• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Diety cud, niebezpieczne jajka i inne żywieniowe mity

Justyna Potorska
20 maja 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
Dobra dieta to dieta dopasowana do naszych upodobań kulinarnych, a nie głodówka, która sprawia, że cały czas myślimy o jedzeniu. Dobra dieta to dieta dopasowana do naszych upodobań kulinarnych, a nie głodówka, która sprawia, że cały czas myślimy o jedzeniu.

Na dworze coraz cieplej, a my, jak co roku, jesteśmy atakowani reklamami kolejnych odchudzających produktów i zasypywani informacjami o najnowszych dietach cud. Czy dzięki herbatkom, koktajlom i tabletkom można schudnąć? Jakie zagrożenia niesie za sobą dieta Dukana? Czy cholesterolowa panika to mit? O ważnych żywieniowych kwestiach postanowiliśmy porozmawiać z dietetykiem.



Małgorzata Jabłońska Małgorzata Jabłońska
"Zamień kluseczki na figurę laseczki", "schudnij szybko, jedząc ile chcesz" - hasła reklam tabletek, herbatek, koktajli na odchudzanie obiecują nam, że szybko i skutecznie stracimy zbędne kilogramy. Powinniśmy im wierzyć?

Małgorzata Jabłońska, dietetyczka: Na pewno trzeba do nich podchodzić sceptycznie. Środki wspomagające odchudzanie dzielą się na te o silniejszym działaniu, sprzedawane na receptę, i preparaty ziołowe, dostępne dla każdego. Wśród tych pierwszych jeszcze niedawno były Meridia i Zelixa, które działały bezpośrednio na ośrodkowy układ nerwowy, hamując łaknienie. Dziś są wycofane z produkcji. Okazało się, że substancja w nich zawarta - sybutramina - może przyczynić się do zawału serca i udaru. Z drugiej strony, preparaty ziołowe na pewno nam nie zaszkodzą, zawierają między innymi wyciąg z fasoli, błonnik. Czy pomagają? Opinie moich pacjentów są podzielone. Jako dietetyk jestem zwolenniczką naturalnej diety, zmiany nawyków żywieniowych.

Co w takim razie sądzi Pani o dietach cud? Każda z nich polega na zaprzestaniu jedzenia pewnych składników, obiecując szybką utratę wagi...

...a po odstawieniu diety, efekt jojo jest w zasadzie gwarantowany. Nasz organizm działa w oparciu o  prostą, matematyczną zasadę: jeśli przyjmujemy odpowiednią ilość kalorii dziennie, nasza waga się utrzymuje, natomiast każde dodatkowe kalorie, obojętnie, czy pochodzą z golonki, lodów, tortu, zawsze odkładają w postaci tkanki tłuszczowej. Jeśli jemy zbyt mało, nie dojadamy, nasz organizm zaczyna korzystać z materiału zapasowego, dlatego chudniemy. Tu naprawdę nie ma cudów. Jeśli ktoś obiecuje nam wspaniałą dietę, a po my jej zakończeniu powrócimy do dawnych, złych nawyków żywieniowych, nie ma rady - zbędne kilogramy muszą wrócić.

Ostatnie doniesienia o diecie Dukana są niepokojące. Wiele osób, stosując ją, nabawiło się poważnych problemów zdrowotnych. Czy to znaczy, że ta dieta szkodzi?

Dieta Dukana jest na pewno bardzo spektakularna, w krótkim czasie pozwala zrzucić sporo kilogramów, stąd jej popularność. Opiera się na termodynamicznej teorii żywienia. W skrócie chodzi tu o to, że jeśli coś zjemy, nasz organizm musi zużyć energię, żeby to strawić. Najwięcej energii potrzebujemy do trawienia białka, dlatego to ono jest podstawą diety Dukana. Problem w tym, że jesteśmy skonstruowani tak, że dla nas materiałem energetycznym jest węglowodan, cukier, w prostej postaci - glukoza. Białko jest przede wszystkim materiałem budulcowym, nie ma funkcji energetycznej. Nasz organizm, nie otrzymując potrzebnych węglowodanów, przerabia białko na glukozę. Niestety, produktem ubocznym tego procesu jest azot, który obciąża nasz organizm, a szczególnie nerki i wątrobę. Stąd problemy zdrowotne osób stosujących taką dietę.

W takim razie kto w ogóle wymyśla diety cud i po co?

Dobre pytanie! Nie mam pojęcia. Chęć sławy? Zaistnienia w mediach? Warto pamiętać, że nasz organizm do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje wszystkich składników odżywczych. Z tą świadomością łatwiej nam będzie znaleźć dietę odpowiednią dla siebie.

