• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Prof. Jassem: Pakiet onkologiczny nie pomaga chorym na raka

Elżbieta Michalak
20 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Przeciętny chory niewiele skorzystał na pakiecie onkologicznym. Przede wszystkim ze względu na ograniczenia formalne, przez które w ogóle nie może do tego pakietu wejść.  Przeciętny chory niewiele skorzystał na pakiecie onkologicznym. Przede wszystkim ze względu na ograniczenia formalne, przez które w ogóle nie może do tego pakietu wejść.

Od 1 listopada w pakiecie onkologicznym nastąpić mają zmiany: rozszerzy się lista nowotworów, zmieni się skład konsylium oraz zapis dotyczący wystawiania zielonej karty. - To zwykła kosmetyka, udawanie, że coś się dzieje i karmienie chorych złudną nadzieją na zmiany - mówi prof. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.



Elżbieta Michalak: Szybka diagnostyka i leczenie chorych na raka, zniesienie limitów w finansowaniu świadczeń onkologicznych - cele pakietu są szczytne, ale czy udało się od stycznia zrealizować któryś z nich?

Prof. Jacek Jassem: Niestety nie, bo metody, których użyto do wdrożenia pakietu są absurdalne, i zamiast polepszyć, pogorszyły sytuację wielu chorych.

Mówi pan o biurokracji i jej konsekwencjach?

O mnóstwie niepotrzebnych, biurokratycznych procedur, które zawiera pakiet onkologiczny. Najgorsza jest konieczność wypełniania tzw. "zielonej karty", która służy wyłącznie rozliczeniu świadczeń. Pochłania to lekarzom ogromnie dużo czasu i odrywa ich od chorych. Powoduje też konieczność zatrudnienia wielu dodatkowych osób, które muszą ten pakiet obsłużyć: rejestratorów, koordynatorów i innych pracowników administracyjnych.

Na papierze wszystko się zgadza, ale w rzeczywistości wygląda to inaczej. Terminów narzuconych przez pakiet często nie można dotrzymać, dlatego pacjentów trzeba leczyć poza nim.

A co ze zwiększeniem dopływu środków do onkologii? Czy budżet na leczenie chorych na raka wzrósł?

Jest odwrotnie - pakiet zabrał pieniądze z onkologii. Przykłady można mnożyć, ale posłużę się jednym, wyceną za hospitalizację pacjenta. Została ona zmniejszona - i słusznie, bo np. w radioterapii była nadużywana i zamieniona na tzw. pobyt hotelowy. NFZ zaoszczędzi na tym w skali roku kilkaset mln zł. Niestety te pieniądze nie wróciły do onkologii. Trafiły w czarną dziurę. NFZ przeznaczył je po prostu na inne cele, choć w onkologii dramatycznie brakuje pieniędzy na nowoczesne i innowacyjne terapie, przyspieszenie diagnostyki czy poprawienie infrastruktury.

Pakiet miał przede wszystkim poprawić sytuację chorych. Coś się zmieniło na lepsze?

Niestety przeciętny chory niewiele na tym skorzystał. Przede wszystkim wielu z nich, ze względu na ograniczenia formalne, w ogóle nie może wejść do pakietu. Absurdem jest też kolejny przepis, to, że diagnostykę w pakiecie onkologicznym może uruchomić tylko lekarz POZ. Czyli jeżeli chory przyjdzie do lekarza specjalisty, choćby onkologa, to ten nie może mu założyć zielonej karty i rozpocząć diagnostyki, nawet jeśli nie ma wątpliwości, że chory ma raka. Wtedy zdezorientowany chory musi wrócić po tę kartę do lekarza POZ... I tak biega od gabinetu do gabinetu, więc jak to ma przyspieszać ten proces?

A czy terminy są dotrzymywane? Zgodnie z założeniami, od momentu zgłoszenia się do specjalisty wskazanego przez lekarza rodzinnego do postawienia diagnozy nie powinno minąć więcej niż 9 tygodni.

Na papierze wszystko się zgadza. Ale w rzeczywistości wygląda to inaczej. Terminów narzuconych przez pakiet często nie można dotrzymać, dlatego pacjentów trzeba leczyć poza nim. W niektórych nowotworach terminowe rozpoczęcie leczenia jest bardzo istotne i ściśle określone. Ale np. w raku gruczołu krokowego, przed rozpoczęciem radioterapii chory często przez kilka miesięcy otrzymuje leki hormonalne i formalnie przekroczony zostaje termin rozpoczęcia leczenia, ze wszystkimi konsekwencjami. Takie sytuacje można mnożyć. Ten pakiet jest przykładem myślenia życzeniowego - byłoby zbyt proste, gdyby to, co jest zapisane w ustawie zmieniało wszystko na lepsze, jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki.

