• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie Trójmiasta: walkę z rakiem potraktowała jak przygodę

Anna Moczydłowska
6 lutego 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
- W chorobie jest trochę jak na wodzie. Jeśli jesteś na środku morza, nie powiesz, że wysiadasz. (...) Gdy zachorujesz na raka, twoje życie wygląda podobnie. Są momenty błogiego spokoju, lecz potrafi też porządnie huśtać. Ale nie poddajesz się, bo wiesz, że gdzieś tam w oddali jest ląd - mówi Magdalena Lesiewicz. - W chorobie jest trochę jak na wodzie. Jeśli jesteś na środku morza, nie powiesz, że wysiadasz. (...) Gdy zachorujesz na raka, twoje życie wygląda podobnie. Są momenty błogiego spokoju, lecz potrafi też porządnie huśtać. Ale nie poddajesz się, bo wiesz, że gdzieś tam w oddali jest ląd - mówi Magdalena Lesiewicz.

Ich pierwszy raz był niefortunny. Kilkanaście odważnych kobiet, chorych na raka, żeglowało po nadzieję, gdy łódź zaczęła przeciekać. Wzywały SOS, nad ich głowami krążyły helikoptery, a woda wdzierała się na pokład. - Chcieli nas podjąć z wody i po prostu odwieźć do domu. Byłam załamana! Przecież dla tych dziewczyn rejs miał być symbolem wygranej walki z chorobą - mówi Magdalena Lesiewicz, prezes fundacji OnkoRejs, kolejna bohaterka cyklu "Ludzie Trójmiasta", która sama walkę wygrała, a dziś organizuje rejsy dla innych chorych.



Zachorowała cztery lata temu. Pamięta jak dziś ten październikowy dzień 2014 roku, kiedy w piersi wyczuła guza. Nie potrafi powiedzieć jak, ale, gdy tylko go dotknęła, wiedziała, że jest złośliwy. Reakcja lekarki, zdaniem Magdaleny Lesiewicz, nie pozostawiła wątpliwości. W histerię wpadła jednak dopiero po opuszczeniu gabinetu USG. Spazmatyczny szloch wstrząsnął wtedy całym jej ciałem. To trwało jakieś pół godziny i wydarzyło się tylko raz.

Chwilę później otrząsnęła się, bo jest typowym zadaniowcem. Zaczęła wyznaczać sobie małe, ale konkretne cele: znaleźć miejsca na wykonanie biopsji, poruszyć niebo i ziemię, by zorganizować możliwie szybki termin operacji. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie: operacja, chemia, radioterapia, brachyterapia, hormonoterapia. Agresywne leczenie trwało pół roku.

Chcesz się podzielić z nami swoją historią? A może znasz kogoś, o kim powinniśmy napisać? Czekamy na maile: ludzietrojmiasta@trojmiasto.pl

- Pomagamy żyć pięknie osobom, które zapomniały jak żyć. Walczymy z demonizacją raka. Pozwalamy choć na chwilę zapomnieć o strachu - mówi Magdalena. - Pomagamy żyć pięknie osobom, które zapomniały jak żyć. Walczymy z demonizacją raka. Pozwalamy choć na chwilę zapomnieć o strachu - mówi Magdalena.

Żelki na mdłości



W czasie choroby Magda zaczęła prowadzić bloga. Opisywała fazy, objawy i walkę z nowotworem. Stronę nazwała "Wariatkowo", bo to był blog wariatki z rakiem. Dziś witryna ma ponad 600 tysięcy wyświetleń i wciąż - pomimo braku działań promocyjnych - odwiedzają ją kolejne osoby.