Jakieś wskazówki? Jak powinna wyglądać dieta osoby, która chce skutecznie zrzucić zbędne kilogramy?

Musi to być dieta indywidualna, która z jednej strony zabezpiecza zapotrzebowanie na składniki odżywcze - witaminy i minerały - a z drugiej strony jest dopasowana do upodobań kulinarnych danej osoby. Sama nie potrafiłabym sobie wyobrazić sytuacji, w której miałabym jeść przez dwa tygodnie produkty, które mi nie pasują, nie smakują. Po trzech dniach pewnie bym je odstawiła. Dobra dieta, wbrew stereotypom, to taka, podczas której czujemy się szczęśliwi: jemy zdrowo, ale za to smacznie, nigdy nie chodzimy głodni, dzięki czemu nie musimy myśleć o jedzeniu.

Trudno jest dbać o codzienną dietę, bo od kilkunastu lat jesteśmy zasypywani wysokoprzetworzoną żywnością. Jakie zagrożenia wiążą się z tym faktem?

Najpierw wyjaśnijmy, co to jest żywność wysokoprzetworzona. To produkty żywnościowe poddane obróbce, zawierające dodatkowe składniki wzmacniające smak, zapach, poprawiające konsystencję: niektóre z nich są naturalne, inne otrzymywane sztucznie. Tych dodatków jest w produktach spożywczych się coraz więcej, problem w tym, że nasz organizm nie jest przystosowany do tego rodzaju diety. Może za 100-200 lat będziemy genetycznie, ewolucyjnie przygotowani do jedzenia wysokoprzetworzonej żywności. Pytanie brzmi: czy do tego czasu ludzkość przetrwa, czy się po prostu na wzajem nie wytrujemy?

Podobno największym zagrożeniem naszej diety są kwasy tłuszczowe trans?

Tak, są to takie tłuszcze bez znaczenia, wypaczone, o kancerogennym działaniu. Moja profesorka porównywała je do rąk wyginających się do tyłu, nad którymi nie można zapanować, które nie są nam już potrzebne. Tłuszcze trans mogą się przyczyniać do chorób nowotworowych, miażdżycy. Najgorsze i najbardziej niebezpieczne jest to, że znajdują się wszędzie, gdzie stosuje się utwardzone tłuszcze roślinne: w niemalże każdym gotowym ciastku, w wafelkach, w batonikach, w margarynie, zupkach z paczki i mrożonych frytkach. W dodatku produkujemy je sami, podgrzewając roślinne oleje zawierające dużo tłuszczów nienasyconych.

A tłuszcze zwierzęce? Od lat słyszymy, że są odpowiedzialne za podnoszenie poziomu cholesterolu. Dopiero niedawno olsztyńska profesor - Grażyna Cichosz - wypowiedziała tym doniesieniom wojnę, uważając, że nie powinniśmy bać się cholesterolu. Kto ma rację?

Zacznijmy od tego, że nasza dieta powinna być urozmaicona. Jeśli zjemy od czasu do czasu produkty pochodzenia zwierzęcego, na przykład masło, wędlinę, nie zaszkodzą nam, nie musimy bać się o swój cholesterol. Pamiętajmy, że to niezbędny organiczny związek chemiczny w naszym organizmie, budulec błon komórkowych. Niestety, takich żywieniowych stereotypów jest wiele. Przez lata mówiło się o tym, że nie wolno jeść jajek niż dwie sztuki tygodniowo, bo skoczy nam cholesterol. To bzdura! Pamiętajmy, że jajka zawierają lecytynę, która zapobiega osadzaniu się złego cholesterolu na ściankach naczyń, więc w rezultacie: mogą nawet obniżyć jego poziom. Zbilansowana dieta - to jest podstawa zdrowego żywienia. Pamiętajmy, że wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że nie popada się w skrajności.

Rozmawiała:

Miejsca

Opinie (49) 6 zablokowanych

  • niebezpieczne jajka???? (2)

    Jedzcie jaja! Na śniadanie, na obiad, na kolację

    Zwykle sześćdziesiąt jaj w domu musi być, ich liczba nie może spaść poniżej
    trzydziestu - zastrzega się prof. Tadeusz Trziszka. Jajolog z Wrocławia,
    przez znajomych zwany jajcarzem, przekonuje Polaków, że warto jeść co
    najmniej dwa jaja dziennie

    Aneta Augustyn: Nawraca pan naród na jaja?

