przeciwzapalne. Chorowanie w domu na COVID-19 generalnie polega na czekaniu, aż objawy ustąpią. Nie wychodziłam z domu.

Chorowanie w domu na COVID-19 generalnie polega na czekaniu, aż objawy ustąpią
W trzecim dniu podobne objawy wystąpiły u mojej mamy, z którą mieszkam. Dzień później dowiedziałam się, że koleżanka, z którą miałam kontakt, cztery dni przed wystąpieniem u mnie objawów bardzo się rozchorowała i została skierowana na test. Skontaktowaliśmy się z lekarzem rodzinnym. Po testach okazało się, że jesteśmy COVID-19 pozytywne.

Około piątego/szóstego dnia pojawiły się u mnie problemy z oddychaniem - uczucie, jakby na klatce piersiowej leżała ciężka książka, dokuczało mi głównie wieczorami, jednak szybko minęło. Pojawiła się biegunka. Nie straciłam smaku całkowicie, ale był "przytępiony". Cały czas mam uczucie niedrożnego nosa i obłożonego gardła, nawracający katar - pół dnia jakby się zaczynał na nowo, po czym się kończy i po kilku dniach pojawia się znowu.

Dbam o siebie domowymi sposobami - herbaty, napary, dużo cytryny, imbiru, stosuję czasem krople do nosa. Jesteśmy cały czas w kontakcie z lekarzem rodzinnym.
Gdy pojawił się u mnie kaszel, poinformowałam o tym, bojąc się, że "zejdzie" mi niżej - mam jedno mniejsze płuco i gdy miałam kiedyś zapalenie płuc, był problem z tym, żeby je doleczyć. Lekarka poleciła, żebym dużo chodziła i mało leżała.

Chorzy na COVID-19 apelują do ozdrowieńców o podzielenie się osoczem



Katarzyna z okolic Trójmiasta



Jak się leczyłam? Przecież na COVID-19 nie ma lekarstwa! Dużo piłam, odpoczywałam, w razie konieczności przyjmowałam leki obniżające gorączkę. To po prostu trzeba przeczekać.
W ubiegłą środę było mi słabo, w czwartek nie poszłam do pracy. Temperaturę miałam podwyższoną, ok. 38 stopni C, do tego typowe objawy grypowe, osłabienie. Podczas teleporady lekarz wystawił mi skierowanie na test na obecność koronawirusa. Wykonałam go w sobotę, w Kartuzach - do żadnego z gdańskich punktów nie byłam się w stanie dodzwonić. Wynik otrzymałam w niedzielę, bezpośrednio od laboratorium - było to laboratorium komercyjne, posiadające umowę z NFZ.

Straciłam węch i smak. Pojawił się mokry, duszący kaszel, który dokucza mi cały czas, tylko jest już mniej intensywny. Smak i węch też odzyskuję dopiero teraz, powoli, po sześciu dniach od jego utraty. Dokucza mi też ogromne osłabienie, podczas chodzenia dostaję zadyszki. W tym czasie mój 3,5-letni syn miał gorączkę przez jeden dzień, mąż miał kaszel i był osłabiony, ale poddania się testowi nikt mu nie zlecił.

Czekam na teleporadę, podczas której lekarz oceni, czy mogę już zakończyć izolację. Syn i mąż mają przebywać na kwarantannie od 25 października do 12 listopada.

Jak się leczyłam? Przecież na COVID-19 nie ma lekarstwa! Dużo piłam, odpoczywałam, w razie konieczności przyjmowałam leki obniżające gorączkę. To po prostu trzeba przeczekać.

Dr Prusakowski: "Nie boję się COVID-a, ale traktuję go poważnie"



Anna z Gdańska



Musiałam zarażać już tydzień przed wystąpieniem pierwszych objawów!
Zaczęło się od tego, że mój syn obudził się z bólem pleców, później dostał wysokiej temperatury - jest morsem, więc organizm zahartowany. Następnego dnia czuł się już lepiej i miał tylko stan podgorączkowy. Po pięciu dniach grał na plaży w piłkę.

Mnie ból pleców zaczął dokuczać po około siedmiu dniach. Ogólnie byłam bardzo słaba, po toalecie kładłam się zmęczona do łóżka. Około trzeciego-czwartego dnia rano poczułam się dużo lepiej, jednak zauważyłam utratę węchu. Następnie doszło zapalenie zatok.

