• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sklepiki szkolne próbują przetrwać. Czarny rynek batoników

Katarzyna Mikołajczyk
11 września 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Co jedzą nasze dzieci w szkołach i przedszkolach?

Tylko kilka dni właściciele szkolnych sklepików mieli na dostosowanie się do nowych przepisów. Wielu z nich pozamykało je. Niektórzy postanowili wciąż walczyć. Nie wiedzą jednak czy przetrwają.


O tym, że ze szkół znikną niezdrowe przekąski, mówiło się już od dawna. Jednak tuż przed końcem wakacji minister zdrowia podpisał rozporządzenie w tej sprawie. Na skutki długo nie trzeba było czekać - ajenci szkolnych sklepików, ale też firmy cateringowe obsługujące szkoły i osoby prowadzące w szkołach kuchnie wpadli w panikę, bo nikt do końca nie wie, jak interpretować nowe przepisy. Wiele sklepików szkolnych zamknięto w obawie, że ze zdrowej żywności nie uda się ich utrzymać.



Czy nowe przepisy nauczą dzieci zdrowo się odżywiać?

Zainteresowani, a więc ajenci szkolnych sklepików, firmy cateringowe dostarczające szkołom i przedszkolom obiady czy osoby prowadzące szkolne stołówki, poznali treść nowych regulacji tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. 26 sierpnia minister zdrowia podpisał "rozporządzenie w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełnić środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach".

Przeczytaj też: Rząd walczy ze śmieciowym jedzeniem. Czy przedsiębiorcy przetrwają?

Od początku września, a więc zaledwie kilka dni po wprowadzeniu nowych przepisów, Sanepid rozpoczął intensywne kontrole w szkołach, sprawdzające w jakim stopniu zastosowały się one do nowych regulacji.

Zdrowo w szkołach i przedszkolach

Nowe przepisy dotyczą wszystkich placówek oświatowych: szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich, przedszkoli i żłobków; nie tylko ajentów szkolnych sklepików (co komentuje się najgłośniej), ale stołówek, barów i kuchni na terenie placówek.

- Moja intendentka łapie się za głowę, bo jak nakarmić dzieci treściwie, zdrowo i smacznie praktycznie nie używając np. cukru - mówi dyrektorka jednej z trójmiejskich szkół. - Surówki bez odrobiny soli czy cukru, jałowe potrawy, niedosolone ziemniaki: dzieci tego nie zjedzą. Zawsze gotowaliśmy im zdrowe domowe jedzenie, a teraz okazuje się, że to zdrowie jedzenie jest w świetle przepisów niezdrowe.
Pozamykane sklepiki

Smaczne, ale niezdrowe, czy mniej smaczne, ale zdrowe? Część dzieci nie chce zrezygnować z ulubionego jedzenia, dlatego zakupy, zamiast w szkolnym sklepiku, robi w drodze do szkoły. Smaczne, ale niezdrowe, czy mniej smaczne, ale zdrowe? Część dzieci nie chce zrezygnować z ulubionego jedzenia, dlatego zakupy, zamiast w szkolnym sklepiku, robi w drodze do szkoły.
Rzeczywiście, przepisy bardzo restrykcyjnie określają, co wolno podawać dzieciom i młodzieży do jedzenia i picia. Tak restrykcyjnie, że wielu ajentów szkolnych sklepików nie podjęło wyzwania.

- Na rynku niewiele jest produktów spełniających wyśrubowane normy - mówi ajent jednego z działających jeszcze szkolnych sklepów. - Wnikliwie studiujemy przepisy wiedząc, że w razie kontroli wszelkie wątpliwości zostaną rozstrzygnięte na naszą niekorzyść. Byłem w Sanepidzie z prośbą o pomoc w interpretacji przepisów, ale usłyszałem, że Sanepid nie jest od pomagania tylko od nadzorowania.
Szukając szkół, w których ajenci otworzyli dla uczniów podwoje, przekonałam się, że zostało ich naprawdę niewiele. Przepis ustanowiony w ostatnich dniach sierpnia od razu zaczął obowiązywać, nie zostawiając zbyt dużo czasu na przygotowania.