    Prof. Tadeusz Trziszka*: Nawracam, bo z jajami u nas nie najlepiej. Na
    Polaka nie przypada nawet jedna sztuka dziennie. Na Wielkanoc jajo ma swoje
    pięć minut, ale i tak nam to statystyk nie poprawia . Jemy ledwie 200 jaj
    rocznie, dwa razy mniej niż Japończycy czy Chińczycy.

    Po co nam więcej?

    - Bo to najlepsze naturalne źródło bioaktywnych składników.

    Nie ma w naturze drugiego produktu, w którym jest tyle potencjału. Jeśli
    zapłodnione jajo przez 21 dni będziemy podgrzewać w temperaturze 40 stopni,
    wykluje się pisklę z układem nerwowym, kostnym, krwionośnym,
    immunologicznym, itd. Czyli wystarczyło dodać energię cieplną, żeby powstało
    nowe życie. Bo w jaju jest wszystko, co potrzebne do jego stworzenia:
    precyzyjnie zaplanowany komplet białek, kwasów tłuszczowych, witamin,
    związków mineralnych, wszystko w idealnych proporcjach.

    Dwie sztuki dziennie pokrywają nam całkowite zapotrzebowanie na cholinę,
    która chroni wątrobę, oraz na aminokwasy potrzebne do odbudowy wszystkich
    komórek i tkanek. Kilkunastu aminokwasów niezbędnych do utrzymania przy
    życiu sami nie jesteśmy w stanie wyprodukować, musimy dostać je z zewnątrz,
    z pożywieniem. Występują one także w mleku, mięsie, roślinach, ale to jaja
    mają ich najwięcej i w dodatku najlepszej jakości. Białko jaja zostało
    uznane przez Światową Organizację Zdrowia za międzynarodowy wzorzec składu
    aminokwasowego.

    Jajo zawiera też liczne fosfolipidy, m.in . lecytynę
    potrzebną do sprawnego funkcjonowania mózgu i układu nerwowego, składniki
    mineralne, m.in . fosfor i żelazo, oraz niemal wszystkie
    witaminy, w tym cały garnitur witamin B, zwłaszcza B12, na której brak
    bywają narażeni zwłaszcza wegetarianie. Nie potrzeba nam jej wiele, ale jest
    kluczowa w metabolizmie, szczególnie tłuszczu i cukrów. Występuje tylko w
    produktach zwierzęcych, dlatego wegetarianom zaleca się łykanie pastylek z
    B12. Tymczasem dwa jaja dostarczają nam 100 procent dziennego
    zapotrzebowania na tę witaminę. W dodatku występuje ona w towarzystwie
    lipidów, które jeszcze wzmacniają jej przyswajalność. Dwa jaja to także
    sporo luteiny, która wzmacnia wzrok i połowa zapotrzebowania na witaminy A i
    E.

    Nie mają jednak w ogóle witaminy C.

    - Jajo zagryzione jabłkiem załatwia sprawę braku witaminy C. Ab ovo usque ad
    mala , od jaja do jabłka, od początku do końca - pisał Horacy. W Cesarstwie
    Rzymskim posiłki rozpoczynano jajkami, potem szły bażanty i inna dziczyzna,
    a kończono jabłkami. Jaja na starożytnych stołach serwowano na miękko,
    sadzone albo na twardo z sosami rybnymi. Apicjusz, autor antycznej książki
    kucharskiej De re coquingria libri X - O sztuce kucharskiej ksiąg 10 -
    podaje między innymi przepis na ovo spongia , coś na kształt dzisiejszego
    omletu. Żeby jaja były jak najdłużej świeże, przechowywano je wówczas w
    soli, otrębach albo zasypane ziarnem prosa.

    Orędując w sprawie jajecznej, nie obawia się pan cholesterolu?

    - Polska jest jednym z ostatnich bastionów strachu przed cholesterolem, to
    prawie nasz wróg publiczny. Cholersterolofobia zaczęła się na świecie w
    latach 70., gdy przemysł farmaceutyczny szukał możliwości sprzedania leków,
    które ograniczają produkcję cholesterolu i nie dopuszczają do jego
    odkładania się w naczyniach krwionośnych. Szukano także winnych i padło na
    jaja. Dlatego w latach 70. i 80. w krajach wysoko rozwiniętych ich spożycie
    znacznie spadło.

    Ale przecież cholesterol to problem dla wielu ludzi. Odkłada się w
    tętnicach, grożąc miażdżycą, zawałem, udarem.

    - Fobia cholesterolowa nakręcała się bez naukowego uzasadnienia i miała
    jedną pozytywną stronę: przyspieszyła i rozszerzyła zaawansowane badania, za
    duże pieniądze, które pokazały kilka rzeczy.