Ogólnie nie było źle, ale zaraziłam koleżanki, które mnie odwiedziły, gdy jeszcze nie miałam objawów. W przypadku każdej z nich choroba przebiegała podobnie jak u mnie.

Co ciekawe, musiałam zarażać już tydzień przed wystąpieniem pierwszych objawów. Syn miał wtedy lekki stan podgorączkowy, ale kiedy odwiedziły mnie koleżanki, nie miał z nimi kontaktu. Z koleżankami widziałam się tylko ja.

Warto też podkreślić, że dwie z nich, siedzące naprzeciwko mnie w dość dużej odległości, zachorowały. Trzecia, która siedziała tuż obok mnie, jest zdrowa.

Na początku leczyłam się tym, co z reguły przyjmuje się wtedy, kiedy pojawiają się pierwsze objawy grypy. Po trzech dniach odstawiłam leki i wspomagałam się wyłącznie sokami z kiszonek i witaminą C w proszku. Pomogło szybko!

Teraz czekam na moment, kiedy oddam osocze.

Koronawirus Gdańsk - Gdynia - Sopot - wszystko o COVID-19 w Trójmieście



Thomas z Berlina



Moja dziewczyna pomyliła objawy COVID-a z bólami menstruacyjnymi
Byłem w Gdańsku w odwiedzinach u dziewczyny. Przed powrotem do Niemiec zrobiłem sobie test PCR prywatnie, ponieważ mój pracodawca tego wymagał. Wynik otrzymałem już w Berlinie. Byłem w szoku, bo okazał się pozytywny, a mi nic nie dolegało. Tyle dobrego, że podczas mojego pobytu w Gdańsku prawie nie opuszczaliśmy mieszkania, a do Berlina jechałem sam, własnym samochodem.

Moja dziewczyna, kiedy jeszcze spędzaliśmy razem czas w Gdańsku, faktycznie skarżyła się, że źle się czuje, ale nie łączyła tych objawów z COVID-em. Bóle mięśni uznała za bóle menstruacyjne - od wielu lat ma bolesne miesiączki. Zatoki miewa zatkane przy najmniejszej infekcji, a brak smaku czy węchu uznała za tego konsekwencję. Nie mając świadomości tego, że może być zakażona koronawirusem, leczyła się standardowo, objawowo. Robiła irygacje zatok, na bóle mięśni brała to, co zawsze jej pomaga złagodzić bóle menstruacyjne.

Kiedy powiedziałem jej o moim wyniku testu, nie miała już żadnych objawów. Zadzwoniła do lekarza, żeby zapytać, czy nie powinna pozostać w izolacji, ale ten jej odpowiedział, że nie ma ku temu wskazań, skoro nie ma objawów choroby. Zalecił, żeby przez najbliższych kilka dni po prostu unikała kontaktu z innymi ludźmi. Na szczęście mogła sobie na ten komfort pozwolić - jest programistką i pracuje z domu.

Po tygodniu od kontaktu ze mną, a więc osobą COVID-19 dodatnią, poszła zrobić test na przeciwciała - okazał się dodatni. Teraz czeka na możliwość oddania krwi na osocze. Ja zamierzam zrobić to samo.

Miejsca

Opinie (205) ponad 10 zablokowanych

  • Opinia wyróżniona

    (16)

    Wśród chorych śmiertelność to 3-5%.
    Teraz liczby (z dnia dzisiejszego dotyczące całej PL).
    (P)Przypadki do dzisiaj: 440 000
    (O)Ozdrowienia: 169 000
    (Zg)Zgony: 6475
    (Z)Zachorowań (O+Zg): 175 475
    Czyli na dzisiaj szacując to mamy 39% szans na chorobę jak się zainfekujemy (Z/P).
    Teraz mamy powiedzmy te 5% szans na śmierć to daje nam tą łączne prawdopodobieństwo śmierci z powodu kowit = 0,0199 -> 1,9%. (0,39 * 0,05)
    To daje nam 98.1% pewności, że kowit nie będzie naszą kostuchą. A co nam również daje podobną szansę na śmierć? Znalazłem staty z usa na szybko i...
    - przedawkowanie leku przeciwbólowego
    - wypadek na motorze
    - upadek z wysokości

    Każdy z nas raczej stara się nie brać za dużo tabletek, większość też wie, że motocykle to większe zagrożenie życia niż auta oraz nie włazimy bezmyślnie na wysokości, bo rozumiemy konsekwencje upadku. Zatem idąc tą logiką, wiemy, że istnieją wirusy i staramy się żyć zdrowo = ogólnie dbać o układ odporności.