W związku z tym większość szkolnych sklepów nie podjęła w tym roku szkolnym działalności. Na trudną sytuację zareagował między innymi ajent sklepiku w Szkole Podstawowej nr 46 w Gdyni, który, choć otworzył sklep we wrześniu, złożył wypowiedzenie od 1 października. W Gdyni ajenta szkolnego sklepiku szuka m.in. SP 26, sklepiki zniknęły też z SP nr 35, nr 21, nr 23. W Szkole Podstawowej nr 86 i nr 35 w Gdańsku sklepiki teoretycznie są, a w praktyce ajenci nie podpisali jeszcze umów na ten rok szkolny. W Sopocie sytuacja wygląda podobnie: Szkoła Podstawowa nr 9 szuka ajenta, w Szkole Podstawowej nr 8 ajent zrezygnował.

Dlaczego rezygnują?

- Nawet w sklepach i hurtowniach trudno znaleźć produkty spełniające normy - mówi ajentka jednego z działających szkolnych sklepików. - Kiedy już udało się nam ustalić, co w świetle przepisów moglibyśmy sprzedawać dzieciom, okazało się, że hurtownie są z tych produktów dosłownie "wyczyszczone". Wśród polskich jogurtów owocowych znaleźliśmy jeden spełniający normy. Śliwkowy z błonnikiem. Za to odpowiadającego wymogom jogurtu litewskiej firmy, która nie ma w Polsce przedstawiciela, nie można kupić w hurtowniach. W sklepach jedno jego opakowanie kosztuje 4 zł. Jeśli wystawię to w sklepiku za więcej, nikt tego nie kupi. Ratujemy się serwując jogurt naturalny z dodatkami: świeżymi owocami czy orzechami.
Na półkach rzeczywiście wybór dość monotonny: flipsy, podpłomyki bez cukru, chrupki kukurydziane, wafle gryczane lub orkiszowe bez cukru i z niską zawartością soli, wafle pszenno-ryżowe. Ze "słodyczy" - mus owocowy Kubuś w saszetkach, do picia woda i parę niesłodzonych soków.

Jak zmiany mają się do rzeczywistości?

Intencje są dobre, przynajmniej w założeniu. Wykonanie jednak pozostawia wiele do życzenia.

- W Anglii też wprowadzono takie zmiany, ale okres przejściowy trwał trzy lata, a nie trzy dni - komentuje Barbara z Gdańska, mama czwartoklasistki Kasi. - Przez te trzy lata można było pracować nad zmianą podejścia do jedzenia i wypracować nowe nawyki żywieniowe. To śmieszne, żeby taką zmianę wprowadzać z dnia na dzień.
- Zawsze pilnowaliśmy, by jedzenie w naszym szkolnym sklepiku było zdrowe - mówi Barbara Sławińska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 17 w Gdańsku, jednej z niewielu, w których ajent podjął wyzwanie. - Jednak, choć te zmiany dla nas nie oznaczają rewolucji, bo wprowadziliśmy je już wcześniej, obawiam się, że przesada nie spowoduje, że dzieci przestaną jeść niezdrowe rzeczy, tylko że przestaną jeść w szkole.
Dzieci sobie radzą

- Przed ósmą rano widzę, jak do szkoły wędrują maluchy z siatkami chipsów w rękach. Koleżanka z klasy mojej córki codziennie na drugie śniadanie przynosi rogalika 7 days. Zmiana przepisów nie nauczy rodziców, jak zdrowo odżywiać dzieci - mówi Iwona z Gdańska, mama Mai.
Ograniczenia dla jednych oznaczają problemy, dla drugich korzyści. Na zmianie przepisów korzystają sklepy w okolicy szkół, ale też co bardziej przedsiębiorczy uczniowie.

- Przed szkołą mojej córki kwitnie handel batonikami. Trzecia klasa gimnazjum robi interesy z maluchami sprzedając im batoniki i inne słodkości o kilkadziesiąt groszy drożej, niż zapłacili za nie w sklepie - opowiada Anna z Sopotu.
Czy faktycznie rozporządzenie pomoże "kształtować właściwe nawyki żywieniowe u dzieci i młodzieży"?

- Gdyby chodziło o zdrowie dzieci, przepisy dotknęłyby producentów żywności, a nie handlowców - zauważa Marcin z Gdyni, tata 12-letniego Bartka. - Tymczasem mój syn nie tylko może kupić wszystko w każdym sklepie poza szkołą, ale jest jeszcze bombardowany reklamami, które utwierdzają go w przekonaniu, że dokonuje świetnego wyboru kupując ten sok, tamten serek czy batona musli.
Na efekty zmian musimy jeszcze poczekać. Czy jednym ze skutków będzie pokolenie zdrowych ludzi, czy tylko masowe przebranżowienie dotychczasowych ajentów szkolnych sklepów, czas pokaże.

