• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Trójmiejskie SOR-y są zatłoczone. Czy jest szansa na poprawę?

Ewa Palińska
21 stycznia 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
  • SOR Szpitala im. Mikołaja Kopernika (Copernicus PL)
  • Kliniczny Oddział Ratunkowy UCK

Długi czas oczekiwania na udzielenie pomocy, niedoinformowanie, znieczulica personelu - to najczęstsze zarzuty, jakie wysuwają pacjenci pod adresem trójmiejskich szpitalnych oddziałów ratunkowych. Sprawdziliśmy, co jest powodem tak niskich - zdaniem pacjentów i ich bliskich - standardów opieki oraz czy jest szansa na poprawę obecnej sytuacji.



Standardy opieki na szpitalnych oddziałach ratunkowych od lat budzą wiele kontrowersji. Pacjenci skarżą się niemal na wszystko - od zbyt długiego czasu oczekiwania, poprzez brak zainteresowania ze strony personelu, problemy ze zdobyciem jakichkolwiek informacji na temat postępów w leczeniu oraz podejmowanych przez lekarzy działaniach, aż po znieczulicę i brak empatii.

Skargi pacjentów nie mają końca...



Jaką ocenę wystawił(a)byś trójmiejskim SOR-om?

Od skarg pacjentów pęka w szwach również nasza redakcyjna skrzynka e-mailowa. Na początku ubiegłego tygodnia przedstawiliśmy historię pacjenta chorego na raka, który na Oddziale Ratunkowym Szpitala im. Mikołaja Kopernika spędził przeszło dobę. Publikacja ta skłoniła inne osoby do podzielenia się podobnymi doświadczeniami.

- 6 stycznia br. przywiozłem mamę na Kliniczny Oddział Ratunkowy UCK z nagłym urazem uda uniemożliwiającym poruszanie się, stanie i siedzenie. Pomimo prośby pilnego udzielania pomocy z powodu silnego bólu mama posadzona została na drewnianym krzesełku bez jakiejkolwiek kategoryzacji stanu zdrowia i bez wywiadu lekarskiego na pięć godzin - skarży się Łukasz (nazwisko znane redakcji). - Po pięciu godzinach oczekiwania oznajmiono nam, że mama musi poczekać jeszcze przynajmniej kolejne pięć godzin, bo przecież wszyscy są zapracowani. Wykonałem telefony do wszystkich szpitali w Gdańsku. Szpital św. Wojciecha poinformował mnie, że nie przyjmują w ogóle pacjentów, gdyż mają zablokowany Oddział Ortopedyczny. Recepcja SOR w szpitalu Mikołaja Kopernika poinformowała, że nie ma szans na przyjęcie przez lekarza nawet w stanie nagłym i mogę dzwonić na policję, jeśli chcę. Ostatecznie mamę, która wiła się z bólu, przewiozłem do szpitala w Kartuzach, gdzie udzielono jej pomocy.
Podobne zarzuty, a więc długi czas oczekiwania i brak zainteresowania pacjentem, inna nasza czytelniczka kieruje pod adresem Oddziału Ratunkowego Szpitala Wincentego a Paulo.

- Od 8 stycznia br., od godz. 17, mój tata (lat 87) leży odwodniony z zapaleniem płuc na SOR w szpitalu miejskim w Gdyni, czekając na miejsce na internie. Wczoraj byłam tutaj do godz. 22, tata dostawał dożylnie liczne płyny oraz antybiotyk - relacjonuje Ewa (nazwisko znane redakcji). - Przez cały dzień dzisiaj nikt nie podszedł do taty łóżka, nie podał zleconego antybiotyku ani kroplówek, tata nie dostał też ani wody, ani jedzenia. Leży w pampersie, który założyłam mu wczoraj, zanim został zabrany do szpitala, czyli leży w nim już 24 godziny. Chociaż domagam się zmiany pampersa, jestem ignorowana - skarży się.
  • Kliniczny Oddział Ratunkowy UCK

Szpitalne oddziały ratunkowe są przepełnione



Każdy, kto choć raz odwiedził szpitalny oddział ratunkowy, z pewnością zauważył, jak wiele osób zgłasza się tam po pomoc.