- Gdy skończyłam leczenie, przestałam też pisać, ale blog zaczął służyć mi jako poradnik dla osób chorych, które szukały odpowiedzi. Pokazałam tam w sposób lżejszy i bardziej przystępny, jak krok po kroku wygląda ta nierówna walka. Nie demonizowałam raka jako preludium śmierci. Starałam się udowodnić, że można traktować chorobę jako... - Magdalena zawiesza głos. - ...pewnie głupio to zabrzmi, przygodę.
Po chwili dodaje: - Nie było tak, że od razu tryskałam optymizmem. Ale po chwilowym załamaniu, wiedziałam, że nie mogę się poddać. Starałam się sama sobie robić psychoterapię, pozytywnie nastrajać. Wiedziałam, że jeśli usiądę i się załamię, to tak jakbym oddała życie walkowerem.
Kiedy Magdalena stawiła się u lekarza przed chemią, zapytał, czy jest świadoma, że wypadną jej wszystkie włosy. "Ale na Sylwestra będą? No to najważniejsze" - odpowiedziała z uśmiechem. Były. Zaczęły wypadać nieco później - mniej więcej dwa tygodnie po pierwszej chemii, ale mimo to nie chciała nosić peruki. To byłoby dla niej potwierdzenie, że jest chora, a tego nie chciała.

- Człowiek jest swego rodzaju masochistą - każdego ranka sprawdza, ciągnie, poprawia coraz rzadsze kępki. Gdy przeczesywałam dłońmi włosy, wyciągałam ich tysiące. To trudny moment, lepiej się nie katować i po prostu ogolić. Kiedy koleżanka ścinała mi włosy, płakała. A ja? Na początku się trzęsłam, ale gdy zobaczyłam w lustrze swoje odbicie i to, jak koszmarnie wyglądam... zaczęłam się śmiać. Śmiech pomaga - mówi dziś, czarując uśmiechem.
Były gorsze momenty. Na przykład po chemii, gdy do łazienki trzeba było się czołgać, a przejście kilku metrów zdawało się być wyprawą na Mount Everest. Do tego nieustanne mdłości i kosmiczne wahania nastrojów. Ale na to też znalazła sposób. Po pierwsze - dużo żelków. Niwelują metaliczny posmak w ustach i pomagają, kiedy chce się wymiotować. Na psychiczny dołek - filmy tak romantyczne, że aż głupie. Pomagają zresetować umysł i przegonić natrętne myśli. Tych dwóch rzeczy potrzebowała najbardziej.

Zobacz także: Walczą z rakiem, powalczą z Bałtykiem

  • Onkorejs.
  • Onkorejs.
  • Onkorejs.
  • Magdalena Lesiewicz.

Rzeź


W czasie choroby Magdalena miała problem z odpuszczaniem. Dziś już wie, że na chorobę trzeba sobie pozwolić. Refleksja przyszła późno, ale nie za późno. Już w maju, tuż po tym, gdy usłyszała, że pokonała raka, była z rodziną na Podlasiu, żeby poznać miejsca, gdzie żyli jej przodkowie. Dwa tygodnie później stawiała stopy na toskańskich polach. Do pracy wróciła niespełna rok po feralnym dniu, kiedy wyczuła w swojej piersi intruza. Od razu rzuciła się w wir obowiązków - musiała nadrobić zaległości, znowu wdrożyć się w biurowy tryb. Ale coś się zmieniło. Przewartościowała wiele rzeczy, już nie praca - choć tę uwielbia - była na pierwszym miejscu. To wtedy, tuż po chorobie, swój zalążek miał OnkoRejs.

- Jak? Banalnie. Gdzieś przy okazji kolega opowiedział mi o rejsach organizowanych dla osób niewidomych. Pomyślałam wtedy, że świetnie byłoby samej wypłynąć, ponieważ... od zawsze strasznie bałam się wody. Pływałam tylko, kiedy czułam dno, zawsze blisko brzegu. Na rowerku wodnym potrafiłam wpaść w panikę. Ale po przebyciu raka, wiedziałam, że życie jest krótkie. Za krótkie. Chciałam przełamać lęk - mówi.
Organizacja pierwszego rejsu była nieco nieporadna, ale braki organizacyjne nadrabiała entuzjazmem. Zaczęło się powoli - od jednego sponsora, który postanowił pomóc, i jednego dziennikarza, który o inicjatywie napisał. Potem potoczyło się lawinowo, coraz więcej osób dowiadywało się o ich akcji, coraz więcej osób chciało je wspierać. Je, czyli Magdę i dziewczyny, które walczyły z chorobą, a które poznała dzięki prowadzeniu bloga.