Miejsca

Opinie (230) 1 zablokowana

  • Niech posłowie wprowadzą w restauracji sejmowej zdrowe jedzenie i zlikwidują alkohol zobaczymy jak będą funkcjonować

    • 6 1

  • Czarny Rynek !!!

    nalezy powołać policję batonikową. Batonikowym przestepcą nalezy postawić stanowczy opór, a rodzicom dajacym dzieciom , batoniki do szkoły wymierzyć kare do 5000 zł. Budżet w bananowej republice ,trzeba ratować na wszystkie , możliwe sposoby .

    • 6 1

  • No i zaczęło się dilowanie batonikami pod szkołami. Jak to dziwnie brzmi ;) (9)

    Ktoś tu mądrze napisał - zmiany powinno się zacząć od producentów niezdrowej żywności, a nie od sklepików szkolnych, bo dzieci i tak się zaopatrzą w chipsy, batoniki i colę w okolicznych sklepach, które tylko skorzystają na takich zmianach.
    Zdrowe nawyki żywieniowe trzeba wprowadzać od małego i jest to w gestii rodziców, a tak dzieci i młodzież teraz nie rozumieją w jakim celu zabrało im się ze sklepików ulubione przekąski i dlaczego obiady w szkołach zrobiły się bez smaku (przyzwyczajenie do soli i cukru).
    Zresztą rodzice sami w większości nie mają pojęcia o zdrowym żywieniu, wystarczy spojrzeć na to co pakują do koszyków w supermarketach.
    Poza tym kiedyś jeszcze była jakaś kontrola nad jakością produktów trafiających do sklepów, teraz ludzie kupują syf i się nawet nad tym nie zastanawiają.
    Reasumując: reforma źle pomyślana, źle wyprowadzona i nie skłaniająca do zmiany nawyków żywieniowych. Dokładając do tego niechęć do ćwiczeń na WFie akceptowana przez większość rodziców, hodujemy pokolenie grubych schorowanych ludzi, dla których najprostsze czynności staną się niedługo wyzwaniem.

    • 89 7

    • Czyli chcesz iść dalej niż rząd USA za czasów Alfonsa Capone? (1)

      Dlaczego dorosła osoba miałaby zakaz kupowania batoników?
      Wystarczy, że powszechne ubezpieczenie zdrowotne nie będzie pokrywać kosztu leczenia chorób mających związek z nadwagą i połowa osób nie spojrzy na batoniki już następnego dnia i przy okazji odpowiednio zmotywuje swoje dziecko. Tak to się załatwia.

      • 1 0

      • Gdyby nie było prywatnej służby zdrowia to miało by większy sens to co piszesz. Przy obecnym stanie polskiej służby zdrowia mamy duży odpływ pacjentów do sektora prywatnego, gdzie do specjalistów nie czeka się miesiącami. Owszem, nie każdego na to stać i takie osoby pewnie by się zastanowiły zanim pochłonęłyby kolejnego batonika, ale też pewnie nie wszystkie, bo uzależnienie od słodyczy potrafi być silniejsze niż zdrowy rozsądek. Jeszcze jedna kwestia: batoniki wcale nie muszą być niezdrowe. czekolada z 90% kakao plus jakies owocowe nadzienie i mamy zdrowy zamiennik który wcale nie musi mieć długiego okresu przydatności do spożycia.

        • 0 1

    • o tym mozesz zapomniec (4)

      Prawda jest taka, ze nigdy nie podejma stosownych krokow aby ograniczyc sprzedaz takich smieci. Te smieci napedzaja popyt i powoduja ze spolecznosc wydaje wiecej pieniedzy, a co za tym idzie placi wiecej podatkow. Polaczenie duzych ilosci cukrow prostych, tluszczy rafinowanych i soli (typowy sklad wszystkich junk foodow) dziala uzalezniajaco i "syci" tylko na chwile. Takie dzialania rzadu jak to ktore mamy obecnie to jest tylko dla przykrywki. To jest wszystko jedna wielka mafia, ktora w zyciu sobie nie pozwoli na kroki, ktore by faktycznie zadzialaly. Dobrze to widac rowniez po rozmieszczeniu produktow we wszystkich sklepach i dyskontach. Wartosciowe produkty na samym koncu, a w drodze do nich pelno smieci na przecenach. To samo przy kasie w kolejce

      • 6 0

      • (3)