    Ten cały cyrk co się obecnie odbywa w rządzie i głowach większości Polaków jest na prawdę niepotrzebny. Do tego wystarczy sobie poczytać, co obecnie WHO ma do powiedzenia. Maseczki są zalecane i tyle. Wiedzą doskonale, że wirusa i tak się nie pozbędziemy. Maseczka zatrzymuje może około 60-70 cząstek wirusa na 100. 30 i tak dalej lata w powietrzu. Musielibyśmy przestać oddychać i zamknąć się szczelnie w domach, żeby wirus zrezygnował.

    Amen

    • 75 42

    • (2)

      Statyska tutaj akurat trochę ciężka do realnego oszacowania. Dużo osób przechodzi COVID w domu, gdzie nie są brani w statystykach bo nie mieli testu.

      • 10 2

      • Tym lepiej! (1)

        To znaczy że ryzyko śmierci jest jeszcze niższe.

        • 12 3

        • Genialny ekspert podał dane, a teraz można je jeszcze zaniżyc

          Jakie to proste, prawda?

          • 1 0

    • W pełni się zgadzam, ale paranoikom nie wytłumaczysz.

      • 10 5

    • (5)

      Zżera mnie ciekawość czy w szpitalach przebywają tylko ciężkie przypadki czyli pacjenci leżący, wymagający respiratora, tlenu czy także z lekkimi objawami jak te opisywane w artykule bo np trafili do lekarza "panikarza", który ich skierował do szpitala i mieli takiego "pecha", że zamiast na domową kwarantanne zostawiono ich na tą szpitalną? Ktoś ma taką wiedzę? (Może leży w szpitalu tylko 10cioro z ciężkim przebiegiem a reszta to lekki katar kaszel duszność i gorączka).

      • 7 4

      • (4)

        w szpitalach nie ma już miejsca dla takich z lekkimi objawiamy jak w artykule - za dużo jest tych z przebiegiem ciężkim

        • 14 0

        • (3)

          Poprostu pytam. Ponieważ osobiście nie znam żadnego szpitalnego przypadku. Tymniemniej zastanawia mnie ta wykrywalność covid z soku i to, że nie ma już w polsce przeziębienia i grypy jest tylko koronawirus.

          • 5 6

          • Jeśli ludzie noszą maseczki i się izolują, grypa rozprzestrzenia się kijowo - to dużo mniej zaraźliwy wirus niż SARS-CoV-19. Więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby przy tych obostrzeniach statystyki grypy były marginalne, dużo niższe niż w poprzednich latach.

            • 3 2

          • nie znasz przypadku? (1)

            A mussziz zobaczyc ,zeby uwierzyc? Siadząc przy kompie będzie trudno, jedz do szpitala

            • 5 3

            • Spoko :D a kiedykolqiek wpuszczano na oiom?

              • 0 0

    • Problem polega na tym...

      że piszesz tylko o przypadkach śmiertelnych. A co z tymi, co mają dożywotnio uszkodzone płuca? Deficyty neurologiczne? Dramatycznie obniżoną wydolność organizmu? Jakim cudem przyjąłeś, że "zachorowania" to zgony + ozdrowieńcy (chyba chodzi Ci o zakończone przypadki)? Jakim cudem to się przekłada na szanse na chorobę? Kto Cię uczył matematyki i jak bardzo się tego wstydzi?
      Szansa na zgon to Zg/(O+Zg)*100% = 3,5% w przypadku zarażenia. bazując na wcześniejszych danych o tym, że umiera połowa przypadków pod respiratorem, mamy więc 7% szansy na taką kurację (i konieczną później rehabilitację). Ile mamy szans na pełny powrót do zdrowia? Nie wiadomo, badania trwają. Jakie mamy szanse się zarazić? Nie wiadomo, ale raczej większe niż mniejsze, skoro pojedyncze przypadki potrafiły tak szybko doprowadzić do tak dużej liczby zachorowań.
      Dlaczego jeszcze trzeba się bać koronawirusa? Bo obecnie nie dostaniesz się pod respirator z żadnego innego powodu, bo na karetkę czekasz znacznie dłużej (o ile w ogóle jej doczekasz), bo nie masz szans na diagnostykę i leczenie wielu chorób. Czyli rosną szansę na zgon w wyniku czegoś, co normalnie mogłoby się skończyć jedynie drobnymi niedogodnościami. Takie przypadki nie lądują w statystykach, ale też jest ich coraz więcej.