    Owszem, cholesterol jest czynnikiem ryzyka w rozwoju miażdżycy i choroby
    wieńcowej serca, ale przede wszystkim u osób obciążonych genetycznie
    hipercholesterolemią. Jest niezaprzeczalnym faktem, że u części ludzi
    organizm nie radzi sobie z nadprodukcją cholesterolu i odkłada go w
    naczyniach. Ale zdrowy, sprawny organizm sam reguluje jego poziom, bez
    względu na to, ile go zjemy.

    Ważne - głównym sprawcą zła nie jest cholesterol z jaj, tylko ten, który
    wytwarzamy sami, w wątrobie. Produkujemy go codziennie mniej więcej tyle,
    ile znajduje się w piętnastu jajach. Cholesterol jest nam zresztą niezbędny.
    Organizm, który go nie produkuje, musi umrzeć. Występuje on w każdej błonie
    komórkowej, w miliardach wszystkich komórek naszego ciała, jest konieczny w
    tworzeniu hormonów płciowych, witaminy D i kwasów żółciowych.

    Cholesterol nie może sam przepływać w systemie krwionośnym. Musi mieć
    autobus, który będzie go przewoził. Transportują go dwa nośniki, dwa związki
    fosfolipidowe - HDL i LDL. Zaczęto je rozróżniać dopiero w latach 80. Z
    wątroby do komórek jest transportowany LDL-em, potocznie zwanym "złym
    cholesterolem", który może odkładać się w naczyniach. Natomiast cały nadmiar
    jest z nich zabierany i odwożony do utylizacji w wątrobie HDL-em, "dobrym
    cholesterolem". I tu właśnie jest całe jajo: nie tyle o sam cholesterol
    chodzi, ile o proporcje nośników. Jak mamy za mało HDL, to nie ma kto
    "sprzątać" z powrotem do wątroby nadmiaru cholesterolu, który zaczyna
    odkładać się w naczyniach krwionośnych.

    Skąd ten nadmiar?

    - Poniekąd na własne życzenie: niemieckie i japońskie badania pokazały, że u
    ludzi w permanentnym stresie wątroba wyrzuca więcej cholesterolu. Jego
    nadprodukcję jednak przede wszystkim mamy zakodowaną genetycznie. Trzeba
    wtedy zwracać uwagę na dietę, jeść mniej cukrów i tłuszczów. Ale nie jaj,
    które w tym całym cholesterolowym zamieszaniu niesłusznie posadzono na ławie
    oskarżonych. Jajo zawiera 0,3 procent cholesterolu, to tyle co granica
    błędu. Nie może więc być tak kolosalnie szkodliwe, jak nas latami straszono.
    Poza tym jajo dostarcza dużą ilość korzystnego HDL-u.

    Czyli jaj się nie bać?

    - Lansowane kiedyś przekonanie, że można zjeść nie więcej niż dwa-trzy jaja
    na tydzień, zostało na Zachodzie definitywnie odesłane do lamusa. "Two eggs
    every day is ok" - dwa jaja codziennie są OK - stwierdzono w 1998 roku w
    Atlancie na konferencji poświęconej jajom. I nie było to bynajmniej hasło
    marketingowe drobiarzy, tylko fakt poparty rzetelnymi badaniami.

    Nie odważyłbym się być takim orędownikiem jaj, gdybym sam od lat nie
    współpracował z Akademią Medyczną. W żadnym z badań nie stwierdzono, że jaja
    mogą szkodzić. Publikacje w renomowanej literaturze dowodzą nieszkodliwości
    cholesterolu zawartego w żółtku.

    Jeszcze raz mówię wyraźnie: cholesterol z jaj nie powoduje arteriosklerozy
    ani chorób układu krążenia u osób z normalnym metabolizmem.

    Kolejną przyczyną trendu antyjajecznego był przemysł tłuszczowy. W latach
    80. na Zachodzie, a w 90. u nas nawoływano: "jedzcie tylko margaryny, tylko
    tłuszcze roślinne, bo w nich nie ma cholesterolu". Tłuszcze zwierzęce oraz
    jaja zostały zdegradowane. To jasne, że w margarynie nie ma cholesterolu, bo
    żadna roślina go nie produkuje. Tylko że margaryna to olej, w który
    wtłoczono wodór. Dopóki olej jest w formie płynnej, nienasyconej, jest w
    porządku. Natomiast sztucznie uwodorniony utwardza się, staje się tłuszczem
    nasyconym, typu trans, niekorzystnym dla zdrowia. To nie jest produkt dla
    człowieka, w naturze nie występuje. Strasząc cholesterolem w latach 90.
    mocno wylansowano margaryny.