        Dlatego jest napisane "powinno się", a jak to wygląda w praktyce wszyscy wiemy. Rządowi nie zależy na tym, żeby społeczeństwo było zdrowe, a na kasie i to widać z każdej strony. Zakazanie śmieciowego jedzenia wiązałoby się z utratą znacznych wpływów do budżetu, a tak ludzie łykają reklamy, w których wszyscy są szczupli i szczęśliwi jedząc to wszystko i mając to odpowiednio poukładane w sklepach, kupują syf na potęgę i się nie zastanawiają, że to manipulacja. Rynek suplementów też by padł i kolejna kasa by się skończyła.
        Mając na uwadze to wszystko należałoby po prostu bardziej się postarać w układaniu menu.

        • 3 0

        • (2)

          no dokladnie, do tego sportowcy reklamujacy czipsy czy cole. W tej kwestii nalezy nie zawierzac rzadzacym, a kierowac sie wlasnym zdrowym rozsadkiem, czytaj wlaczyc myslenie, wylaczyc tv

          • 5 0

          • (1)

            Albo sportowcy reklamujący piwo i energetyki - jak to się ma do zdrowego stylu życia, który sportowcy niby prowadzą i powinni propagować? Kasa kasa kasa.
            Rozsądek, trochę wiedzy i chęci i można się stać konsumentem odpowiedzialnym, który przestanie robić krzywdę i sobie i dzieciom.

            • 8 0

            • akurat piwo jest zdrowe

              ale nie te korporacyjne tylko prawdziwe piwo. Posiada olbrzymie ilości witaminy C i składników odżywczych. Oczywiście w niewielkich ilościach. Oczywiście nijak to się ma do tych piw produkowanych z koncentratów już nie w browarach ale rozlewniach. Z kupnych polecam piwa z kormorana bo byłem u nich na dniach otwartych i robią dobre piwo.

              • 4 0

    • od małego to rodzice prowadzą dzieci do macdonaldów (1)

      na szczęście robi się to coraz mniej popularne i już macdonaldy zaczynają upadać.

      • 12 1

      • No bo to atrakcja, bo zabawki w zestawach itp., nieważne, że jedzenie tak syfiaste, że aż dziw, że można to jeszcze sprzedawać.
        Za dzieciaka tata zabraniał mi chodzić do MacDonalda, mama czasami naginała zasady i mnie tam zabierała, ale teraz, wiedząc o tym, co w tym jedzeniu jest nigdy w życiu już tam nic nie zjem i już się tacie nie dziwię.

        • 9 1

  • szkoda że nie można rozporządzeniem uzdrowić psychiki rządzących (6)

    ta banda potulnych cymbałów nawet nie wie jakie prawo ustanawia (np. sok 330ml jest ok ale ten sam sok w kartonie 1L jest zakazany a dorosłym ludziom w szkołach średnich tworzy się listę dozwolonych zakupów w sklepiku szkolnym).

    • 125 4

    • A co ma doroslosc tych ludzi do tego? (5)

      Szkola to szkola. Do momentu jej ukonczenia podlegasz pod jej przepisy.

      Wydaje ci sie , ze masz wszystkie prawa jako osiemnastolatek w szkole? Masz, jak opuscisz szkole. Na terenie szkoly to dyrekcja ustala zasady, nie ty.

      • 12 11

      • Przerażające (3)

        To jest mentalność Stalina albo Hitlera. W normalnym kraju, o tym co się dzieje w szkole, a nawet o tym jaki plan nauczania jets realizowany, wspóldecydują rodzice, a nie państwo, albo społeczeństwo. Komunizm , przy tym co dzieje się teraz, to był mały pikuś.

        • 9 6

        • (2)

          Jacy rodzice? co ty gadasz w ogóle.Większość szkól to placówki publiczne ze swoim regulaminem który trzeba przestrzegać.Nie tworzyl tego zaden Hitler ani Stalin:)

          • 5 1

          • Ciekawe co rodzice sądzą o tym, że z kanonu lektur wyłączono Pana Tadeusza i inne książki stanowiące o naszej tożsamości narodowej. W to miejsce wprowadzono jakieś lewackie dyrdymały. Czy tego naprawdę chce społeczeństwo? Szkoła to obecnie lewacki system totalitarny skutecznie niszczący zdolność samodzielnego myślenia oraz tożsamość narodową jako Polaka (gender, wszechobecna propaganda Unii Europejskiej, testy końcowe uczące myślenia pod klucz a nie kreatywnego, konstruktywnego, coraz bardziej okrojony program nauczania, rozdmuchana administracja i biurokracja dla nauczycieli marginalizująca istotę nauczania, zanik autorytetu nauczyciela na skutek coraz większych praw przyznawanych dzieciom).