- Kliniczny Oddział Ratunkowy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w zeszłym roku przyjął prawie 34 tys. pacjentów, to o ok. 30 proc. więcej w stosunku do roku poprzedniego - informuje prof. Andrzej Basiński, kierownik Klinicznego Oddziału Ratunkowego w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym i wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej.
Za wzrostem oblężenia nie idzie jednak w parze wzrost zatrudnienia na SOR-ach. I nie chodzi wyłącznie o brak funduszy.

- Na każdym dyżurze w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni pracuje trzech lekarzy, a także łącznie osiem osób na obszarach: rejestracji i przyjęć, segregacji medycznej, resuscytacyjno-zabiegowym, terapii natychmiastowej, wstępnej intensywnej terapii, konsultacyjno-obserwacyjnym (pielęgniarki, pielęgniarze i ratownicy medyczni) oraz dwie sekretarki medyczne - informuje Małgorzata Pisarewicz, rzecznik spółki Szpitale Pomorskie. - Fakt, że nie zwiększamy liczby etatów na SOR-ze, nie wynika z niechęci zatrudnienia nowych pracowników, ale z braku personelu medycznego na rynku pracy. Problem ten dotyczy nie tylko Polski, ale i także wielu krajów Unii Europejskiej. Regularnie ogłaszamy konkursy, m.in. poszukując pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami na SOR. Wiemy jednak, że zapotrzebowanie na rynku wciąż rośnie, ale chętnych do pracy jest niestety niewielu.
W SOR Szpitala im. Mikołaja Kopernika stałą obsadę stanowi dziewięciu lekarzy (dwóch internistów, trzech zabiegowców, dwóch lekarzy ratunkowych, jeden pediatra, jeden ginekolog). Natomiast w Szpitalu św. Wojciecha stałą obsadę stanowi ośmiu lekarzy (dwóch lekarzy ratunkowych, dwóch zabiegowców, dwóch internistów, jeden pediatra, jeden ginekolog).

- Dodatkowo stale utrzymuje się na oddziałach szpitalnych dedykowanych lekarzy (jeden okulista, jeden laryngolog, jeden neurolog, jeden kardiolog) - informuje Krzysztof Wójcikiewicz, wiceprezes ds. medycznych Copernicus PL. - Utrzymujemy w stałej pracy Zakład Radiologii (po dwóch lekarzy, dwóch techników), pielęgniarki (w tym część stanowią ratownicy medyczni), położne (jedna położna), technik EKG całą dobę, trzy rejestratorki medyczne - precyzuje.
Zarząd spółki Copernicus, w przeciwieństwie do Szpitali Pomorskich, nie uważa, że trudną sytuację na SOR-ach poprawiłoby zwiększenie liczby etatów.

- Zatrudnienie nie jest problemem i nie jest jego istotą - komentuje Wójcikiewicz. - Problem polega na liczbie zgłaszających się pacjentów. Ponadto trzeba wiedzieć, że działalność oddziałów ratunkowych przynosi istotną stratę finansową. Finansowanie jest niedostosowane ani do liczby, ani do rodzaju i zakresu świadczeń.
  • Szpitalny Oddział Ratunkowy Szpitala św. Wojciecha (Copernicus PL)

Kiedy kolejka do specjalisty i lekarza POZ jest za długa



Długi czas oczekiwania na poradę i udzielenie pomocy to najczęstszy zarzut wobec szpitalnych oddziałów ratunkowych. Jaka jest przyczyna takich kolejek? W tej kwestii zarówno lekarze, jak i ratownicy medyczni są zgodni - wielu pacjentów, którzy trafiają na SOR, w ogóle nie powinno tam trafić.

