- 1 Coraz więcej rodziców odmawiających szczepienia dzieci (195 opinii)
- 2 "Aparat za miliony niszczeje". Co dzieje się z pandemicznym tomografem? (54 opinie)
- 3 Niemal 180 marzeń do spełnienia. Czekają podopieczni hospicjum (13 opinii)
- 4 Przemoc domowa a Niebieska Karta. Kto najczęściej jest sprawcą? (120 opinii)
- 5 Nowe spojrzenie na stwardnienie rozsiane. Konferencja dla pacjentów (12 opinii)
Na Pomorzu liczba osób cierpiących na choroby układu krążenia i umierających na zawały należy do najwyższych w kraju.
- Często jeżdżę z karetką do osób z zawałem serca - mówi dr Łukasz Lewicki z I Kliniki Kardiologii Akademii Medycznej w Gdańsku. - Choć na miejscu spotykam zwykle wielu świadków, mało kto udziela choremu pierwszej pomocy. Ludzie albo boją się, albo nie wiedzą, jak to zrobić.
W takiej sytuacji znaleźli się dwa tygodnie temu państwo Tkaczykowie z Gdańska.
- Spędzaliśmy niedzielę w domu, w planach mieliśmy tylko lekkie prace - opowiada Teresa Tkaczyk. - Po południu mąż poczuł się źle, skarżył się, że coś go ciśnie w klatce piersiowej. Z minuty na minutę było gorzej, krzyczał, rzucał się, rwał na sobie ubranie. Byłam tak przerażona, że nie potrafiłam wykręcić numeru pogotowia, nie mówiąc o jakiejś akcji ratunkowej.
Karetka przyjechała w ciągu kilku minut. Nie minęła godzina, gdy w Akademii Medycznej w Gdańsku pan Romuald przeszedł koronografię - badanie pozwalające ocenić drożność naczyń wieńcowych. Mąż pani Teresy do tej pory był okazem zdrowia - nigdy nie skarżył się na problemy z sercem. Rodzina przypuszcza, że zawał spowodowany był przez stres.
Akademia Medyczna w Gdańsku po raz pierwszy organizuje kurs pomocy, której powinno się udzielić w przypadku zawału serca. Lekarze zachęcają do udziału zwłaszcza członków rodzin pacjentów z chorobą wieńcową. W trakcie ośmiogodzinnego szkolenia uczestnicy dowiedzą się, jak rozpoznawać objawy zawału serca, kiedy wzywać pogotowie i jak się zachowywać, gdy chory straci przytomność. Ćwiczenia na fantomach przeprowadzać będą ratownicy medyczni. Rodziny chorych dowiedzą się też, jak korzystać z defibrylatora. Kurs kosztuje 80 zł, zajęcia odbywać się będą w soboty.
- Już prawie skompletowaliśmy pierwszą grupę - mówi dr Łukasz Lewicki. - Brakuje nam jeszcze tylko kilku osób. Kurs jest odpłatny, bo musimy pokryć koszty pracy wykwalifikowanych ratowników medycznych. W przyszłości chcemy się postarać o dofinansowanie tego szkolenia ze środków Unii Europejskiej.
Teresa Tkaczyk już zapisała się na zajęcia. - Na szczęście mój mąż nie stracił przytomności przed przyjazdem karetki - mówi kobieta. - Teraz wiem, że te kilka minut do chwili, gdy pojawią się lekarze, ma ogromne znaczenie. A w kursie wezmę udział, bo może ktoś jeszcze kiedyś będzie potrzebował mojej pomocy.
Dr Lewicki: - Jeśli u chorego dojdzie do zatrzymania akcji serca, zawsze należy podjąć akcję reanimacyjną. Najgorsze już się stało, pacjent jest w stanie śmierci klinicznej, a nasze działania mogą mu tylko pomóc. W ten sposób kupujemy dla niego czas i zwiększamy szanse na uratowanie.
Osoby, które chcą wziąć udział w kursie, mogą kontaktować się z dr. Łukaszem Lewickim, nr tel. (0-58) 349 25 76.
Opinie (2) 2 zablokowane
-
2007-03-21 09:19
Może wrescie ludzie przestana odwracać głowy i uciekać jak ktoś nagle upada na ulicy
- 0 0
-
2007-03-21 12:26
Faktycznie ludzka świadomość w tym zakresie jest niewielka.
Mało kto wie, jak pomóc człowiekowi z zawałem, albo jak pomóc sobie kiedy się ten zawał ma - no i co najważniejsze, jak zawał rozpoznać u siebie czy u innych osób.
Mało kto wie też, że jeśli zawał trafi się w miejscu oddalonym od szpitala, to jest możliwość użycia śmigłowca Pogotowia Lotniczego, który stoi w 3-minutowej gotowości do lotu i zawał lub podejrzenie zawału jest jak najbardziej wskazaniem do tego, żeby go użyć. Bywa, że dyspozytor pogotowia z przyczyn finansowych (kasa za wyjazd karetki) woli wysłać karetkę - czasem trzeba "delikatnie" pomóc mu podjąć odpowiednią decyzję wspominając że wie się o tej możliwości i w razie czego będzie się dochodzić przyczyn niewysłania go, jeśli są wskazania (oddalenie od szpitala, dobra pogoda, teren możliwy do lądowania, pora dnia) a transport karetką zakończy się kiepsko. Śmigłowiec jest opłacany przez ministerstwo i tak naprawdę najwięcej kosztuje wtedy, kiedy nie jest używany, bo i tak jest w gotowości - ludzie nie mają świadomości tego, uważają że transport śmigłowcem to jakiś luksus nie dla zwykłego człowieka. Ostatnio w pracy był przypadek kiedy facet z objawami zawału był wieziony do szpitala samochodem (!), podczas kiedy śmigłowiec stał jakieś 3-4 minuty lotu od tego miejsca i warunki były idealne do takiego transportu. Nie było mnie wtedy w pracy, jak o tym usłyszałam to mi się włos zjeżył.
Warto wziąć udział w takim kursie. Szkoda że ja nie mogę - w soboty sama prowadzę kursy.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.