            • 1 1

          • publiczne nie znaczy "niczyje" tylko m.in też tych rodziców

            • 0 2

      • sęk w tym, że tu nawet dyrekcja nie ustala regulaminu tylko na szczeblu centralnym jakaś durna baba z psiapsiółkami.

        Poza tym chyba masz zniewolony umysł skoro nic nie rozumiesz.
        Zabranianie sprzedaży keczupu tylko dlatego że jego 100g zostało zrobione ze 110g pomidorów a nie ze 120g jak mówią przepisy, urąga rozumowi tych młodych ale pełnoletnich już ludzi. Za chwilę pójdą w świat a nawet o rodzaju spożywanego keczupu decydować ma za nich minister?

        • 4 4

  • kupują w sklepach osiedlowych

    a sklepiki szkolne padną bo ktoś cos bzdurnego wymyslił

    • 3 2

  • Przeciez to jest chore, a nie zdrowe! (2)

    Obecnie dzieci juz w podstawowce spedzaja nawet po 7h w szkole. Kto normalny uwaza, ze przez 7h powinno sie jesc kanapki?? Przeciez przez ten czas powinien byc zjedzony jeden pelnowartosciowy posilek (weglowodany+bialko+porcja warzyw) i do tego ewentualnie jakas przekaska tzw "zdrowa" (w domysle jakis owoc czy kanapka). Ze skrajnosci w skrajnosc, ucieli puste kalorie, ale za to wychowamy armie niedozywionych dzieci!

    • 10 4

    • jak chodziłam do liceum (12-15 lat temu)

      to nie było ani stołówki ani sklepiku
      jadłam przez 8h kanapki, 4 lata, on pn do pt
      nic mi się nie stało
      obiad jadłam po powrocie do domu, o 17:00

      • 2 2

    • To z czego ty te kanapki robisz, że nie są pełnowartościowym posiłkiem? :O

      Biały chleb z margaryną? Czy tylko suchy chleb (jak dla konia)?

      • 1 2

  • Moim zdaniem to trochę odbieranie dzieciom przyjemności z dzieciństwa... (1)

    ...Przechodzimy teraz w drugą skrajność, że wszelkie batony, chipsy, cola itd. są niezdrowe. Owszem, są niezdrowe, ale są też smaczne. I naprawdę, zjedzenie sobie Marsa raz na kilka dni nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Wszystko jest kwestią umiaru i dla ludzi, podobnie z alkoholem.
    Pamiętam jeszcze w podstawówce, liceum, codziennie musiałem zjeść sobie coś słodkiego, ale zawsze były to małe ilości typu jeden baton, pół tabliczki czekolady itp. Mam teraz 28 lat, jestem szczupły, nadwagi zero, wyniki badań też mam dobre. Ważne jest jeszcze, żeby dzieci nawet jedząc te słodycze, po prostu się ruszały. Z tym jest obecnie problem. Trochę sportu i żaden dzieciak przez batony nadwagi nie dostanie.

    • 9 3

    • a teraz idź się w******

      • 1 1

  • (2)

    Alez tu sie odezwalo obroncow batonikow. No, ale to widac. Trudno znalezc tatusia bez ciazy spozywczej. A im mamusiom kazdego roku przybywa coraz bardziej. Wasze dzieci tez sie robia spasione. Chirurdzy od operowania zoladkow zacieraja juz rece. Pracy im nie zabraknie.

    • 12 5

    • soki sztucznie słodzone cukrem i słodzikami są dozwolone obecnie w opak.330 ml (1)

      a w 1 litrowych już nie-
      gdzie tu logika?

      Kupiliby sobie na spółę 1l

      a tak to każdy kupi i w sumie drożej to wyjdzie

      • 4 0

      • Eeee... na spółę? Jakoś nigdy nie widziałam, aby uczniowie tak kupowali soki i napoje

        Zawsze każdy ma swoją butelkę.