- Chorzy trafiający na oddziały ratunkowe zaliczani są do sześciu kategorii: od pierwszej - gdzie mówimy o najprostszych dolegliwościach, do szóstej - czyli bezpośredniego zagrożenie życia. Okazuje się, że jeśli weźmiemy pod uwagę statystyki krajowe, w zeszłym roku do 232 oddziałów ratunkowych w całej Polsce trafiło 4,1 mln chorych zaliczanych do kategorii 1 i 2, którzy mogliby zostać przyjęci w Podstawowej Opiece Zdrowotnej, natomiast ponad 50 tys. to pacjenci kategorii 4-6 - tłumaczy prof. Andrzej Basiński z Klinicznego Oddziału Ratunkowego UCK.
Media, w dużej mierze na prośbę szpitali, systematycznie informują, w jakich sytuacjach zgłaszać się na SOR, a kiedy lepiej skorzystać z pomocy doraźnej, np. udać się do dyżurującego po sąsiedzku punktu Nocnej Obsługi Chorych. Do pacjentów ten przekaz albo nie trafia, albo też celowo go ignorują, bo mają w tym swój interes.

- Na Szpitalny Oddział Ratunkowy trafiają często osoby, które nie wymagają natychmiastowej pomocy medycznej, ale chcą skorzystać z możliwości badań w szpitalu, ze względu na brak możliwości dostania się do lekarzy specjalistów w ramach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej - wyjaśnia Małgorzata Pisarewicz ze Szpitali Pomorskich. - To właśnie duża liczba pacjentów, którzy nie wymagają nagłej interwencji lekarskiej, powoduje często duże zatłoczenie i wydłużony okres przyjęcia przez lekarza.
Dlaczego chorzy z lżejszymi dolegliwościami nie mogą się dostać do lekarza POZ czy też poradni specjalistycznych?

- System nie funkcjonuje dobrze - tłumaczy prof. Andrzej Basiński z KOR-u. - Przychodzą więc do nas. My z kolei, żeby odesłać w sposób bezpieczny pacjenta niewymagającego hospitalizacji do domu, musimy wykonać cały panel badań. Badań, na które w zwykłym trybie czeka się tygodniami. Przychodzi więc masa osób, które nie powinny się pojawić na oddziale ratunkowym, a ponieważ w pierwszej kolejności ratujemy życie, czas oczekiwania pacjentów z mniejszymi dolegliwościami jest wielogodzinny. Niestety nie ma w Polsce systemu, który radziłby sobie z tego rodzaju chorymi, przykładowo wymagającymi 10-godzinnej obserwacji. W POZ nie ma takiej możliwości, zostają więc przeładowane szpitalne oddziały ratunkowe.
- Szpital oddział ratunkowy to przede wszystkim oddział szpitalny, a nie ambulatorium chirurgiczne, punkt kwalifikacyjny, oddział szybkiej diagnostyki czy wreszcie izba przyjęć lub po prostu poczekalnia - podkreśla Krzysztof Wójcikiewicz, wiceprezes ds. medycznych Copernicus PL. - To oddział, który z rozporządzenia ministra zdrowia, dotyczącego kodów resortowych, zaliczany jest do działu ODDZIAŁY SZPITALNE.
Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Miejskim im. Wincentego a Paulo w Gdyni Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Miejskim im. Wincentego a Paulo w Gdyni

Nietrzeźwi i bezdomni na szpitalnych oddziałach ratunkowych



Liczną grupę, obok osób traktujących SOR-y jako ambulatoria czy poradnie specjalistyczne, która wydłuża kolejki na oddziałach ratunkowych, są nietrzeźwi bądź bezdomni.