      • 9 5

    • Rozumowanie ograniczone jak u typowego zwolennika pewnej partii koalicyjnej o charakterze prawicowym i eurosceptycznym. Opinia wyróżniona, więc zapewne większość pracowników portalu też sympatyzuje z tym ugrupowaniem (może nawet sami dodają te wpisy).

      • 4 2

    • G... prawda

      Trochę staty z d*py są a wiesz dlaczego bo ja, żona i dzieci też covid, dzieci po i objawy mega małe, ja i żona większe ale w domu i nie pchamy się do testów bo po co ,czuje to jako zwykła chorobę, jest lepiej choć wech zerowy, smak słaby. Nie będę w statystykach bo nie

      • 4 3

    • (1)

      Hola hola, te wszystkie wyliczenia dotyczą okresu mniej więcej pół roku, od początku pandemii. Więc jeśli chcesz porównywać, to porównuj z szansą, że zginiesz na motorze/upadając/przedawkowując leki *w ciągu pół roku*, a nie w ciągu całego życia.

      • 4 0

      • tak to jest jak durnie biorą się do rozumienia statystyk,
        dla ich zawsze będzie to średnia liczba nóg u człowieka z psem

        kilkuprocentowy spadek emisji wirusów
        u noszącego maseczkę
        moźe obniżyć liczbę cząstek wirusa w powietrzu poniżej...

        tu będzie trudne słowo - inokulum

        czyli minimalnej ilości cząsteczek wirusa niezbędnych
        by zakazić następną ofiarę

        i działa to w obie strony, chroni i otoczenie noszącego maskę
        i samego noszącego maskę

        nie 100%, oczywicie. znacznie poniźej 100%
        100% pewność to nie w medycynie tylko w kościółku
        po daniu na tacę

        to jest elementarz, podstawy epidemiologii

        ale liczacy nogi ludzi i psów, są za prości, by to zrozumieć....

        • 1 0

    • myślę, że z tym przedawkowaniem leków niektórzy forumowicze mają większe szanse

      • 1 0

  • Trzeba być umysłowo niedorozwiniętym by się testować gdy dopadają takie objawy (4)

    Przecież objawowo to zwykła grypa. Nie do odróżnienia od covida. Takie coś to ja przechodzę prawie co roku od 40 lat.
    Przez takich jak wy co zamiast przeleżeć to w domu jak zawsze biegniecie nie wiem po co się testować zamykają gospodarkę, zwalniają ludzi z pracy a zaraz zamkną nas w domach na miesiąc. I to w imię czego? Żeby test wam pokazał ,że to covid??? Wow!!!

    • 30 19

    • Wszyscy co się testują powodują (1)

      że ludzie tracą pracę, że niektórzy popełniają samobójstwa, że dzieci zamiast uczyć się w szkole siedzą całymi dniami w domach przed ekranami komputerów, że musimy chodzić w szmatach na twarzy na świeżym powietrzu, że dzieci nie mają kontaktu z równieśnikami, że nie możemy podróżować, że nie mogliśmy pójść na groby bliskich. To w oparciu o wasze testy rząd tak reaguje.Za to wszystko serdecznie wam dziekujemy moi drodzy.

      • 10 8

      • pragmatyk zakryj nos

        bo zarazisz moja babcie dziadka

        • 0 2

    • Prawda

      • 4 3

    • Nie wytłumaczysz, ja już próbowałem ręce opadają, braki w logice i matematyce.

      • 2 0

  • zostan w domu -nos maseczke (1)

    wszystko co gorsze to dopiero nas czeka ,będzie jeszcze wieksza liczba zgonów

    dbajcie o siebie

    • 14 17

    • Wyjdź na zewnątrz, na świeże powietrze, uchyl maseczkę, dotleń płuca i mózg.

      • 2 0

  • 5 lat temu (2)

    Grypa.Gorączka jak na mój organizm ...spora.38.5 bo z reguły nie mam.Bolało całe ciało.Nawet powieki.Lezenie plackiem przez tydzień bo nie było nawet siły iść do lekarza.Węch utracony na około 2 -3 miesiące.A teraz ...swiat zamknięty...bo choroba ...w większości bezobjawowa.

    • 21 8

    • Nie znaczy, że to był covid (1)

      Ja straciłam poczucie smaku 2 lata temu choć nie miałam infekcji, nie mam smaku do dzisiaj.
      Ogólnie jestem zdrowa i nie mam pojęcia skąd ta utrata smaku- da się żyć, jem po prostu mniej.