    Dziś ich reklamy nie są już tak nachalne; nikt nie odważy się powiedzieć, że
    są zdrowe. A jajo króluje.

    Ale może uczulać, może być też źródłem salmonellozy.

    - Tzw. skaza białkowa jest efektem kilku czynników alergizujących, głównie
    owomukoidu w białku.

    Co do zakażeń, to ptaki rzeczywiście są potencjalnym źródłem pałeczek
    Salmonella i Campylobacter , które żyjąc w ich przewodzie pokarmowym, samym
    ptakom nie szkodzą, ale mogą przenieść się na jaja. Ale takie ryzyko ma
    miejsce tylko tam, gdzie brak higieny, na fermach jest to wykluczone. W
    każdym razie bakterie te giną w 60 stopniach. Zawsze zanurzam jaja na kilka
    sekund we wrzątku i dopiero potem wkładam do lodówki.

    Dużo ich pan tam trzyma?

    - Zwykle sześćdziesiąt w domu musi być, ich liczba nie może spaść poniżej
    trzydziestu. Każdy z domowników zjada dwie-trzy sztuki dziennie. Na miękko,
    sadzone, po wiedeńsku, w omletach. Zrobiłem kiedyś sam na sobie eksperyment:
    przez dwa miesiące nie jadłem jaj i cholesterol ze 190 skoczył mi do 280.
    Eksperymentowałem też na znajomych i zawsze efekty były podobne.
    Potwierdzają wyniki badań, które mówią, że jeśli dostarczymy cholesterol z
    zewnątrz, jednocześnie zmniejszymy własną produkcję. Po prostu, gdy jemy
    więcej produktów zwierzęcych bogatych w cholesterol, spada nasza własna
    synteza i odwrotnie.

    To więc, że pofolgujemy sobie na święta i zjemy więcej jaj, nie podwyższy
    nam cholesterolu; oczywiście o ile nie jesteśmy obciążeni genetycznie i nie
    mamy problemów z metabolizmem.

    Wrócił pan właśnie z Kanady, gdzie "jajolodzy" z całego świata rozmawiali o
    tym, co z jaj można jeszcze wycisnąć. Coś pana zaskoczyło?

    - Banff Egg to przygotowana przez
    kanadyjskie uniwersytety - Alberty i Manitoby - największa na świecie
    konferencja o jajach. Nie o produkcji, nie o przemyśle drobiarskim, tylko o
    ich wykorzystaniu w leczeniu. Spotykają się tam raz na osiem lat biochemicy,
    lekarze, farmaceuci, specjaliści od żywienia z uczelni medycznych.

    Tym razem Japończycy mocno podkreślali, że cholesterol, czyli składnik
    żółtka niezbędny do rozwoju zarodka, powinno się podawać dzieciom. Tak, jest
    niezbędny do harmonijnego rozwoju, podobnie jak kwas arachidonowy z żółtka.
    W Polsce medyk starej daty pewnie padłby na taką wiadomość.

    Podkreślano rolę choliny z jaj w metabolizmie kwasu foliowego, rozwoju mózgu
    i ochronie wątroby; jej niedobór może prowadzić nawet do marskości. Dużo
    było o pozyskiwaniu z jaj za pomocą hydrolizy enzymatycznej peptydów, które
    działają silnie antyoksydacyjnie i antydrobnoustrojowo. Są także pomocne w
    leczeniu nowotworów oraz regulacji ciśnienia krwi. Intensywnie pracuje się
    nad tym w japońskich i amerykańskich laboratoriach. Koncerny farmaceutyczne
    są tym mocno zainteresowane.

    Było o skorupkach wykorzystywanych do produkcji leczniczych preparatów oraz
    o terapeutycznych właściwościach immunoglobuliny z żółtka.

    Mówiono również o tym, jak istotne są proporcje kwasów omega3 i omega6.
    Idealnie, jeśli jest to jeden do jednego. Zachwianie tej równowagi bywa
    powodem chorób cywilizacyjnych, między innymi cukrzycy. W naszej diecie
    przeważają omega6, natomiast omega3 potrzebne chocby do rozwoju układu
    nerwowego występują głównie w jajach i rybach.

    Generalnie potwierdza się po raz kolejny truizm, że to, co jemy, może nas
    leczyć albo przyprawić o chorobę. A skoro leczenie przez żywienie, to jajo
    jest produktem idealnym.

    Był pan jedynym Polakiem, który miał w Kanadzie swój wykład. O czym pan
    mówił?

    - O jajach jako wielce obiecującym źródle preparatów biomedycznych i
    nutraceutycznych.