- Osoby będące pod wpływem alkoholu albo innych używek dezorganizują pracę SOR-u - mówi Małgorzata Pisarewisz ze Szpitali Pomorskich. - Codziennością SOR-u są agresywni pacjenci, którzy zakłócają spokój i porządek, zarówno chorych oczekujących na przyjęcie, jak i personelu szpitala.
Dlaczego zatem służby ratunkowe tak często zawożą osoby niebędące w stanie zagrożenia życia bądź zdrowia na SOR, a nie np. do Pogotowia Socjalnego dla Osób Nietrzeźwych, które mieści się w Gdańsku przy ul. Srebrniki 9? Problemem nie jest brak miejsc.

- Miejsc mamy 35 dla samego Gdańska, więc jest to wystarczająca ilość. My, jako pogotowie socjalne, kierujemy takie osoby na SOR-y w momencie, kiedy np. nagle, podczas pobytu u nas, pogorszył się stan zdrowia - wyjaśnia Sławomir Kunkel, kierownik Pogotowia Socjalnego dla Osób Nietrzeźwych w Gdańsku. - Moja osobista opinia jest taka i myślę, że niejedna osobą ją ze mną podzieli, że mamy za mało policjantów i strażników miejskich na terenie Gdańska, przez co do części nietrzeźwych osób, znajdujących się w przestrzeni publicznej, przyjeżdża karetka. Po części wydaje się to logiczne, bo przecież zwyczajny przechodzień nie jest w stanie ocenić, czy dana osoba jest tylko nietrzeźwa, czy coś faktycznie jej się stało. Pogotowie wiezie taką osobę na SOR, bo nie ma prawa przywieźć jej do nas - może to zrobić tylko policja bądź straż miejska. Przekazanie takiej osoby właściwym służbom wiązałoby się z wezwaniem radiowozu, co skutkowałoby dosyć długim czasem oczekiwania takiego zespołu ratunkowego. Jeśli natomiast policja czy straż miejska decyduje się przekazać osoby nietrzeźwe pod opiekę oddziałów ratunkowych, to z reguły jest ku temu powód i jest to pobyt uzasadniony. Patrol może też na miejsce interwencji wezwać karetkę, jeśli np. jest utrudniony kontakt z taką osobą albo prawie go nie ma.

Materiał archiwalny

Pogotowie Socjalne dla Osób Nietrzeźwych przyjmuje tylko osoby dowiezione przez straż miejską bądź policję, nie przez karetki. Zobacz nasz materiał z otwarcia obecnej siedziby przy ul. Srebrniki 9.

Jak usprawnić pracę SOR-ów?



Reasumując, największym problemem, z jakim borykają się szpitalne oddziały ratunkowe, jest fakt, że systematycznie zgłaszają się tam po pomoc osoby, których w ogóle nie powinno tam być, a więc nieznajdujące się w stanie zagrożenia życia bądź zdrowia.

- Stan zagrożenia życia definiuje Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która mówi, że jest to stan polegający na nagłym lub przewidywanym w krótkim czasie pojawieniu się objawów pogorszenia zdrowia, którego bezpośrednim następstwem może być poważne uszkodzenie funkcji organizmu lub uszkodzenie ciała, lub utrata życia, wymagający podjęcia natychmiastowych medycznych czynności ratunkowych i leczenia (Ustawa o PRM, Dz.U. 2006 nr 191 poz. 1410) - wyjaśnia Łukasz Wrycz-Rekowski z Fundacji AID Ratunek.
Winę za konieczność wielogodzinnego oczekiwania na pomoc na oddziałach ratunkowych ponoszą więc pacjenci, którzy (niejednokrotnie świadomie) zgłaszają się tam, a nie np. do lekarza POZ, specjalisty czy punktu Nocnej Obsługi Chorych.

- Najważniejsza jest edukacja pacjentów, a także personelu medycznego przychodni, jakie zadania realizują i dla kogo przeznaczone są szpitalne odziały ratunkowe - mówi Małgorzata Pisarewicz, rzecznik Szpitali Pomorskich. - Aby skutecznie poprowadzić pracę w SOR, trzeba umiejętnie kierować ruchem pacjentów i jak najszybciej wyłapać grupy pacjentów w stanie bezpośredniego zagrożenia życia oraz tych pacjentów, którym życiu nic nie zagraża. Właśnie tej drugiej grupie osób musimy tłumaczyć, że przychodząc do SOR, muszą być przygotowani na dłuższe oczekiwanie na zdiagnozowanie.