- Pierwszy rejs i pierwsza przygoda. Mało brakowało, a nie dopłynęłybyśmy z Gdyni do szwedzkiego Visby. Po 30 godzinach na morzu drewniane, leciwe deski zaczęły przeciekać. Dwanaście kobiet, w tym ja z nogą w gipsie, którą złamałam kilka dni wcześniej, i tonący jacht. Nadawałyśmy SOS, krążyły nad nami helikoptery, a sama sytuacja była kompletnie surrealistyczna - wspomina dziś ze śmiechem.
Magda nie chciała słyszeć o tym, żeby rejs, który miał być symbolem walki, nadziei i odwagi, skończył się, zanim na dobre się rozpoczął. Na pokładzie miała ze sobą kobiety, które specjalnie pod wyprawę ustawiły harmonogram swoich chemioterapii. Niestety rejs, dla bezpieczeństwa dziewczyn, musiał się zakończyć. Poddanie się jednak nie wchodziło w grę, tak samo jak nie można poddać się podczas leczenia. W kolejną wyprawę wyruszyły jeszcze w tym samym sezonie.

- Nie mogło być jednak zbyt różowo. Już w pobliżu Szwecji spotkał nas sztorm. Ale nie taki zwykły sztorm. To była rzeź - wspomina dziś Magda. - Deszcz, grad, wiatr, łajba i do tego nasze prawie zerowe doświadczenie. Poza kapitanem i dwoma paniami oficer, to my byłyśmy jej jedyną załogą. Było naprawdę groźnie.
To wtedy, wśród wzburzonych fal, potwornego zmęczenia i jedności kobiet, które łączyła niewidoczna nić wspólnych przeżyć, Magdzie przyszła do głowy refleksja. Dziś powtarza ją, gdy ktoś pyta o co chodzi z tym całym rejsem:

- W chorobie jest trochę jak na wodzie. Jeśli jesteś na środku morza, nie powiesz, że wysiadasz. Niektórzy na pokładzie wymiotują prawie bez przerwy, śpi się po 3-4 godziny na dobę. Ważne stają się zupełnie inne rzeczy, a wszystko sprowadza się do tego, by przeżyć. Gdy zachorujesz na raka, twoje życie wygląda podobnie. Są momenty błogiego spokoju, lecz potrafi też porządnie huśtać. Ale nie poddajesz się, bo wiesz, że gdzieś tam w oddali jest ląd.
- Nie traktuję tego jako czegoś wielkiego. Ale myślę, że każdy ma do odegrania w życiu jakąś rolę. Już wiem, że moja jest właśnie taka. Teraz już za późno, by zrezygnować - mówi Magdalena Lesiewicz. - Nie traktuję tego jako czegoś wielkiego. Ale myślę, że każdy ma do odegrania w życiu jakąś rolę. Już wiem, że moja jest właśnie taka. Teraz już za późno, by zrezygnować - mówi Magdalena Lesiewicz.

Każdy ma w życiu jakąś rolę


Po pierwszym rejsie już wiedziała - musi założyć fundację, by usystematyzować kwestie prawne i finansowe. Reguły miały być przejrzyste, a morski OnkoRejs stać się flagową akcją fundacji o tej samej nazwie. Dziś od pierwszego rejsu mijają trzy lata. Każdy kolejny zabierał coraz więcej osób, dziś trzeba zapisywać się nawet rok wcześniej, bo chętnych jest więcej niż miejsc. Magdalena stawia nacisk, by za każdym razem płynęły nowe osoby - takie, którym potrzebna jest nadzieja i motywacja do walki. Co roku starają się też płynąć w nowe miejsce i spotykać z lokalnymi instytucjami dla pacjentów onkologicznych. Dotąd było Visby, Kłajpeda i Karlskrona.