      • 2 3

      • Oczy

        Wiście że nie mówię że to był covid jednak dookoła mnie większość chorowała.Ogolnie w miasteczku i w dalszej i bliższej rodzinie oraz wśród znajomych i nie było szaleństwa.Teraz znam jedna osobe co w 15000 miasteczku była chora.A ze słyszenia ok 30-50.

        • 1 0

  • Acha, czyli teraz wreszcie dają nam do zrozumienia,

    Że te wszystkie lazarety namiotowe postawione dla poprawienia samopoczucia tych, co czekali, żeby "rząd coś zrobił" jednak nie służą do leczenia. W sumie trudno oczekiwać czegoś więcej - personelu przecież nie ma, a taki pacjent "leczony łóżkiem" na stadionie pewnie dopominałby się o jakieś zainteresowanie. Wtedy lepiej, jak się łóżkiem leczy w domu.

    • 14 4

  • Ta patologia dzikusów z protestów doprowadziła do zarazenia siebie wzajemnie oraz około 40 tys innych ludzi!! (1)

    A policja zamiast ich pałkami rozpędzić jeszcze ich ochraniała

    • 17 40

    • Dobrze, że mają jaja żeby buntować się przeciw paranoi.

      • 5 0

  • Przestańcie się bać. Idźcie się wszyscy zarazić, po paru dniach już jest po i możemy kończyć z tym i**otyzmem. (1)

    • 15 23

    • A nie slyszales, ze przechorowanie wcale nie daje odpornosci i mozna sie zarazic ponownie?

      A wiele osob ma dlugotrwale komplikacje po chorobie, nawet jesli przechodzily ja lekko.
      Nie mowiac juz o tym, ze wcale niekoniecznie przejdziesz przez to gladko. Ja sama znam zdrowego faceta, ktory skonczyl pod tlenem w szpitalu i mam wsrod dalszych znajomych jedna ofiare Covida. Facet przywiozl sobie wirusa z sanatorium i niestety nie przezyl infekcji.

      • 0 2

  • uuu

    heh, za mało strachu w tym artykule więc komentarzy od koronaparanoików jakby mniej... hmm

    • 10 6

  • (2)

    Ja i cała rodzina podobnie chorowaliśmy w marcu kiedy jeszcze nie robiono testów. Najgorzej było ze mną. Kaszel jakby płuca miały jakieś drugie dno, zmiany osłuchowe, osłabiony smak i węch, inhalator chodził cały dzień na zmianę ja z synem. Wszystko trwało 3 tygodnie a kiedy kaszel się kończył zaczęły się zaburzenia serca (tętno ok. 100 w spoczynku, uczucie jakby na klatkę piersiową położono mi ciężki garnek z wrzątekiem). Ustąpiło ale długo czułam się słabsza. Nie mam pewności czy to było to i już się nie dowiem, ale to było całkiem możliwe. Z synem też jechałam z dusznością na sor i z kaszlu wychodził ponad 2 tygodnie.

    • 12 0

    • Pani pielęgniarka środowiskowa, która odwiedza moją mamę,

      chorowała w styczniu i lutym, bardzo ciężko przechodziła, powikłanie na końcu- silne zapalenie nerek.
      Po dwóch miesiącach w marcu wracała do pracy, zrobili badanie krwi- ma przeciwciała .
      W styczniu i lutym leczono ją na zapalenie płuc i potem na zapalenie nerek. osoba lat 54 , aktywna, bez chorób przewlekłych.

      • 3 2

    • Brak zdrowego trybu zycia

      Czy jesteście otyli?

      • 0 0

  • A gdzie mają chorować w szpitalach już brakuje miejsc . Niemcy oferują pomoc, ale pampers ma traumę po pancerniku który w 1939 też z pomocą zawitał i nie pozwala długopisowi na wyrażenie zgody czy poproszenie o pomoc .Decydenci sa testowania 3 razy tygodniowo a obywatele niech sami się martwią o siebie ,a że kilkadziesiąt tysięcy zejdzie to ZUS będzie odciążony .

    • 12 7

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Bezpłatne badania dla kierowców zawodowych (1 opinia)

(1 opinia)
badania

Biologia totalna | wykład wprowadzający 10 maja (piątek), godz. 20:30-22:30

70 zł
warsztaty, spotkanie

Ratuję, bo kocham i potrzebuję

warsztaty

Najczęściej czytane