Opinie (255) 3 zablokowane

  • Nieznajoma (1)

    Jaka znieczulica?!? Jak tak może byc! Niech wypierdzielaja pseudo Awansowane lekarzyny po jakiejs tam medycynie.a Pielegniarzyny niech się w końcu ubierają na biało. A nie jakieś lumy kolorowe.Jak to wygląda.

    • 1 10

    • Ty piszesz z sali psychiatrycznej?

      • 1 0

  • (1)

    Gdyby ludzie przestali latać na SOR ze złamanym paznokciem czy z bólem szyi po obudzeniu się to też by było trochę łatwiej na SORach....

    • 6 2

    • Ale nie kest bo nie maja gdzie isc z tymi rzeczami. Lekarz rodzinny za tydsien, do specjalisty trzeba miec skierowanie od rodzinnefo. Ida wiec na sor

      • 3 2

  • To was nie usprawiedliwia (9)

    Nie można chamstwa usprawiedliwiać przeciążeniem pracą. Ci sami lekarze po dyżurze idą do swoich prywatnych gabinetów i tam potrafią być uprzejmi. O lepszą organizację walczcie z pracodawcą, a nie z pacjentami.

    • 55 15

    • (3)

      Dokładnie! W prywatnym gabinecie zostałam traktowana jak należy, lekarz był nader uprzejmy, wstał żeby mi otworzyć drzwi do gabinetu, uśmiechał się , był życzliwy, natomiast ten sam lekarz operując mnie w szpitalu nawet nie przyszedł do mnie do sali poinformować o przebiegu operacji , w gabinecie był nieuchwytny, moje kilkukrotne prośby o to aby przyszedł i udzielił mi informacji o operacji i zaleceniach nie przyniosły efektu... doktor się nie pofatygował, inni lekarze na moje pytania warczeli tylko że to lekarz operujący ma obowiązek przyjśc do pacjenta z informacjami bo oni nic nie wiedzą! Doktor widocznie wyszedł z założenia że w szpitalu płaci mu nfz i nie musi pacjenta traktować jak człowieka!

      • 7 2

      • (2)

        W prywatnym gabinecie ma pół godziny dla jednego pacjenta, a po oddziale biega z miejsca w miejsce bo ma zabiegi, opisy, przyjęcia, wypisy, ludzi do pracy nie ma i nie wiadomo czasem w co ręce włożyć. A poradnie na NFZ? 10 minut na pacjenta. Czasami dłużej trwa rozebranie się pacjenta, nie mówiąc o badaniu, tłumaczeniu, dokumentacji. I znajdź tu jeszcze czas żeby drzwi otwierać!

        • 8 4

        • trafne!

          • 0 0

        • czujesz się usprawiedliwiony?

          możesz kogoś potraktować jak zero dzięki temu?

          • 4 0

    • (1)

      I nie można też tak upraszczać. Pacjent często spotka się z chamskim traktowaniem zanim dojdzie do lekarza. Ale wrzuty już idą na "lekarza" jako alegorię służby zdrowia.
      I myślisz, że oni nie walczą? Że lubią pracować w obecnych warunkach? No kaman.

      Pamiętaj też o tym, że dyrekcje szpitali to mniej lub bardziej udani menedżerowie. Im się ma zgadzać hajs. I za bardzo się na tym skupiają.

      • 8 2

      • najlepiej gdyby lekarze z SOR zwolnili się i przyjmowali prywatnie!