Jeśli pacjent nie może być objęty pakietem, to czas jego diagnostyki automatycznie się wydłuża.

Czy pacjent, który posiada zieloną kartę krócej czeka na badania?

Jeśli chory miał szczęście i wszedł do pakietu, to ma prawo do szybkiego wykonania badań i rzeczywiście wszyscy starają się je wykonać błyskawicznie. Inaczej niemożliwe byłoby rozliczenie diagnostyki i leczenia. Niestety dalej nie działa to już tak dobrze. Bo kiedy po trzech miesiącach trzeba mu zrobić badania kontrolne, znów ląduje na końcu kolejki. Ale najważniejsze jest to, że kołdra jest zbyt krótka, jeśli więc komuś przyspiesza się leczenie, to ktoś musi poczekać na nie dłużej.

Chce pan powiedzieć, że na pakiecie tracą pacjenci, którzy z jakiegoś powodu są poza nim?

Jeśli pacjent nie może być objęty pakietem, to czas jego diagnostyki automatycznie się wydłuża. Czeka on w ,,normalnej" kolejce, a świadczenia dla niego są limitowane. Ale zdarzają się też sytuacje, kiedy rezygnujemy z zielonej karty.

Wyrzucacie ją do kosza i zaczynacie leczenie na własną rękę?

Czasem jest tak, że wcześniejsze konsylium, które często odbywa się poza kliniką, ustali plan leczenia, który uważamy za niewłaściwy. Często dysponujemy na przykład dodatkowymi informacjami, które podczas konsylium nie były jeszcze znane. A w pakiecie jest zapis, że nie można zmienić raz podjętej decyzji. Bywa też tak, że pacjent nie chce leczyć się tam, gdzie został skierowany, a to jest w pakiecie "sztywne" - chory może na leczenie trafić tylko tam, gdzie mu wskazano. Na to, że kłóci się to z jego podstawowym prawem do wyboru miejsca leczenia, jakoś nie zwrócono uwagi. To rodzi kolejne nonsensy. Niedawno trafił do mnie chory na raka tarczycy, który został skierowany na oddział chirurgiczny, w którym nigdy nie wykonano takiej operacji. Inna sytuacja - choremu z Gdańsku każe się leczyć w Gdyni, zmuszając go do codziennych dojazdów. Nic dziwnego, że pacjenci się buntują i coraz częściej nie przyznają do posiadania kart.

Niedawno trafił do mnie chory na raka tarczycy, który został skierowany na oddział chirurgiczny, w którym nigdy nie wykonano takiej operacji. Nic dziwnego, że pacjenci się buntują i coraz częściej nie przyznają do posiadania karty.

Mówi pan, że pacjenci często są odsyłani na leczenie do szpitali, które nie mają doświadczenia w leczeniu nowotworów. Czy w Trójmieście doszło już do jakichś błędów lekarskich?

Mamy już takie przypadki, które są na granicy błędu lekarskiego. Przyczyniła się do tego także niefortunna i niezrozumiała decyzja urzędu marszałkowskiego o wcieleniu Wojewódzkiego Centrum Onkologii w struktury szpitali marszałkowskich. Znacząco pogorszyło to sytuację chorych na nowotwory w Trójmieście, bo zamiast trafiać do specjalistycznych klinik, kierowani są do ośrodków, które mają znacznie mniejsze doświadczenie.

Ministerstwo Zdrowia opublikowało na swojej stronie internetowej informację na temat zmian w pakiecie onkologicznym, wchodzących w życie od 1 listopada br. Może będzie lepiej?

Niestety proponowane zmiany nie usuwają głównych wad pakietu. Ktoś sobie po prostu przypomniał o jakimś nowotworze, ktoś zauważył, że jeśli chory ma białaczkę, to nie potrzebuje konsultacji z chirurgiem czy radioterapeutą, ktoś zrozumiał, że nie trzeba zielonej karty wypełniać w trakcie wizyty chorego, a można to zrobić w ciągu trzech dni. To wszystko drobiazgi, które niczego nie zmienią.

Czy w ogóle jest szansa na poprawę sytuacji chorych na nowotwory? Jak osiągnąć cele, które założono w pakiecie?

