• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czy jesteśmy leczeni na chybił trafił?

Ewa Palińska
13 czerwca 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Mamy świetnie wykształconych specjalistów, a jednak często zdarza się, że diagnozują pacjentów intuicyjnie, a nie na podstawie zdobytej wiedzy i doświadczenia. Mamy świetnie wykształconych specjalistów, a jednak często zdarza się, że diagnozują pacjentów intuicyjnie, a nie na podstawie zdobytej wiedzy i doświadczenia.

"Na to pomoże tylko antybiotyk", nieważne, czy mamy katar, kaszel czy stan podgorączkowy utrzymujący się dwa dni. Choć dziś antybiotykoterapię równie mocno się chwali, co krytykuje, mam wrażenie, że lekarze rodzinni w ciemno przepisują antybiotyk niemalże na wszystko. Dlaczego, skoro mamy naprawdę świetnie wykształconych specjalistów?



Wychodząc od lekarza mam poczucie, że:

Nie tylko gimnazjaliści wiedzą, że kaszel, katar, ból gardła, podwyższona temperatura to mieszanka, dzięki której bez problemu wysępi się zwolnienie lekarskie.

Syn mojej koleżanki, symulując podobne objawy, jak te opisane powyżej, udał się do lekarza rodzinnego, licząc na zwolnienie ze szkoły. Otrzymał jednak nie tylko dwa tygodnie wolnego, ale również... receptę na antybiotyk, ponieważ, jak powiedział pan medyk, przy takich objawach antybiotyk to podstawa.

Jednak lekarz nie zrobił nic, czego od lat nie praktykują jego koledzy po fachu. Bo czym się różni przepisanie antybiotyku osobie zdrowej od przepisania go osobie, u której choroba ma podłoże wirusowe?

W mediach toczy się walka na temat zasadności różnych metod leczenia, skutków ubocznych, kontrowersyjnych metod produkcji i testowania leków. Mnie bardziej interesuje ten ułamek sekundy, kiedy w głowie lekarza pierwszego kontaktu pojawia się werdykt dotyczący metody leczenia. Co decyduje o tym, czy antybiotyk nam przepisze, czy też nie? Skąd wie, jaki antybiotyk ma nam przepisać, skoro nawet nie wie, czy podłoże naszej choroby jest naprawdę bakteryjne, że o rodzaju zwalczanej bakterii nie wspomnę?

Nie tylko przepisywanie antybiotyków przypomina rosyjską ruletkę. Przed kilkoma tygodniami poszłam do lekarza z córką, której kaszel i katar nie dawały spokoju. Diagnoza? "Osłuchowo czysto, więc to zapewne alergia. Zapiszemy sterydy i zobaczymy, czy pomoże". Czy decyzja o tego rodzaju leczeniu była podyktowana wiedzą i doświadczeniem? Szczerze w to wątpię. Gdyby tak było, alergolodzy wyszliby na słabeuszy, bo przecież nie potrafią dokonać oceny intuicyjnie i potrzebują dodatkowych badań, żeby w pełni zdiagnozować pacjenta. Strach się bać, co będzie, kiedy chirurdzy odkryją, że mają rentgena w oczach i zaczną intuicyjnie oceniać ewentualne złamania czy urazy wewnętrzne.

O powody leczenia na chybił trafił pytałam wielu lekarzy, ale nie uzyskałam satysfakcjonującej odpowiedzi. Niektórzy twierdzili, że oceny sytuacji dokonują na podstawie wiedzy i doświadczenia. Tylko czy da się w ten sposób odróżnić wirusa od bakterii? Wielu lekarzy w ogóle nie chciało ze mną na ten temat rozmawiać. Dlaczego zjawisko, które jest tak powszechne, stanowi w środowisku medycznym temat tabu? Nie mam pojęcia.

Zatroskani rodzice starają się chronić swoje dzieci jak najlepiej potrafią przed zbyt pochopną, nie zawsze właściwą diagnozą. Jedna z moich koleżanek idzie do lekarza po czterech dniach od wystąpienia objawów chorobowych ponieważ uważa, że jeśli to choroba wywołana przez wirus, to do tego czasu sama przejdzie. Inna, żeby nie tracić czasu, przyjmuje receptę na antybiotyk, ale zaczyna go podawać dopiero po tygodniu, jeśli do tego czasu nie zaobserwuje poprawy. Skrajne przypadki antybiotykomanii i antybiotykofobii pomijam - to temat na zupełnie inny felieton.