    Nie wystarczy po prostu zjeść jajko?

    - Nam chodzi o to, żeby skoncentrować cenne substancje, jakie zawiera. Bo
    kto zje kilkanaście sztuk dziennie? A za pomocą chromatografii, ekstrakcji
    nadkrytycznej czy hydrolizy enzymatycznej możemy pozyskać z jajek aktywne
    składniki i zamknąć je w kapsułkach.

    Właśnie nad tym pracujemy we wrocławskim projekcie Ovocura, w który jest
    zaangażowanych prawie setka naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego,
    Akademii Medycznej, Politechniki Wrocławskiej, Uniwersytetu Jagiellońskiego
    i Polskiej Akademii Nauk. We Wrocławskim Parku Technologicznym pracujemy na
    supernowoczesnej, robionej na zamówienie linii technologicznej.

    Próbujemy wyizolować z jaj związki, które mogą być pomocne w zapobieganiu
    chorobom cywilizacyjnym, na przykład chorobom mózgu, serca, nowotworom.
    Pracujemy między innymi nad preparatem z żółtka do prewencji chorób
    Alzheimera i Parkinsona oraz preparatem wspomagającym leczenie nowotworów na
    bazie cystatyny. To białko, które silnie działa na bakterie, wirusy, komórki
    nowotworowe. Na razie jesteśmy w fazie badań przedklinicznych.

    Oprócz preparatów prewencyjnych i leczniczych przygotowujemy suplementy
    diety - fosfolipidowe, wzmacniające układ nerwowy, oraz wapniowe, na bazie
    skorupek, przeciw osteoporozie. Nie ma w Europie drugiego takiego projektu.

    Ovocura to w wolnym tłumaczeniu jajoleczenie. Już medycyna ludowa zalecała,
    żeby po ciele chorego toczyć jajo, które miało w swoim wnętrzu zamknąć
    chorobę.

    - Medycyna ludowa też może być wskazówką dla nauki. W Kanadzie jeden z
    uczonych egipskiego pochodzenia opowiadał, że w jego kraju od zawsze
    kładziono na rany błonę podskorupkową. Okazuje się, że rzeczywiście jest
    bogata w kolagen regenerujący skórę. Medycyna ludowa zaleca też smarowanie
    surowym białkiem miejsc dotkniętych bólami reumatycznymi. Tego jeszcze nie
    potrafimy wyjaśnić, ale może kiedyś rozwiążemy i tę zagadkę?

    Intrygujące bywają nie tylko ludowe receptury, ale i dawne przepisy.

    Choćby jaja pi dan, zwane stuletnimi. To chiński delikates, który przez
    kilka tygodni marynuje się w zalewie z soli, wapnia i naparu czarnej
    herbaty. Białko robi się brunatne i galaretowate, a żółtko ciemnieje. Jadłem
    je na surowo podczas pobytu w Chinach, ale z oporami, ze względu na ten
    makabryczny kolor. Fascynują mnie natomiast jako naukowca. Przypuszczam, że
    jaja poddane fermentacji mogą być bogate w dodatkowe aktywne substancje.
    Kiedyś je przebadam. Na marginesie, prawie połowa światowej produkcji jaj to
    właśnie Chiny.

    Na jakich jajach pracujecie w Ovocura?

    Do badań potrzebujemy 300 tysiecy sztuk drogich, eksperymentalnych jaj
    zakontraktowanych u jednego z dolnośląskich hodowców.

    Karmi kury z kartki?

    - Prawie. Ma precyzyjnie rozpisane naturalne dodatki w odpowiednich
    proporcjach, na przykład glony i świeżo tłoczony olej lniany. Z tak
    karmionej kury mamy jajo nowej generacji, zwane też jajem projektowanym.
    Jest wzbogacone w witaminy, kwasy tłuszczowe i inne składniki, które
    poprawiają naszą kondycję. Wzbogacane jaja, mleko, jogurty to tak zwane
    nutraceutyki. Farmaceutyk to leczenie chemią, nutraceutyk - leczenie
    żywnością.

    To dobry biznes?

    - Na świecie znakomity, zaczął się w Japonii w latach 90. U nas jest w
    powijakach. Weźmy takie belgijskie jaja kur Columbus karmionych planktonem
    morskim, o idealnych proporcjach kwasów omega i innych składników. Kosztują
    dolara za sztukę, codziennie milion jest rozprowadzanych samolotami w różne
    zakątki globu. Belgowie długo nad nimi pracowali, sprzedają je od ponad 20
    lat, mają dobry marketing.

    Podobno jaja kwadratowe też cieszą się powodzeniem.