Magda osobiście przeprowadza nabory. Choć unika tego określenia, trudno oprzeć się wrażeniu, że pełni dla chorych rolę przewodniczki nie tylko na morzu, ale przede wszystkim w walce z rakiem. Dzwonią często: po poradę, wyżalić się albo zgłosić chęć udziału w kolejnym rejsie.

- Nie traktuję tego jako czegoś wielkiego - zastrzega. - Ale myślę, że każdy ma do odegrania w życiu jakąś rolę. Już wiem, że moja jest właśnie taka. Teraz już za późno, by zrezygnować - dodaje ze śmiechem.
Na Facebooku stronę fundacji śledzi już 20 tysięcy osób. Nie mają biura, a siedziba znajduje się u Magdaleny w domu. Mimo tego OnkoRejs działa prężnie i znany jest w całej Polsce. Ostatnio fundacji udało się wywalczyć dotację z funduszy europejskich. Więcej jest procedur, ale we współpracy z gdańskim szpitalem Copernicus, pozyskała środki na dwa projekty - profilaktyki raka szyjki macicy i profilaktyki raka jelita. W ramach akcji w czerwcu w województwie pomorskim odbędzie się Marsz białymi plamami. Promotorki onkologicznej profilaktyki dotrą dzięki niemu do miejsc na Pomorzu, w których bada się najmniej osób. Zaczną od Słupska oraz Sztumu i przejdą blisko dwieście kilometrów niewielkimi miejscowościami, gdzie organizować będą spotkania dotyczące profilaktyki.

Fundacja jest również organizatorem OnkoRejsu Granicami Polski. Rejs to raczej umowna nazwa inicjatywy, bo w rzeczywistości chodzi o marsz. Polska została podzielona na 34 odcinki, wzdłuż których chorzy i ich bliscy już tradycyjnie będą maszerować przez kilka czerwcowych dni. Pokonywane szlaki to symbol własnych granic.

- Każdy sam musi oszacować swoje siły, nie trzeba przejść od razu całego odcinka, niektórym wystarczy kilka kilometrów. Ale najpierw lepiej skonsultować to z lekarzem i przede wszystkim wykazać się zdrowym rozsądkiem - zastrzega prezes fundacji.
Dwa lata temu Magda z grupą szła w Bieszczadach, rok temu zdobywała Warmię i Mazury. Spali w spartańskich warunkach - bez wody i prądu, ale przeżycie było niezapomniane. Pot zalewał oczy, podeszwy stóp piekły żywym ogniem, a na widok łóżka płakali ze wzruszenia. Choroba przestawała być wówczas głównym zmartwieniem.

- Pomagamy żyć pięknie osobom, które zapomniały, jak żyć. Walczymy z demonizacją raka. Pozwalamy choć na chwilę zapomnieć o strachu - mówi Magdalena. - W najbliższym czasie nowotwór będzie miała co czwarta osoba. Każdy z nas zna lub pozna kogoś, kto walczy z rakiem. Musimy pokazać, że z tą chorobą można żyć.
OnkoRejs Granicami Polski odbędzie się w dniach 24-30 czerwca. Wziąć w nim udział może każdy. Rejs dla osób chorych ruszy 12 sierpnia. Choć lista jest już zapełniona, można zapisywać się na przyszły rok.

Fundację Onkorejs można wesprzeć finansowo. Środki zostaną przekazane na organizację rejsów dla pacjentów onkologicznych.
Nr Konta: 27 1750 0012 0000 0000 3227 5494

Opinie (100) ponad 20 zablokowanych

  • wszystko fajnie... (3)

    Bardzo się cieszę, że tej Pani udało się wyzdrowieć, to na prawdę wspaniała wiadomość. Niemniej jednak statystyki wyleczalności nowotworów są bardzo słabe. Jeśli ta Pani miała wykryty nowotwór we wczesnym stadium, w dodatku hormonozależny, bez obciążenia genetycznego - to szanse na wyleczenie trochę rosną. Ale wciąż byłabym ostrożna - chemia nie wyniszcza wszystkich komórek nowotworowych tylko zmniejsza je do poziomu wykrywalności. Za kilka lat może wrócić ze zdwojoną siłą. Podkreślę, cieszę się, że tej Pani się udało, ale każdy z nas, który miał w najbliższej rodzinie taki przypadek nie nazwie tego przygodą, tylko największym koszmarem, który niestety bardzo często kończy się tragicznie. Nasza medycyna wciąż nie ma pomysłu jak ten problem rozwiązać, a leczenie wybierane jest na chybił trafił (a nuż pacjent wyzdrowieje)