        • 2 0

  • i 1 godz w-f na tydzień

    • 4 0

  • Pomysł dobry ale ... (10)

    wprowadzony za szybko, nierozsądnie, "jednym cięciem", rewolucyjnie. Już słychać głosy niezadowolenia starszej młodzieży (w tym 18+), której też narzucono co mogą w sklepiku licealnym kupić. Dziwne, że posłowie nie wprowadzili takiej rewolucji w poselskiej stołówce na Wiejskiej. A swoją drogą przypomina mi to sposób wprowadzenia rewolucyjnych zmian w gdańskiej komunikacji: nowa linia tramwajowa na Piecki-Migowo a totalnie zdewastowana komunikacja autobusowa dla innych części miasta, ścisk, przesiadki i wąskie perony. I w jednym i w drugim przypadku cel pewnie słuszny ale wykonanie, bardzo delikatnie ujmując, dalekie od ideału.

    • 173 17

    • a politycy to sami brzuchaci, a twarz pani pre... nalana jakaś sę stała jak została prem...

      • 10 2

    • syrop glukozowo-fruktozowy jest dodawany do wszystkiego , niestety

      • 12 0

    • A co młodzież 18+ robi w liceum?

      Czyżby dopalacze i wódeczka szkodziły w nauce?
      Skoro tak, to rzeczywiście drożdżówka zaszkodzić im już nie może.

      To, że ktoś skończył 18 lat nie oznacza, że ma prawo domagać się sprzedaży w SZKOLNYM sklepiku co mu się żywnie podoba. Może jeszcze wódkę i papierosy mają tam im sprzedawać, skoro są pełnoletni?

      • 4 15

    • Bardzo dobry porzepis bo dzieci jedzą niezdrowe rzeczy (1)

      tylko dlatego że są smaczne. Tu chodzi o zdrowie naszych dzieci a nie o to czy jakiś sklepikarz będzie miał zysk czy nie. Sam jadłem dużo tego syfu i w wieku 25 lat mam problemy z układem trawiennym i zgagą. Lekarz mi powiedział że mój układ trawienny wygląda jak u 50 latka. Dzieci jednak nie myślą o zdrowiu tylko kupują to co smaczne i sam przez wiele lat taki byłem. Moim zdaniem ustawa powinna zabraniać zupełnie sprzedaży całego śmieciowego jedzenia.

      • 22 32

      • zezwolono np.na sok tego samego rodzaju ( ten sam) w malym opakowaniu

        w dużym zakazano- że niby niezdrowy---absurd

        • 16 1

    • (2)

      Pomysł dobry ale...
      - już od podstawówki uczy dzieci że można omijać prawo kupując to co zakazane gdzie indziej
      - uczy dzieci zasad czarnego rynku poprzez sprzedaż batoników przez kolegów (początki mafii) - najpierw handel batonami, a potem?
      - a poza tym to co zakazane ma zawsze większy popyt

      • 43 7

      • (1)

        CZARNY RYNEK to handel ZAKAZANYMI towarami (np. narkotykami). Nielegalny handel legalnymi towarami to SZARA STREFA.

        • 18 3

        • W tym rozumieniu na obszarze szkoly wprowadzajacej zakaz, jest to czarny rynek.

          Szkola to instytucja totalna.

          • 14 2

    • (1)

      "za szybko'? "rewolucyjnie"? chyba sobie raczysz żartować.O ustawie mówiło się od dobrego roku więc nie wiem gdzieście się chowali że nikt nic nie wiedział i biedactwa nie wiedzą co tu teraz jeść zamiast batonów. Temat zdrowego zywienia jest juz wałkowany od rana do nocy na każdym kanale tv, w każdej gazecie i na każdym portalu internetowym więc o jakim zaskoczeniu i o jakiej rewolucji mówicie?

      • 9 30

      • Mówić ze coś będzie, a podać przepisy kilka dni przed i czas na wprowadzenie rownież kilka dni to róznica. Co z tego że sklepikarz bedzie wiedział z grubsza wczesniej o zmianach, jesli hurtownia ma to gdzieś. Powinien być dłuższy okres przejsciowy - co najmiej rok, tak żeby ajenci mogli stopniowo zmieniać asortyment, a dzieciaki i hurtownie zareagować na zmiany. A tak zamiast zmian sa zamknięte sklepiki, a dzieciaki kupują poza szkołą i nic się nie zmienia.

        • 23 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Warsztat muzykoterapeutyczny Opowieści wewnętrznego dziecka

100 zł
warsztaty, spotkanie

Transformacyjna Podróż w Kolorach Czakr z Anetą Paluszkiewicz

200 zł
warsztaty, spotkanie, joga

III Ogólnapolska Konferencja Samoświadomość i komunikAACja a TZW. zachowania trudne

konferencja

Najczęściej czytane