        • 1 0

    • to co piszesz to jest domeną lekarzy " starej" daty- gbur rano, dżentelmen wieczorem zgodnie z rozkładem pracy państwówka-prywata. Młodzi albo mają całkowicie wyjechane niezależnie od miejsca w którym się znajdują albo bardzo się starają też niezależnie od miejsca w którym się znajdują

      • 1 0

    • szczególnie lekarze medycyny ratunkowej (1)

      zakładają gremialnie prywatne praktyki i czekają z uśmiechem, aby przywitać pacjenta z rozległymi obrażeniami, oraz miło z nim porozmawiać zanim straci prytomność.

      • 3 0

      • a nie, to spoko....

        w takim razie jesteś usprawiedliwiony

        • 0 0

  • szkoda (5)

    1. 1 lekarz na SOR/KOR, 2 (60 letnie) pielęgniarki i 1 recepcjonistka,
    2. taka sama albo gorsza obsada na oddziałach, do których lekarz SOR/KOR przesyła dalej pacjentów,
    3. druczki i formularze (nawet te elektroniczne) zabierają lekarzowi 30 min na pacjenta,
    4. przemęczenie, braki kadrowe i sprzętowe,

    oto przepis na zaistniałą sytuację. Lekarze i pielęgniarki nie uciekają z kraju, bo nie mogą tu zarobić. Uciekają, bo chodzi głównie o warunki, w których ta ciężka praca ma być świadczona. Potrzeba reformy i nakładów, reformy przemyślanej, a nie w stylu podwyższania minimalnej czy zakładania sędziom (stalinowskim....) kagańca. Aby szybciej rozładować wagon węgla - zatrudnij więcej osób. Aby proces sądowy trwał krócej - zatrudnij więcej sędziów i asystentów. Aby leczenie było szybsze i bardziej efektowne - zatrudnij więcej lekarzy i pielęgniarek. A do tego trzeba tylko dobrych warunków pracy (nie nowszych łopat, nowej procedury czy nowych budynków szpitali). Szkoda, że aktualnie ten prosty wniosek zasłaniany jest rządowym hejtem i nastawianiem jednego Polaka przeciwko drugiemu. Bądźmy dla siebie mili, pozdrawiam

    • 114 8

    • Bardzo rozsądna wypowiedź

      • 1 0

    • no własnie,czemu za PRLu było szybciej i lepsze leczenie,mimo braku nowoczesnego sprzętu i ,,przestarzałych leków"? (1)

      • 3 2

      • co to za durne założenie, że w PRlu bylo lepiej? chyba nie zyles w tamtych czasach albo jesteś z tych "uprzywilejowanych"?!

        • 2 2

    • Wkradła się w Twoją wypowiedź pewna nieścisłość.
      Za granicą warunki pracy w służbie zdrowia bywają równie ciężkie. To właśnie adekwatne zarobki powodują, że Polacy jadą "tam" pracować równie ciężko, ale za porządny hajs. Bliższa koszula ciału.
      Dodatkowo, można też przyjąć, że odpowiednie zarobki wchodzą w skład dobrych warunków pracy.
      Za to w pełni zgadzam się z twierdzeniem, że rząd robi kawał dobrej roboty, żeby nas antagonizować.

      • 9 2

    • Tu akurat uwazam, ze bardziej pozytecznym byloby zaktywizowanie i zmobilizowanie opieki ambulatoryjnej, zeby nie oplacalo sie z byle problemem odsylac pacjenta na sor.

      • 10 0

  • Polska to bieda

    Od ilu lat to trwa że szpitale są w ratalnym stanie. Kolejki po kilka lat i wiecznie brak hasju na leczenie. Ale prywatnie to od jutra można przyjść. Polska to już niedługo Ukraina 2 tylko w polskim wydaniu. Niby jestem Polakiem ale nie chodzę z tym głową do góry, wstyd mi że jestem akurat Polakiem.