    • 23 0

    • Zgadzam się, (2)

      sama leczę się od prawie 10 lat i mam świadomość, jakie mam szczęście, że jeszcze żyję. Jest to ciężka walka o każdy rok życia - moja i mojej rodziny. Oczywiście, że należy dawać otuchę osobom, które zachorowały. Ale zgadzam się: muszą też mieć świadomość, że choroba może nawracać pomimo wspaniałej diety, zmiany stylu życia i pozytywnego nastroju. Osobiście to przerobiłam: najgorsze było właśnie ponowne zachorowanie, ogromne rozczarowanie - że jak to, tyle zmieniłam i znowu jestem chora???? Kolejne nawroty już nie były takim szokiem, ale nie ukrywajmy: lekko nie jest.

      • 7 0

      • trzymaj się ciepło!!!!

        • 0 1

      • Trzymam kciuki bedzie dobrze

        • 1 1

  • Bravo!a ci co hetuja ,to są z innej galaktyki!

    WYGRAMY!

    • 2 5

  • najgorsze (1)

    Najgorsze, poza strachem przed śmiercią, w tej "przygodzie" jest to, że lekarze rzadko pomogą, a człowiek w złudnej nadziei zaczyna chwytać się wszystkich sposobów - zielarzy, diet, czarowników, słynnych specjalistów z Warszawy. Każda bliska osoba wie, że to nic nie da, ale nikt nie chce odbierać choremu nadziei i daje kasę na te hieny.

    Jeśli sytuacja jest beznadziejna, choremu potrzebny jest psycholog, wsparcie bliskich i narkotyki. Psycholog przyda się jeszcze najbliższym.

    • 9 2

    • kto to są "słynni specjaliści z Warszawy?"

      • 1 0

  • Rak, walka, strata (1)

    Rak to nie epizod w życiu jak romans, a stygma, blizna na zawsze. Komu nowotwór zabił bliską osobę nie potraktuje poważnie słów pani Madzi. Świetnie, że wyszła z choroby, gratulacje. Nie wolno jej jednak wmawiać, że walka z chorobą to trochę histerii, leczenie i żelki. Diagnoza to wyrok śmierci. Często na koniec zostajemy z pustką i tęsknotą po kochanej osobie, bezgranicznym poczuciem bezsilności i beznadziei, żalem.
    Sam artykuł słaby i smutny w naiwności.

    • 27 0

    • Nie zawsze rak to wyrok.

      tata leczył raka wiele długich lat i przez te lata cieszył się życiem- z nami , tj. z rodziną (byliśmy z nim na każdej wizycie , na każdym badaniu, nawet krwi, na każdym wlewie ),
      spacery, spotkania w kawiarni, wyjazdy na wieś z rodziną, znalazł wspólne hobby z wnukiem,
      rak przeszedł w fazę "constans"-ani lepiej, ani gorzej.
      Ojciec zmarł w wieku 83 l. we śnie.

      • 0 2

  • Miała po prostu szczescie i nic wiecej!Te porady które serwuje jako panaceum na wyleczenie są tak naprawde guzik warte. (4)

    Dzisiaj na onecie podali rocznie w Polsce umiera na raka grubo ponad 100 tys ludzi!! chorych obecnie jest okolo 700 tyś!!Ale ci biedacy najwyraźniej nie czytali jej bloga dlatego zmarli.Ale dzieki portalowi może znajdą jej bloga i przeżyją :) I koniecznie muszą zmienić prace na biurową czyli nie robic nic!
    Faceci naturalnie nie bedą oglądać filmów romantycznych po których robi im sie niedobrze gdy są zdrowi.i nie bedą łykać żelków.Bo naturalnie faceci na raka nie chorują :)
    W Polsce niestety opieka medyczna jest na najniższym z możliwych poziomów dlatego ludzie chwytają sie byle czego byle tylko zwiększyć swoje szanse.
    Porównanie raka do przygody to juz jest szczyt głupoty.