    - Wymyślili je Duńczycy: rozdziela się białko i żółtko, podgrzewa osobno,
    układa trzema warstwami w roladę: białko na górze i dole, między nimi
    żółtko, kroi się jak w sześciany i pakuje. Są popularne, bo wygodne, gotowe.
    Poza tym na całej długości jest tyle samo żółtka i białka.

    To wcale nie jest śmieszne! Jak zapraszam gości i robię kanapki z jajkami,
    to najpierw zjadają te, gdzie są plasterki z żółtkiem, a nie te z samym
    białkiem. Bo niby boimy się tego cholesterolu, ale na żółtko jesteśmy
    łakomi.

    Francuzi też robią takie rolady, ale okrągłe. Świat zna więcej
    niekonwencjonalnych produktów z jaj, których u nas nie ma. Amerykańscy
    studenci mają w kartonach pożywne napoje z białka, żółtka i soku
    pomarańczowego. Holendrzy wymyślili sery na bazie masy jajecznej, Japończycy
    makaron wyłącznie z jaj, bez mąki.

    Kowalski raczej nie zna jaj kwadratowych, do superjaj projektowanych też ma
    ograniczony dostęp. To może pozostańmy przy zwykłym jaju konsumpcyjnym.
    Pewnie kupuje pan z wolnego wybiegu albo przynajmniej od chłopa ze wsi.

    - Kupuję w zwykłym sklepie. Skład chemiczny jaja niewiele się różni, bez
    względu na to, czy to "zerówka" z ekochowu, "jedynka" z wolnego wybiegu,
    "dwójka" ze ściółkowego czy "trójka" z klatkowego.

    I to, że kura spędza życie na powierzchni wielkości gazety nie przekłada się
    na smak jaja?

    - Kura wychowana w klatce jest do niej przystosowana, powiedziałbym nawet,
    że pogodzona z losem. Poza tym od stycznia zmieniły się przepisy, Unia
    Europejska narzuciła na hodowców wymóg powiększenia klatek, co zresztą
    przełożyło się na ceny jaj. Więc kura ma już miejsce na kąpiel piaskową, na
    grzędę, a nawet może sobie podskoczyć, pogrzebać.

    Podskoczyć może i podskoczy, ale co ona tam wygrzebie... Żadnego pędraka ani
    innego przysmaku, do jakich mają dostęp towarzyszki na wolności.

    - Nie mitologizowałbym jaja z zagrody. Wiejskie kury mają co prawda lepszy
    dostęp do związków mineralnych, ale przy okazji do bakterii, wirusów i
    toksyn. Kura jest dotknięta allotrofagią, czyli zeżre prawie wszystko, co
    znajdzie w zasięgu dzioba. To nieszczęsne zwierzę wszystkożerne, co nawet
    olejem napędowym czy sztucznym nawozem nie pogardzi. Bywa, że wiejska kura
    łazi po oborniku, przy ruchliwych drogach.

    I mamy jajko-niespodziankę z metalami ciężkimi?

    - Robiliśmy we Wrocławiu badania, które potwierdziły kumulację metali
    ciężkich w jajach od wiejskich kur.

    Z kurą fermową nie ma tego problemu. A smak... No cóż, bywa dyskusyjny; jak
    hodowca sypnie do paszy za dużo mączki rybnej, to rzeczywiście jajo lekko
    trąci rybą.

    W modzie są jaja od zielononóżki.

    - Zielononóżka kuropatwiana to jedyna rasa typowo polska, hodowana u nas od
    stuleci. Potrafi bytować wyłącznie w naturalnym środowisku, w klatce zamknąć
    się nie da. Ma dobre jajo, ale nie różni się ono wiele od zwykłego.

    Szkoda, że nie przyjęło się u nas jajo przepiórki, bardzo ciekawe, o dużym i
    bogatym żółtku, warte polecenia. Tylko małe i naród chyba nie ma
    cierpliwości do obierania ze skorupki. Dominuje u nas niemiecka rasa
    Lohmann, wydajna, dobrze znosi chów klatkowy. Może być brązowe albo białe,
    zależnie od koloru skorupki. Polacy wolą brązowe. Są przekonani, że
    ciemniejsza skorupka to ciemniejsze żółtko, choć nie ma to związku ze
    smakiem, ani wartościami odżywczymi. Barwa żółtka zależy od karotenoidów.
    Kura z wolnego chowu zjada ich sporo z trawą; hodowlanym dodaje się do paszy
    suszu lucerny albo wyciąg z cytrusów czy papryki i piękne żółtko gotowe. W
    każdym razie Polak woli skorupkę żółtą, a Amerykanin - wyłącznie białą.