    • 3 3

  • SOR w szpitalu miejskim w Gdyni to jakaś tragedia (7)

    • 87 2

    • Sor gdynia

      Modelowe chamstwo personelu i znieczulica. Mam osobiste fatalne doświadczenia i przyjaciółka 2 mies temu potwierdziła. Masakra jak tam jest źle

      • 0 0

    • mnie w Gdyni 2 lata temu przyjęli na pierwszy wywiad/badanie i kroplówkę po pół godziny. zgłosiłam się z silnym bólem brzucha nieprzechodzącym od kilku dni oraz wymiotami uniemożliwiającymi jedzenie i picie od prawie 2 dni (więc na pewno odwodnienie). lekarz mnie zbadał, dali kroplówkę nawadniającą, powstrzymującą wymioty i przeciwbólową i dopiero wypuścili z powrotem na korytarz. potem czekałam kilka godzin na USG i finalną diagnozę (choć wstępną postawił lekarz w gabinecie USG i wiedziałam czego się spodziewać) ale pierwsze przyjęcie było dość szybkie. moja mama miała podobne doświadczenia (kamienie nerkowe) - pierwsze przyjęcie, żeby dać coś przeciwbólowego było szybkie, potem kilka godzin czekania na badania i wyniki.

      • 4 0

    • KOR w UCK na Smoluchowskiego chyba gorszy,chora na raka krtani czekała tylko

      na zmianę rurki w krtani ok 10 godzin...

      • 3 3

    • Tak to jest jak sie likwiduje izbę wytrzeźwień i karetka jeździ po Śródmieściu i zbiera pijaków (1)

      • 21 0

      • Karetka tylko przywozi pacjentów na SOR

        zostawia ich tam i dalej powinni sobie radzić sami;

        Upadek z roweru, uderzenie głową w chodnik i chwilowa utrata orientacji - no problem - niebieska opaska

        • 1 0

    • (1)

      Prawda. Miałem "przyjemność" tam trafić w zeszłym roku. W środku jakaś masakra. Pani na wstępie powiedziała, że poczekam minimum 5-6 godzin, zanim ktoś w ogóle mnie obejrzy (bo wiedziałem, co mi się stało), a następne tyle, aż mnie ktoś poskłada. Ale była na tyle miła, że dała mi adres innej placówki, gdzie powinno pójść szybciej. Poszło, chociaż standard pomocy trochę zostawiał do życzenia. W tym kraju lepiej nie chorować i nie mieć wypadków.

      • 19 0

      • Panie, żeby chorować, trzeba mieć zdrowie!

        • 18 1

  • SOR w Dublinie. Po zabiegu laryngologicznym zatkał się dren.

    Czekałem 7 godzin na zmianę drenu i ewakuację krwiaka. Tak jest na całym świecie, pojeździjcie i potem oceniajcie. U nas nie jest jeszcze najgorzej. Wszędzie pierwszeństwo mają przypadki zagrażające życiu.

    • 6 1

  • Moja historia (2)

    Na działce nieuważnie obchodząc się nożem zaciąłem palce . Dość mocno bo nóż zatrzymał się na kości. I po sprawdzeniu gdzie mam się udać musiałem pójść na SOR . Było mi wstyd z taką pierdółką zawracać gitarę, ale nie było innego wyjścia . Założono mi dwa szfy na palca .
    A za komuny to z takim palcem poszedłbym na pogotowie , gdzie student by mnie cerował .
    Ale teraz mamy kapitalizm

    • 7 0

    • Ja tak zaciąłem dłoń nożem kuchennym

      Krew sika jak porypana, pół kuchni ochlapane, nie ma opcji - plastrem tego nie zaklajstruję. Pogotowia nie ma, 22:00 święto sześciu króli, ja w obcym mieście, no nic jadę na SOR. Odstałem swoje w kolejce znacząc na podłodze ślady krwi, dochodzę do okienka, rejestratorka patrzy na mnie, na moją rękę owiniętą czerwonym już bandażem z którego kapie na ziemię i zadaje to pytanie, którego nie zapomnę do końca życia: "a skierowanie jest"?

      • 1 0

    • dwa szwy na palec

      to niewiele jak na cięcie do kości.