Leczenie na chybił trafił czasem bywa jednak zbawienne. Kiedy moja córka dostała paskudnej, swędzącej wysypki, której nikt nie był w stanie ani zdiagnozować, ani podać przyczyny, jeden z lekarzy zaryzykował zastosowanie dość specyficznej maści. Pomogło natychmiast. Jak sam zażartował "lepiej odkryć skuteczne lekarstwo, niż poznać diagnozę i nie wiedzieć, jak tę przypadłość wyleczyć". Niby prawdziwe, po części nawet zabawne, a jednak jest to śmiech przez łzy. Bo czy w dzisiejszych czasach, przy wysokim poziomie nauczania, wielkich możliwościach badawczych, naprawdę nie ma sposobu, żeby w tak błahych sprawach trafnie zdiagnozować pacjenta? Czy w czasach, kiedy polscy chirurdzy przeszczepiają dłonie, twarze i dokonują krzyżowych przeszczepów narządów, nie mamy prawa wymagać, żeby lekarze POZ diagnozowali nas na 100, a nie 50 procent?

Miejmy nadzieję, że z czasem podejście lekarzy w tej kwestii się zmieni, a NFZ uczyni wszystko, żeby nie brakowało im ani możliwości, ani sprzętu do natychmiastowego, ale i trafnego diagnozowania pacjentów. Tymczasem życzę wszystkim czytelnikom i sobie również samych trafnych diagnoz.

Opinie (130)

  • Przeziębienie/grypa to mały problem

    Gorzej jak specjalista nie potrafi zdiagnozować przez kilka miesięcy raka, a znam taki przypadek.

    • 6 1

  • Słabo, oj słabo.

    Rozumiem, że felieton jest specyficzną formą... ale niestety ten artykuł jest niemerytoryczny i nieprawdziwy. Już po samym tytule odnoszę wrażenie, że napisany dla burzy w komentarzach. Za takie dziennikarstwo to ja podziękuję, nie czytam.

    • 6 3

  • Pytanie żle postawione !! (1)

    Powinno się zadać pytanie czy obecnie mamy sprawny i odpowiedzialny za pacjenta system ?
    Odpowiedź brzmi NIE !! Bo wymienione na portalu wpisy temu przeczą.
    Lekarze wiedzą , że jest mało pieniędzy w systemie i są zmuszani do chałtury.
    A więc dyskutujmy o zmianie systemu a nie o tym czy jesteśmy leczeni na "oko" czy wyczucie. Ale w Polsce rządzą KORPORACJE a nie obywatele i taki model biznesowego leczenia wprowadzili sami LEKARZE - przepraszam ich przedstawiciele, ale to przecież to samo.

    • 10 0

    • Zmuszeni do chałupy nie są. Oczekiwania przerosły rzeczywistość wiec i zabrakło charakteru, żeby wykonywać pracę sumiennie.

      • 1 0

  • trójmiejskie konowały, nie lekarze.

    • 4 7

  • Nie - my jesteśmy leczeni na zasadzie "kopiuj-wklej".Jeden pacjent trafiony, to reszta na tej podstawie identycznie leczona.

    I nie jest ważne, czy to ta sama choroba, czy coś innego.Po co się wysilać i diagnozować ? Jednemu pomogło, to może innym też !!!!!!!

    • 5 0

  • No cóż... (2)

    mojemu ŚP.Tacie kazano wchodzić do wanny z zimną wodą dla zbicia gorączki.A On umierał już wtedy na galopującą białaczkę.
    Nic więcej w tej sprawie nie jestem w stanie napisać.

    • 3 2

    • no i ?
      czego oczekiwałaś, teraz czego oczekujesz??

      • 2 2

    • kto kazał ? dyspozytor pogotowia? w szpitalu ?

      Gdy mój tata umierał na raka, miał 41,2 stopnia C,
      to dziennie dwa razy była doktor z hospicjum i zapisywała mu leki dożylne,
      a pielęgniarka przychodziła od razu po telefonie i podawała te leki (państwowa),
      poza tym ja byłem non stop przy tacie, trzymałem za rękę, masowałem mu nogi ( przynosiło mu to ulgę),

      zauważyłem, że sporo znaczy organizacja opieki nad chorym,
      częsty kontakt bliskich z lekarzem rodzinnym chorego,
      z hospicjum- lekarze z hospicjum to ludzie wspaniali, pomocni, szlachetni, bardzo nam pomogli, łagodzili stan ojca.