Oczywiście, że tak. Trzeba zasadniczo zmienić pakiet onkologiczny tak, by spełniał swoje cele, których nikt nie kwestionuje. Wystarczyłaby jednozdaniowa ustawa, mówiąca o tym, że chory z podejrzeniem lub rozpoznaniem nowotworu ma prawo do bezlimitowych świadczeń. I na tym można by skończyć. Do tego należałoby sporządzić akt wykonawczy, w którym znalazłby się wymóg zaznaczenia takiego chorego w systemie i skierowania go na szybką ścieżkę diagnostyki i leczenia. I tyle, nie trzeba tu tworzyć tej koszmarnej biurokratycznej otoczki, która niweczy jego cele. Niezależnie od tego konieczna jest znacznie głębsza reforma systemu walki z rakiem, oparta na polskim "Cancer planie", który od roku leży w szufladach ministerstwa zdrowia. Ale to jest temat na odrębną rozmowę.
Elżbieta Michalak

Miejsca

Opinie (47) 3 zablokowane

  • prawda

    W kwestii nowotworow nigdy nie bedzie lepiej to choroba na ktora umiera miliony ludzi. A czemu tak jest, bo musi sie zgadzac statystyka zgonow i narodzin

    • 8 0

  • Moja mama 26 stycznia założyła kartę Dilo 26 stycznia u lekarza POZ...

    • 2 0

  • Jassem? Czy on nie popiera kandydatów PO na spotach?

    Eeee, na pewno mi się pomyliło :)
    Tylko skąd tak zwrot w poglądach na kilka dni przed wyborami panie profesorze?

    • 17 0

  • Karta DILO to nikomy niepotrzebna biurokracja.

    Całe leczenie nowotworu piersi: leczenie chrurgiczne, chemioterapia, radioterapia dzieki wymogom biurokratycznym stawianym przez DILO w moim przypadku wydłużył proces leczenia o 3 tygodnie.
    Wspaniali lekarze onkolodzy, których spotkałam w czasie leczenia są super ludźmi. Niestety zamiast leczyć muszą zajmować się wypełnianiem kolejnych dokumentów.

    • 14 2

  • Prof Jacek Jassem. (1)

    W tym artykule występuje jako lekarz Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
    Jest konsultantem krajowym w jednej z dziedzin onkologii .
    Czy nie brał udziału w powstaniu karty DILO?
    DILO to karta, której musi być współtwórcą.

    • 20 0

    • Skąd ta pewność?!

      • 1 2

  • Rządowe kliniki di likwidacji.

    Tak jest gdy ci co rządzą mają odrębne kliniki i bez problemowy dostęp do lecznictwa i leków najnowszych generacji. Dlatego w nagrodę za szczególną "troskę" o zdrowie całego społeczeństwa,warto im podziękować w niedzielę przy urnach wyborczych. Niech następcy wiedzą,że gdy tak będą rządzić to naród też odetnie ich od koryta i nie ważne jaki ich sztandar.i. Taka okazja niestety jest tylko raz na cztery lata.

    • 11 1

  • Po wizycie u pana profesora nie będzie konieczne żadne leczenie i pakiet -

    • 5 0

  • 9 tygodni?

    od wizyty u onkologa do postawienia diagnozy nie powinno upłynąć więcej niż 9 tyg????Śmiechu warte, mój tatuś zmarł po 7 tygodniach.....bo lekarze nie umieli odczytać RTG.....według lekarzy on DRAMATYZOWAŁ.....

    • 10 4

  • Onkologia (2)

    Onkologia w PL to kpina. Moi rodzice zmarli na raka.( w młodym wieku) Idąc do onkologia proszę go o skierowanie na badania genetyczne. Onkolog stwierdził że mi nieda bo badania są drogie a w Polsce i tak nie ma odpowiedniej profilaktyki i po co mam wiedzieć czy zachoruje.

    • 10 2

    • (1)

      Jezeli to byl rak piersi/sutka to idz do poradni genetycznej-od reki pobiorą ci krew na brca. Jezeli inny nowotwór to jest niskie prawdopodobnienstwo dziedziczenia

      • 2 0

      • Tata rak jelita grubego. Mama rak jajnika. W poradni genetycznej chcą skierowania.

        • 3 0

  • Tak ... (1)

    ulizanego profesora jeszcze nie widziałam. Jako ostatni powinien Pan narzekać. Dobre rady należy zgłaszać do Ministerstwa lub partii matki!

    • 4 2

    • Skąd wiesz, może podejmował takie kroki?!

      Tylko nikt go nie słuchał, bo monopol na mądrość (nie jedyny raz) miała Centrala w W-wie....

      • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

III Ogólnapolska Konferencja Samoświadomość i komunikAACja a TZW. zachowania trudne

konferencja

Biologia totalna | wykład wprowadzający 10 maja (piątek), godz. 20:30-22:30

70 zł
warsztaty, spotkanie

Rola osoby towarzyszącej w porodzie warsztaty dla mamy i taty

warsztaty, konsultacje

Najczęściej czytane