      • 5 0

  • (4)

    Wizyty lekarskie powinny być prywatne tylko, cennik taki, jak jest teraz do lekarzy prywatnych, 140 zł za wizytę, badania płatne osobno, tak samo na SOR - ach. Od razu by się zmniejszyły kolejki do lekarzy tylko po to, aby móc sobie pogadać, skończyłoby się przychodzenie do lekarza czy na SOR z byle czym. Teraz przychodnie są zawalone emerytami, którzy mają na wszystko czas i zajmują terminy u specjalistów. Dlatego nie można się nigdzie dostać. Zostaje SOR. No i potem jest tak, że siedzą tam godzinami niby chorzy z zagrożeniem życia (ciekawe?) i czekają nie wiadomo na co/ troskliwe, zabiegane dzieci przywożą swoje mamy/ babcie itd., a może uda się ich umieścić w szpitalu, jeśli się wykłócę, to nawet długo i dziwią się, że paru lekarzy z oddziału lub ratowników z karetki tego nie ogarnia. Tylko wysokie opłaty i porządny triage jest w stanie tych ludzi czegoś nauczyć. Swoją drogą właśnie na etapie triage powinna być jasna i stanowcza informacja o tym, że dana osoba ze swoim przypadkiem nie ma co czekać na pomoc, gdyż jej stan zdrowia nie zagraża życiu. To triage powinien odsyłać takie osoby do domu, a na stanowisku ratowniczym oprócz ratownika obowiązkowo postawny ochroniarz dla bezpieczeństwa. Takie jest społeczeństwo. I żadnych meneli na SOR-ach. Dopiero wtedy będzie lepiej.

    • 17 11

    • Bzdura - do lekarza przestaliby przychodzić ludzie, którzy tego naprawdę potrzebują

      • 0 0

    • To niech mi oddadzą moje skladku nfz to pojde do prywaciaza

      • 0 0

    • Nie podpisałeś się pod wpisem. Brawo !

      Piszesz głupoty . Tak d**ilnego wpisu ja też bym nie podpisał .

      • 0 2

    • Tia

      A przykaz dla triażu od dyrekcji: rejestrować wszystkich

      • 0 0

  • No bez jaj... (3)

    Wszystkiemu wini są pacjenci? I co jeszcze? Pacjenci nie wiedzą już co robić, bo służba zdrowia utyka już nie na jedną a na dwie nogi. Do lekarzy czeka się miesiącami, a czasami nawet latami. Kombinują zatem jak mogą, aby ktoś zajął się nimi. Owszem, są pacjenci, którzy nadużywają tego, ale zawsze znajdą się czarne owce.
    Swoją drogą, o Nocnej Obsłudze Chorych dowiedziałem się dopiero z tego artykułu.
    Warto może o tym "trąbić" na około, bo ludzie nie wiedzą. Bardzo często taka pomoc wystarczy.

    trojmiasto.pl poświęćcie jeden artykuł nt. takich punktów, gdzie można zgłosić się w regionie i jaką pomoc można uzyskać. Później powtarzajcie to co jakiś czas, aż ludzie "zakodują" sobie.

    • 15 7

    • Był chyba taki artykuł. (2)

      Ale punkty takiej nocnej opieki są tylko dwa na cały Gdańsk.

      • 0 2

      • Nocna (1)

        W Gdańsku jest 5 a nawet 6 punktow nicnej:
        Zaspa,
        Wojewodzki,
        Marynarka Wojenna,
        Polanki (dzieci),
        Lema,
        Świętokrzyska

        • 1 0

        • dodać należy, że te punkty obsługują również okoliczne powiaty

          • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Transformacyjna Podróż w Kolorach Czakr z Anetą Paluszkiewicz

200 zł
warsztaty, spotkanie, joga

Młodzieżowa Grupa Wsparcia

100 zł
warsztaty

Certyfikowany kurs pierwszej pomocy

warsztaty, spotkanie

Najczęściej czytane