      • 3 0

  • Celują w tym ortopedzi, nawet a może zwłaszcza prywatnie (2)

    Mają chyba premię od dyrektorki przychodni jak przyoszczędzą na diagnostyce którą pacjent ma w abonamencie, a na slepo zapiszą rehabilitację, której pacjent w abonamencie nie ma. Ekspertem w takim "leczeniu" jest Luxmed - sprawa w OIL u rzecznika odpowiedzialnosci zawodowej, ale chyba szerzej to opiszę w mediach bo kryją kolegę. Przyjął mnie z bolem barku po kontuzji sportowej, na rentgenie nic nie wyszło więc bez zadnych podstaw diagnostycznych leczył mnie na zapalenie stozka rotatorów. Nie zlecił nawet USG ale rehabilitację owszem, która oczywiście nic nie dała. Poszedłem do innego lekarza u nich, zlecil USG na którym wyszło co innego niż mówił tamten i dał też rehabilitację, ale inną i ta inna pomogła.
    Jak zbierałem dokumentację medyczną dla Izby lekarskiej to dowiedziałem się z niej co nasmarował w komputerze na mój temat ten pierwszy lekarz- ze mam naderwanie stawu barkowego. Tylko ciekawe ze nie wyszlo to w badaniach a ona mnie wypuścił z przychodni nawet bez unieruchomienia ręki, które się robi przy takim urazie, a ten drugi lekarza tego nie potwierdził - z wizyty u niego tez mam dokumentacje.
    Tak "leczy" Luxmed, prywatnie jest może szybciej, ale wcale nie lepiej. Jedyne z czego wyleczył mnie Luxmed, to wiara w prywatne -medy.

    • 6 0

    • No a co myślałeś? (1)

      Przecież to są wszędzie Ci sami lekarze. Lux-med, nie Lux-med, lekarzy biorą z tych samych uczelni. Tyle tylko, że jak idziesz prywatnie, to masz bez kolejki.

      • 1 0

      • Lekarz lekarzowi nie równy.

        A nawet zakładając, że to ci sami lekarze dorabiają prywatnie, to naiwnie zakładałem, że standardy leczenia są lepsze. Jak ktoś ma dość NFZowskiej beznadziei, to z łatwoscią uwierzy w "profesjonalnego" doktora usmiechającego się z bilboardu jakiegoś -medu. To wszystko ch*ja warte, trzeba dbać o siebie zeby nie chorować. Ale tak, sam to zauwazyłem na końcu: jak zaplacę ekstra to mam to samo konowalstwo, ale bez kolejki. Oczywiscie moge tez trafic na dobrego lekarza wtedy będe szybko i dobrze wyleczony, ale do dobrych lekarzy w prywatnych medach kolekji są też na ponad miesiąc.

        • 0 0

  • (2)

    Świetnie wyszkoleni specjaliści to gruba przesada. Poza tym dlaczego nikt nie porusza tematu etyki?

    • 7 1

    • Czego?

      • 3 0

    • Tak czytam komentarze i sobie myślę, że lakarze poracujący w naszym kraju faktycznie są głupi.

      • 2 0

  • Proszę spojrzeć na to z drugiej strony. Większość pacjentów oczekuje, że przepisze im się antybiotyk, bo im w przeszłości pomagały i chcą szybko wrócić do zdrowia. Usłyszałem już niejedną historię jak chory na wizycie domowej wręcz domaga się recepty na antybiotyk. Większość tych wizyt to zwykły kaszel. Ale przecież pacjent płaci, pacjent wymaga...!

    • 7 2

  • (1)

    Polscy lekarze w Polsce to oszuści, debile, nieuki, łapówkarze i krętacze, którzy powinni pracować za najniższą krajową i siedzieć w robocie (za darmo) aż przyjmą wszystkich oczekujących. Polscy lekarze za granicą to świetnie wykształceni specjaliści z dużą wiedzą medyczną, których nikt (o ile nie ma przesłanek) nawet nie podejrzewa o łapówkarstwo, bo zawód ten wiąże się z szacunkiem i dużym zaufaniem społecznym. Nikt nie zmusza polskiego lekarza do pracy 400 godzin w miesiacu ani żaden obywatel nie obwinia go o błędy/wady systemu opieki zdrowotnej, nikt również nie wypomina mu dobrego auta, mieszkania czy telefonu, bo wszyscy szanują uczciwą pracę wysoko wykwalifikowanych pracowników. Podsumowując, życie za granicą jest dużo prostsze, dużo bardziej satysfakcjonujące, dużo więcej można zarobić, hejtujmy dalej polskich lekarzy i pielęgniarki, niech wyjadą wszyscy i zrobią miejsce dla imigrantów z Ukrainy czy Białorusi, którzy jak wiadomo pojadą do bogatej unii a nie biednej Polski, więc jak nie oni to kto? Może lekarze z krajów Afryki? Bo tylko człowiek z dziczy będzie się umiał odnaleźć w takich warunkach polskiej służby zdrowia i polskiej zawiści.

    • 9 2

    • 100% racji

      • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi kosmetyczne i fryzjerskie - Uroda

targi

Certyfikowany kurs pierwszej pomocy

warsztaty, spotkanie

Jak ochronić swoje krocze przed nacięciem?

warsztaty, konsultacje

Najczęściej czytane