    Jajo powstaje przez około dobę i w ostatniej minucie obraca się o 180
    stopni, tak że kura znosi je tępą stroną. Dlaczego akurat tępą?

    - Ta część jest delikatniejsza, tędy wydostaje się pisklę. Podczas znoszenia
    różnica ciśnień sprawia, że właśnie w tej delikatniejszej i bardziej
    porowatej części łatwiej dochodzi do zassania powietrza do jaja i powstaje
    tam komora powietrzna. To powietrze, które jest niezbędne pisklęciu do
    rozwoju.

    Kura ma tylko lewy jajnik, a w nim cztery tysiące potencjalnych jaj, z czego
    w trakcie swojego trzy-czteroletniego żywota wykorzystuje jedną dziesiątą.

    To prawda, że jak kura jest w stresie, to jajko może się nie obrócić?

    - W stresie dochodzi do skurczu i jajo może wyjść zdeformowane, pęknięte,
    może się nie obrócić.

    Co przysparza kurze stresu?

    - Zbyt nagłe wchodzenie do kurnika, za dużo albo mało światła, hałas,
    intruzi.

    Na Dolnym Śląsku po wojnie stacjonowała Północna Grupa Wojsk Radzieckich.
    Najwięcej było ich w Legnicy, w siedzibie dowództwa. Właściciel fermy koło
    legnickiego poligonu miał 40 procent jaj z uszkodzeniami skorupki. Bardzo to
    rosyjskie strzelanie kury stresowało.

    Prof. Tadeusz Trziszka jest kierownikiem Katedry Technologii Surowców
    Zwierzęcych na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Prawdopodobnie
    jedyny Polak, który doktorat i habilitację zrobił z jaj. Zajmuje się nimi od
    35 lat. Autor podręcznika "Jajczarstwo". Wymyślił i prowadzi projekt
    "Ovocura", w którym prawie setka naukowców tworzy z jaj preparaty lecznicze
    i suplementy diety

    • 13 9

    • przeczytałem z wielkim zaciekawieniem, poszperam dalej

      • 0 0

    • tak a jak to brzmi:
      zjadajac jedno całe jajko zjadasz małego kurczaczka!

      • 0 0

  • najlepsza dieta cud

    - wpieprzać ile wlezie - jak schudniesz będzie cud

    • 9 2

  • Prawda jest taka (2)

    Odstawiłem masło (szła kostka na 3-4 dni), majonez, wszelkie tłuste wędliny i mięso wieprzowe. Odstawiłem zupełnie JAJA (zółtka). Zapomniałem o tłustych serach. Jadłem za to dużo innego tłuszczu - ryby niemal codziennie, nie szczędziłem oliwy, orzechy, migdały. Efekt - po 7 miesięcach cholesterol z 215 na 150, a trójglicerydy z 240 na 140 i spadek wagi o 10%. Kiedyś nie wyobrażałem sobie nie zjeść z 10 jaj tygodniowo, na twardo z mayo, czy jajówy na wędlinie, hehe... Odzwyczaiłem sie z dnia na dzień, a co więcej - ze świadomością poprawy wyników żyje się lepiej. A dawne smakołyki można sobie zjesć od czasu do czasu, choć bez ryby sobie teraz życia nie wyobrażam, a łosoś to nr 1 w każdej postaci. To lepsze niż szynka, nawet prawdziwa :)

    • 5 1

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

  • wszytko pikne ale

    ja nie mam dziewczyny:(

    • 2 1

  • lightbox-lekkie odżywcze pudełko:) (1)

    Przywożą mi do domu pyszne jedzenie, pięknie zapakowane i co najlepsze- pyszne :) Po sobie wiem, że to działa, ktoś zaraz napisze, że "fajna reklama"- najpierw niech jednak sprawdzi i sam oceni.

    • 0 5

    • Super!

      I płacisz za to ile? 3x wartość tego, co Ci przywożą?

      • 1 0

  • Fajnie.

    Pani "szpecjalistka" z Wejherowa opowiada o kaloriach i zachowuje się jakby to był jedyny wyznacznik w tworzeniu diety. A gdzie chociażby prosty bilans B/W/T? Eh... guano wiedzieć, w guanie rzeźbić, ale zaistnieć w internecie...

    • 1 2

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

III Ogólnapolska Konferencja Samoświadomość i komunikAACja a TZW. zachowania trudne

konferencja

Slow Space by PUMA

20 zł
warsztaty, spotkanie, konsultacje, joga

Prowadzenie cukrzycy u kobiet z cukrzycą ciążową lub cukrzycą typu I

badania

Najczęściej czytane