    • 55 20

    • Jedź do Norwegii leczyć się w szpitalu ( jako tubylec, nie imigrant), to od razu pokochasz naszą służbę zdrowia,

      mam tam koleżankę, pracuje w Urzędzie Miasta , dobrze zarabia, niestety, podejście do pacjenta w Norwegii jest mniej więcej takie: po co leczyć, skoro można mieć rentę, kobieto, czemu walczysz, idź na rentę, będziesz miała spokojne życie, po co ci rehabilitacja,
      czemu chcesz po chorobie wrócić do pracy, masz już 46 lat, nie wysilaj się.
      Owszem- renta czy zasiłek jakiś chorobowy nie jest niski, ale przy takim podejściu do człowieka,
      nie dziwne, ze tam tak licznie ludzie chorują na depresję.

      Znajoma nie ma możliwości odbycia rehabilitacji , chyba że prywatnie, na co ją nie stać, nawet przy dobrej pensji z urzędu miasta.

      • 0 0

    • w punkt ! (1)

      • 7 2

      • Albo w stopę...

        • 2 1

    • Akurat potraktowanie tego jak przygody ma sens - oddala kiepskie mysli i pozwala żyć chwilą.

      Zza klawiatury łatwo się krytykuje.

      • 6 2

  • w pomorskim najwiecej przypadkow raka piersi w Polsce (6)

    • 23 7

    • (1)

      dopóki będzie trwało leczenie dla haj$u, dopóty nie będzie leku na raka (czytaj nigdy) warto wspomnieć że skuteczność chemioterapii wynosi aż 2% - czyli tyle co przypadek) pomijam męki jakie przechodzi pacjent przez chemię, o tym nikt się nie ośmieli napisać

      • 5 3

      • Skutecznosc chemiotreapii jest zalezna od wielu czynnikow, a najbardziej od rodzaju nowotworu. Generalnie, najlepsza jest w przypadku nowotworow ktore sa dobrze ukrwione, i chemiotreapia moze latwo do nich dotrzec z krwią (np. rozne chłoniaki), a najgorzej w tych ktore sa slabo ukrwione (np rak trzustki). Dlatego np. skutecznosc chemioterapii w przypadku chłoniaka to ok. 95%, a w przypadku nowotworów trzustki ok. 5%-10%. Proszę nie rozpowszechniać bzdur i dezinformacji.

        • 2 0

    • Co to oznacza ? (1)

      U nas przynajmniej smogu nie ma

      • 4 2

      • Jak najbardziej jest

        I jeszcze wyziewy z "Czernobyla" nad Martwą Wisłą + EC rafineria ropy naftowej

        • 1 2

    • g prawda

      • 4 3

    • I raka prostaty

      • 5 2

  • Brak slow

    Chyle czola

    • 2 5

  • nawet tego nie czytam

    Miałem w rodzinie kilka osób chorych na raka.
    Miałem.

    Otarcie się o śmierć nie dodaje nikomu rozumu, ani niczego nie naprawia. Nie ma co się mamić i w takim przypadku trzeba podomykać ważne sprawy i modlić się o życie.

    • 12 1

  • Czemu tak sadzisz kazdy czlowiek jest inny jej pomogly akurat zelki i nie neguj tego

    • 5 7

  • Najwiekszy koszmar ludzi na swiecie nazywa przygodą,a na niemierzalne cieprpienie poleca romanse i zelki:)

    Jej głupota jest porażającą ,nie zatrudnił bym jej nawet na kasę do biedronki.

    • 17 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Młodzieżowa Grupa Wsparcia

100 zł
warsztaty

Slow Space by PUMA

20 zł
warsztaty, spotkanie, konsultacje, joga

Jak ochronić swoje krocze przed nacięciem?

warsztaty, konsultacje

Najczęściej czytane